czwartek, 5 listopada 2009

Czwartego listopada spadł w Szczecinie pierwszy, jesienny śnieg.























































Jak to mawiali hodowcy kóz?
Wkrótce przyjdą takie mrozy, że przymarznie cap do kozy.

Komentarze:

Kazislav | 05 listopada 2009,11:56:46

W Zielonej Górze też:)

acid | 05 listopada 2009,13:55:04

W Gdyni też

Sajam | 05 listopada 2009,15:32:29

U mnie (na południu) był już 2 tygodnie temu ;]

Trobin | 05 listopada 2009,20:34:16

To była śnieżyca normalnie!
Przez to mój autobus uraczył mnie spóźnieniem... :D


wtorek, 3 listopada 2009

Wstań, nie jesteś sam?

W Szczecinie, na grobach pojawiają się napisy "Grób przeznaczony do likwidacji z powodu braku opłat".

Do końca roku będzie takich napisów około 6 tysięcy.

To podobne, jak autentyczny napis "Uprasza się psy, o nie szczekanie przed sklepem".

Jak zmarły przeczyta i opłaci, to zarządca się wzbogaci. Jeżeli nie, to kości zostaną rzucone.

Już widzę, jak panowie z młotami rozkruszają pomniki, i nagrobki z kamieni polnych pozostałe po poprzednich właścicielach cmentarza!
















































Jak długo trzeba nie płacić, 60 lat, czy mniej, aby grób stał się nietykalny?
Przy okazji, dlaczego ludzie robią "wiochę" przy ściankach z wmurowanymi prochami? Te dywaniki, i stragany z kwiatami i zniczami, wyglądają jak na odpuście! Nie po to ktoś wyraził zgodę na taki pochówek, aby robiono później pseudo grobowe dekoracje w bardzo złym guście!

A , to jeszcze jeden przykład z serii "klaszczemy, bo wylądował!".


Komentarze:

sh | 03 listopada 2009,09:40:07

Oplacasz grob raz na 10 lat. W niektorych cmentarzach raz na 20

Jajcuś | 03 listopada 2009,11:59:57

A jak ty sobie to inaczej wyobrażasz? Jak ktoś jest w danym miejscu pochowany, to już zawsze ma tam stać jego nagrobek? Wtedy wszędzie mielibyśmy tylko cmentarza. Nie byłoby gdzie mieszkać, gdzie ziemi uprawiać itd.
Tak samo jak przychodzi moment, w którym człowiek umiera, tak samo nadchodzi dzień w którym zniknie jego grób. Zależnie od walorów grobu i zapotrzebowania na miejsce na cmentarzu, to może być 10, albo 1000 lat.
I jak już któryś grób trzeba usunąć, to raczej taki którym nikt się nie interesuje. A żeby nie było niespodzianek „po fakcie” to zrobiono ostrzeżenia. Nie widzę tu nic zdrożnego.

kkk | 03 listopada 2009,12:09:38

@Jajcuś, przecież ja nie o tym pisałem, że "Jak ktoś jest w danym miejscu pochowany, to już zawsze ma tam stać jego nagrobek? Wtedy wszędzie mielibyśmy tylko cmentarza. Nie byłoby gdzie mieszkać, gdzie ziemi uprawiać itd."

Mnie chodziło o to, że nalepianie informacji na nagrobkach, wygląda na próbę kontaktu ze zmarłym. Oraz, że pewne groby, niejako przez "zasiedzenie" lub raczej "przeleżenie", stają się nietykalne. I takich grobów, jak już odpowiednio długo są, nikt nie oklei ostrzeżeniem i nie zrówna z ziemią.
Czyżbym napisał nieczytelnie?

Jajcuś | 03 listopada 2009,12:58:42

No, widać nie do końca czytelnie. Albo ja za głupi jestem ;)
Jednak nawet jeśli chodzi o formę (zgadzam się, że to wygląda głupio/mało elegancko), to masz inną propozycję?
Osoba która pierwotnie grób opłaciła może być już nieosiągalna, albo świadomie ignorować rachunki z cmentarza. Jednocześnie inni bliscy zmarłego mogą ten grób odwiedzać i może któryś z nich byłby gotowy zapłacić, gdyby wiedział, że jest problem. I pewnie zrobiłby awanturę, gdyby za rok na Wszystkich Świętych tego grobu już nie było…
Sprawa delikatna i kłopotliwa… i co by się nie zrobiło, zawsze będzie coś nie tak. Tylko tym zmarłym wszystko jedno ;)


Stonogografia.



















Szukałem informacji o stonogach, a trafiłem na bloga 733+chakier. Ciekawy blog.

wtorek, 27 października 2009

Trzeźwo myślący? Alkomaty w kościele?

Znowu w kościele pełen komplet mają,
bo alkomaty w promocji rozdają!
Chcą się dowiedzieć, szans mając niewiele,
czy trzeźwo myślą obecnie w kościele?

niedziela, 25 października 2009

Psi smalec jest be? Czy może nie? Wybiórcza "miłość" oszołomów?

Motto: Kocham zwierzęta, przerobione w kiełbas pęta.

Zwierzęta mają swój organoleptyczny (nie tylko) stosunek do ludzi. Z wzajemnością.

Największym (gabarytami) pasożytem człowieka jest pies. Tak się przymilił do ludzi, że ludzie często świata poza nim nie widzą.

Świnia, która ma równie, o ile nie lepszy węch od psiny, i daje się podobnie "oswoić", nie ma szans! Jest w naszej strefie kulinarnej uznana za przysmak!
I nic to, że tropi trufle lepiej od psa! Że uwielbia muzykę klasyczną. Że szwajcarscy chirurdzy (czy tylko oni?) ćwiczą na niej rany postrzałowe, bo są podobne komplikacje jak u ludzi.

Że pewne koncerny samochodowe robią symulacje wypadków z świnią za kierownicą, lub na siedzeniu pasażera. Tu akurat jestem zgodny. Często za kierownicą znajduje się świnia, pijana świnia. Tu, przepraszam wszystkie genetyczne świnie. to takie niefortunne ludzkie porównanie.

Czy wojowanie z osobnikami przerabiajacymi psinę na smalec, i wcinanie schabowego, po ciężkim dniu takiej "walki", jest moralne?

Jak znam swoich pobratymców, to tak!

Żryjmy się między sobą i żryjmy to, co jest dozwolone w naszym kręgu kulturowym!

A reszta? A cała reszta albo niech zejdzie do kulinarnego podziemia, albo niech liczy na "słuszne" oburzenie i potępienie schabojadów!



Komentarze:

mierze | 25 października 2009,11:24:00

Ale ważna jest także tradycja. Tak jak w Indiach nikt nie tknie krowy, tak u nas wiekszość ludzi nie wyobraża sobie szamania psa.
Psi smalec cudownym lekarstwem na raka

flegmatyk | 25 października 2009,12:27:30

Mnie jakoś wcinanie psów nie rusza, przez co jestem przez znajomych uważany za dziwnego człowieka.

remiq | 25 października 2009,12:42:12

> Ale ważna jest także tradycja. Tak jak w Indiach nikt nie tknie krowy, tak u nas wiekszość ludzi nie wyobraża sobie szamania psa.

Szamanie psiego smalcu jest tradycją. To, że Ty i redaktorzy Wybiórczej pochodzicie z Inteligencji, nie znaczy, że Wasze tradycje są lepsze. A już tworzenie antytradycji i motywowanie jej przestrzegania tradycją, to jakiś koszmar. "Nie obchodzimy świąt Bożego Narodzenia. Tak długo jej nie obchodzimy, że to się stało tradycją. Państwo powinno bronić naszej kultury nieobchodzenia."

Być może nie masz rodziny na wsi. Gdy człowiek hoduje świnie, nabiera innego punktu widzenia. Wieśniacy są mniejszymi hipokrytami w tej kwestii. Z Burkiem się nie przyjaźnią, pies nie wchodzi do domu i nawet nie śni mu się wejście do łóżka. Z ich perspektywy, to że miastowi pozwalają na coś takiego zwierzętom chowanym w domu to jakiś absurd. Na miarę choroby psychicznej. Czemu przyjaźnić się z psem, skoro masz tylu sąsiadów? A, prawda. Sąsiadów masz, ale nawet z nimi nie rozmawiasz. A jakiś kontakt trzeba z czymś żywym mieć. Można mówić do kwiatków, można sobie kupić psa...

kkk | 25 października 2009,13:00:52

@remiq, pięknie to ująłeś! "Czemu przyjaźnić się z psem, skoro masz tylu sąsiadów?"

Zawsze przerażają mnie miłośnicy zwierząt, pełni współczucia, rozczuleni nad losem obsranych czworonogów, a mający w dupie los biednych ludzi żyjących tuż obok, często w tym samym pokoju.


środa, 7 października 2009

Esperanto - język pięknych złudzeń?

I stało się jak z każdym, sprytnych Żydów kantem,
kto, ucząc się języków, zajął Esperantem,
nie, żebym do nich jakąś ja urazę chował,
ale lata nauki języka... zmarnował.
Może to dobry język, w założeniu cenny,
ale jaki ma zasięg? Dosłownie plemienny.
Pięćdziesiąt lat nauki, to jedynie sprawia,
że jak spotka Anglika, to gębę rozdziawia!
Rozdziawia ze zdumienia, słucha z bólem głowy,
a angielski jest dzisiaj MIĘDZYNARODOWY!
To język dyplomatów i świata nauki,
w Internetu zasobach opisy dzieł sztuki,
literatura takoż cenna jak i liczna,
jest w ogromnej większości, też anglojęzyczna.
Wylecisz zagranicę, wyjdziesz na lotnisko,
i spróbuj się dogadać, będąc płaczu blisko,
z obsługą, że na przykład szukasz połączenia,
które właśnie zmieniono, wszak wszystko się zmienia,
w Esperanto zadając najprostsze pytania,
to możesz tak rozmawiać, choćby do usrania,
po próżnicy to będzie, nikt w lotniska tłumie,
twej egzotycznej mowy wcale nie zrozumie.
Co warta Esperanta półwieczna nauka?
Użyć tego języka na co dzień, to sztuka!
Użyjesz, jeśli będziesz kręcić i mataczyć,
z kimś, który zna ten język i zechce tłumaczyć,
z angielskiego na język twojego plemienia,
tylko czy Esperanto coś w tym wszystkim zmienia?
Znaleźć esperantystę na płycie lotniska,
czy wygrać milion w Lotto, szansa równie bliska.
To już łatwiej sprzątacza o pomoc poprosić,
który z twego plemienia przybył, worki nosić,
znając dobrze angielski, pomocą posłuży,
lepiej niż Esperanto, w tej twojej podróży.


Komentarze:

Paweł Ciupak | 06 października 2009,16:44:35

> ale lata nauki języka... zmarnował

Amen.


czwartek, 27 sierpnia 2009

?

?

Komentarze:

Szymon | 26 sierpnia 2009,18:32:08

ke?

Piechuła | 26 sierpnia 2009,18:33:28

!

Paweł Ciupak | 26 sierpnia 2009,18:38:54

.

kkk | 26 sierpnia 2009,18:44:50

Pytajnik wyrwie się sam z klawiatury,
gdy ma się nastrój ponury.
I dzięki, że na joggerze,
aż tylu udział w tej 'rozmowie' bierze!
Wykrzyknik, kropka, i zbyteczne słowa,
to jest dopiero rozmowa!

! | 26 sierpnia 2009,19:30:52

!

User | 26 sierpnia 2009,19:56:09

Co myślicie nad opcją "zgłoś do zmiany poziomu"? na stronie głównej joggera, przy tytule taki link.

snufkin | 26 sierpnia 2009,19:57:52

@User, to głupota.

kkk | 26 sierpnia 2009,20:00:12

@User, a co? Następny reformator? To użytkownik wybiera poziom WŁASNEGO WPISU! A Ty @User, to sobie możesz zapodać w RSS blogi, które masz zamiar czytać, lub w skrypt wwalić te, które sa Ci niemiłe. Łącznie ze swoim blogiem, he, he!

LnxTx | 26 sierpnia 2009,21:00:17

,

zammer | 26 sierpnia 2009,23:07:24

;

Szymon | 26 sierpnia 2009,23:08:44

>

kkk | 26 sierpnia 2009,23:17:42

I dowalił @zammer 'z byka',
używszy średnika,
a @Szymon bez litości,
użył znaku większości.
Oj, będzie się dzisiaj działo,
bo znaków jest ASCI niemało.
Może dla uspokojenia,
wpiszę znak zamyślenia? -

zammer | 26 sierpnia 2009,23:24:32

kkk: średnik to był koniec linii.

pecet | 27 sierpnia 2009,11:58:47

Pff.. ascii Unicode! ☺

Michał _kUtek_ Kuciński | 27 sierpnia 2009,17:06:39

misc | 27 sierpnia 2009,17:33:21

~

kkk | 27 sierpnia 2009,22:04:45

Powiedziała Matylda z uśmiechem do męża:
- Ma tylda w swym wyglądzie coś, jak gdyby z węża.
Mąż tak odrzekł: - Matyldo, masz rację kochanie,
mała tylda... rajskiego węża wspominanie.
A kUtek, sześć sanskrytem wpisał tu nieśmiało,
choć po trzykroć szatański ten znak by się zdało.
Sześć, jako wąż zwinięty, wiarołomna zdrada,
wisielczą, ku przestrodze, pętlą się układa.

LnxTx | 27 sierpnia 2009,22:10:15


środa, 5 sierpnia 2009

Pies prawie zeżarł dziecko? Są ważniejsze tematy zastępcze!

Nasz teleogłupiacz dosłownie chwilę poświęcił dzisiaj sprawie pogryzienia i okaleczenia kilkuletniej dziewczynki przez psa , na terenie restauracji.

"Potężny pies kłami rozpruł pięcioletniej Włoszce pół czoła, policzek i uszkodził nos. Ze śmiertelnego uścisku uwolnił córkę jej ojciec. Małą, zawiniętą w pokrwawione obrusy, do szpitala zabrała karetka. Dziecku założono aż 90 szwów. "

I dla zagłaskania tematu, zaraz po tej informacji, podanej w sposób zdawkowy, wyświetlono rzewną i rozwlekłą opowieść o psie, przewożonym w bagażniku(!).

Przewożony przez swoją opiekunkę pies, wyskoczył W CZASIE JAZDY SAMOCHODU i po jakimś czasie "sam zgłosił się na posterunek policji". Tak. Ten pies sam się zgłosił! Tak podał teleogłupiacz!

I nikt w tej bajce-reportażu nawet się nie zająknął o odpowiedzialności opiekunów psa, za zagrożenie, jakie stwarzało wyskoczenie psa z bagażnika na drogę ruchu! Wprost pod koła innych pojazdów! Duży, silny pies bez smyczy i kagańca, wałęsający się po okolicy! Ogłupiony sytuacją, w stresie! I same ochy i achy! Jaki mądry pies! Sam się zgłosił!



Dodane 06.08.2009:

To mamy ciąg dalszy teleogłupiania mediów. Dzisiaj teleogłupiacz pokazuje reportaż o psim smalcu. Czy wspomniano o ludziach okaleczanych przez psie bestie? Nie!

Co zobaczymy w najbliższym czasie, w tej kampanii odwracania uwagi od spraw ważnych?


Dodane 10.08.2009:
Restauracja przy ulicy Grodzkiej, w której agresywny amstaff zaatakował i pogryzł pięcioletnią dziewczynkę z Włoch, nie zostanie zamknięta przez sanepid - dowiedział się reporter RMF FM. Kontrola w lokalu wykazała jedynie niewielkie uchybienia, a właścicielkę ukarano 300 złotowym mandatem.

Właścicielka psów wykazała się sporym sprytem i zaradnością i tuż po ataku psów zamknęła na trzy dni restaurację. Prawdopodobnie spodziewając się kontroli sanepidu dokładnie umyła cały lokal i kuchnię, poniekąd zacierając ślady – dlatego inspektorzy ich nie wykryli - donosi RMF FM.





Komentarze:

Michał Górny | 05 sierpnia 2009,09:28:00

Wątpisz w psią mądrość?!

kkk | 05 sierpnia 2009,12:16:31

Serio? Wątpię czy zrozumiałeś sens wpisu.

Avilar | 05 sierpnia 2009,17:48:55

Według mnie obydwa "newsy" nie nadają się do publikacji w ogólnokrajowych mediach. Kogo to do cholery obchodzi ?

kkk | 05 sierpnia 2009,20:02:16

@Avilar, wątpię, czy twoje zdanie podziela okaleczona dziewczynka i jej rodzice. Kogo obchodzi twoja znieczulica?

Dodek | 05 sierpnia 2009,20:05:25

Nienawidzę jebanych psów.

kkk | 05 sierpnia 2009,20:06:58

@Dodek, psy są dobre. Spytaj Wietnamczyka lub Chińczyka, czy lubi psy.

Dodek | 05 sierpnia 2009,20:07:47

W sumie zawsze mnie to zastanawiało. Czemu można zabijać, oprawiać i jeść krowy, owce i świnie, a psów nie?

kkk | 05 sierpnia 2009,20:08:34

Pewnie dlatego, że psy nas lubią? Jeść?

Dodek | 05 sierpnia 2009,20:09:18

Więc co, świnie nie mają prawa do miłości do własciela?

kkk | 05 sierpnia 2009,20:13:19

Jeżeli wierzyć rozmaitym badaniom, doświadczeniom, to świnie przewyższają inteligencją psy. Ale z tego nic nie wynika.
Do władzy na przykład w większości pchają się nie inteligentni, ale miernoty. I te miernoty wygrywają. Co widać wokół.
Świni nie wolno trzymać w mieście, ale w Parlamentach są spotykane. Bezkarnie!

Dodek | 05 sierpnia 2009,20:18:17

Widzisz, ja zawsze chciałem zjesc psa, tylko to cholerne kulturowe tabu nigdy nie dało szansy. Nawet jak po myślni rozszedł się mem, że wietnamczyki robią wieprzowinę z owczarków, to poszedłem do kilku i wszyscy mówili "ne ne my pieski ne dobzie dobzie dziekowac"...

Nawet pytalem ludzi, czemu nie mozna jesc psow i oprocz problemow natury formalnej (w Polsce ponoc nielegalne) dostalem odpowiedzi w stylu niesmaczne[potrzebne zrodlo] czy "najlepszy przyjaciel czlowieka"[potrzebne zrodlo]...

kkk | 05 sierpnia 2009,20:30:49

@Dodek, żarty nie żarty, ale w czasach eksplozji szaszłyków w "epoce Gierka", tu i ówdzie zdarzały się wpadki z serwowaniem cielęcinki z Azorka. Sam, jak przypuszczam, nie jeden raz wcinałem taki szaszłyczek. W miejscach, gdzie często jadałem owe specjały, po jakimś czasie prasa pisała o serwowaniu psiny.

Nie rozumiem, nie oceniam, nie osądzam. Są osoby, "nie jedzące baraniny". Czy powodem jest, że nie jedzą "swoich braci"?

Są nie spożywający świniny. Są nie jedzący kaczek, nawet jak są w sPISie jako "po pekińsku".

Świnia lepiej tropi trufle od piesków. Ma doskonały węch. Ale przez wieki kojarzono ją wyłącznie z pokarmem i nic nie zmieni stosunku do niej.

Smalec psi był od wieków (i jest nadal) spożywany w niektórych regionach. Teraz ten "proceder" zszedł pewnie do podziemia, ze względu na restrykcje.

Ciekawi mnie, jak bezboleśnie i "po ludzku" ugotować, żywcem odarte ze skóry, ziemniaki?

Dodek | 05 sierpnia 2009,20:36:51

kkk: wiesz, ja nie żartuję - jak tylko będzie legalna możliwość zjedzenia w Polsce psa to skorzystam.

denerwuje mnie ten kulturowy idiotyzm - że świnie można kopać prądem, podrzynać gardła, rozcinać na pół i wieszać na haku, a pieski są nietykalne.

jak dla mnie albo się jest totalnym wegetarianinem (chociaż tego też nie potrafię zrozumieć, ale szanuję), albo się nie daje żadnych zastrzeżeń.

o ziemniakach mi nawet nie wspominaj, bo przypomina mi się już zupełnie odlotowa (w sensie wyznawcy odlecieli z realnego świata) ideologia - frutarianizm

kkk | 05 sierpnia 2009,20:46:17

@Dodek, uważaj abyś się w swoich zachciankach konsumpcyjnych nie zagalopował.

Są i inne "kulturowe tabu". W latach, zdaje się sześdziesiątych wieku dwudziestego, w pewnych regionach Chin spożywano "ludzinę". Podobno była nawet metoda unikania zjadania bliskich, czyli zamiana "pokarmu" między wsiami. Pamiętam nawet artykuł o tym, w jakiejś naszej gazecie. Pisano coś, że kropla ludzkiego tłuszczu na mięsku lśni jak diament, o ile dobrze zapamiętałem.

Dodek | 05 sierpnia 2009,20:46:59

E, ludzina to już inna bajka.

egzemplarz | 05 sierpnia 2009,22:49:46

Z tą psiną to po prostu bariera psychiczna. Są ludzie którzy z takich powodów nie mogą jeść koni. Babcia miała takie doświadczenie w Powstaniu W-wskim. Faceci jedli psy, bo innego mięsa nie mieli, a ona nie chciała. W końcu się przekonała. Potem spojrzała na biegającego psa i mięsko które spokojnie leżało już w żołądku nagle znalazło się na zewnątrz. Dla niektórych taka bariera jest po prostu nie do przejścia. Zgadzam się, że restrykcje prawne za jedzenie psów to chory pomysł, ale rozumiem ludzi którzy nie chcą ich jeść. Sam też się do tego jakoś nie palę.

kkk | 05 sierpnia 2009,23:06:17

@egzemplarz, z tym zwracaniem to prawda. Jak widzę takie jedno "tłuste mięcho" w teleogłupiaczu, to chociaż nie pochodzę z Kalisza, "taka bariera jest po prostu nie do przejścia".

Mrówka, sadło z komara, dżdżownica z rusztu, czy gorący pies, to tylko kwestia gdzie się aktualnie znajdujemy. Jedno należy jeść i mlaskać z zachwytu a drugie to tabu. A za miedzą to jedzą.

No, i my też mamy własny temat zastępczy.
Zamiast współczuć pogryzionym i zżartym ofiarom piesków, bredzimy o pierdołach.

A wystarczy wpisać w wyszukiwarkę "pies pogryzł".

Czasem "miłośnicy psów" wmawiają, że to wina tego, co został pogryziony lub zżarty.
A jak to się ma do kilkudniowych, kilkumiesięcznych, lub kilkuletnich dzieci?

Same zawiniły? No, cóż, pieski też mają swoje marzenia kulinarne.

KP | 06 sierpnia 2009,01:27:52

Winny jest właściciel. Zawsze.

Psom, jako nie-ludziom, odmawia się prawa do wolnej woli, a więc i odpowiedzialności, a więc i etycznego osądu ich poczynań. Pies nie może być "winny", bowiem jego czyny są wzgledem niego etyczine neutralne. Natomiast winny może być właściciel i jest. Jeżeli pies wybiega z zaplecza (a co tam robił?! może uciekał przed tasaczkiem? tak apropos psiny), to znaczy, że ktoś go nie dopilnował.

To tak samo, jak z technologią. Komputer nigdy nie jest winny. Winny jest programista, technik. To nie pistolet zabija.


sobota, 1 sierpnia 2009

Dzieci, wakacje, paragrafy. Nuuuda!

"Za komuny" łopatki, czy raczej szpadelki, były przeważnie żelazne! Grabki też bywały metalowe. Podobnie jak wiaderka i foremki do piasku. Dzieciarnia wykradała noże z kuchni i grała nimi, a matki darły się, że znowu nóż stępiony od wbijania w ziemię. Co biedniejsze dzieci do kopania w piachu używały łyżek, też cichcem z domu wyniesionych. Scyzoryk, to miał prawie każdy chłopak w kieszeni. No, chyba, że zgubił.

Niedawno robiłem trochę porządków w piwnicy i znalazłem drewnianą skrzynkę z zestawem "Mały stolarz". Dla dzieci od lat 6. I co było wewnątrz? Ano, piła do drewna z prawdziwym, ostrym, metalowym brzeszczotem! Młotek z nacięciem do wyciągania gwoździ, ostro zakończony. Oczywiście metalowy. Jakieś śrubokręty, dłuto i strug! I inne drobiazgi. A jednak mój starszy syn i jemu podobni, pomimo zabawy tymi "niebezpiecznymi" według unijnych zaleceń zabawkami, przeżył!

Jak się ktoś skaleczył, to posypał piaskiem, albo jakiś liść przykleił i nawet w domu nie wspomniał, bo by jeszcze oberwał ścierką po głowie. Teraz to dzieci mają "luksusowe" dzieciństwo. Oczywiście żartuję.

Biedne są teraz te dzieci, z tego dobrobytu! Nie potrafią się bawić. Nie grają w palanta czy podchody. Nie łażą po drzewach, nie chodzą na czereśnie lub jabłka do sąsiada. Nie jeżdżą na "taradajce" (taka deska z metalowymi łożyskami, pierwowzór deskorolki), nie umieją strzelać z procy ani z łuku. Ba! Nie potrafią sobie zrobić ani wspomnianej procy, ani łuku, ani kuszy! Ani huśtawki z liny. Nie potrafią rozpalić ogniska, bo i gdzie to wszystko mają robić? Wokół same zakazy i paragrafy.

Blokowiska, to płaskie tereny z trawnikami, po których wolno tylko pieskom biegać. Dla dzieci są chodniki i wybetonowane niby boiska. Nuuuda!



Komentarze:

anoriell | 31 lipca 2009,21:03:03

Przeraża mnie to.

Ja dziadkowi z garażu podprowadzałam zawsze scyzoryk, łyżko-widelec (składany taki z nitem po środku) i metalową miskę, co w wojsku używał i się tym w piachu bawiłam. Brudnym.

Babcię zawsze o ból głowy przyprawiałam jak przez okno widziała mnie na szczycie orzecha, a mama obserwowała jak szyłam prawdziwą igłą i nicią ubranka dla swoich lalek.

A dzisiaj dzieciom nawet zbyt twardo piłki nie wolno napompować...

Michał _kUtek_ Kuciński | 31 lipca 2009,23:50:53

W sumie to prawda. Od małego miałem różne dziwne narzędzia i dziwne zabawy. Co prawda kończyło się to różnie (po jednej zabawie mam olbrzymią bliznę, czy tam "dziką skórę" jak mawiają na kolanie do dziś), ale przynajmniej było fajnie. W piłkę niektórzy grali na boso, jak było gorąco i nikt nie płakał, jak ktoś nadepnął czy kopnął przypadkiem.
Jakoś nie zwracaliśmy uwagi na takie szczegóły jak trochę krwi czy zadraśnięć i bawiliśmy się świetnie. Każdy znajomy żyje, ma się dobrze. Co prawda ja już z tego "późniejszego" pokolenia jestem, ale i tak teraz jest dużo gorzej. Na boisku za blokiem, gdzie _sami_ sobie robiliśmy bramki sąsiedzi posadzili... drzewka.

Może dlatego coraz więcej dzieciaków w wieku 10-12 lat spotykam proszących mnie o papierosa, albo bym im piwo kupił?

kkk | 01 sierpnia 2009,00:16:39

@kUtek, mnie dzieciństwo kojarzy się przede wszystkim z wolnością. Jako dziecko byłem przez wakacje często u babci. Pamiętam, jak wcinaliśmy niedojrzałe papierówki, a potem się "znaczyło trasę do domu", bo brzuch nie wytrzymywał, he, he! Ale pamiętam też zapach i smak tych dojrzałych, napoczętych przez osy.

Wspominam często palone ogniska nie tylko dla pieczenia ziemniaków czy jabłek, ale ot, tak. Wracało się do domu i ciuchy, a zwłaszcza ręce i włosy pachniały uwędzone dymem. Nikt się nie spalił. Nikt niczego nie sfajczył.

Pamiętam pieczarki, same kapelusze, zbierane na poligonie i smażone z odrobiną masełka i szczyptą soli na węglowej kuchni u babci. Pamiętam kisiele i budynie, nie z torebki, ale według pomysłu babci. Zupę NIC. Kompoty z rabarbaru, śliwki, takie olbrzymie, soczyste, że sok ciekł po brodzie. Żywicę z śliw, żutą, niby gumę do żucia, a "prawdziwa" guma do żucia to dopiero zaczynała się pojawiać. Placek drożdżowy z kruszonką a nie te obecnie spopularyzowane wynalazki na proszku do pieczenia. On faktycznie po jakimś czasie piecze. Zgaga to się nazywa, czy jakoś tak.

Pamietam jajka wypijane na surowo, jeszcze ciepłe, tuż po zniesieniu przez kurę. Salmonella? A kto o tym wtedy słyszał?

Strzelanie z karbidu, kąpanie w gliniankach i pijawki. Łapanie żab. Zrywanie pałek wodnych, tatarak. Zapach łąki w upalny dzień. Takiej dzikiej łąki, gdzie rośnie to, co przyroda sama dopuściła, a nie wystrzyżonych trawników z psimi gówienkami.

Michał _kUtek_ Kuciński | 01 sierpnia 2009,00:28:30

Ano też większość wakacji dawniej spędzałem na wsi, gdzie mamy domek letniskowy. Ogniska też paliliśmy z kumplem, z którym zawsze tam jeździłem. Do lasu kilkaset metrów, więc w nocy wypuszczaliśmy się na zwiedzanie, wtedy strasznego, terenu. A rano jeździło się po świeże mleko, często dojone przy nas.

Żab nie łapałem, tylko jaszczurki w słoik. :) Pomimo tego, że matka cały czas mi powtarzała, że to niemożliwe, co rusz przynosiłem jej nowe, a potem wypuszczałem gdzieś dalej w las. Jedną chciałem hodować, ale potem stwierdziłem, że to raczej głupota. Nawet jej zrobiłem "mieszkanko" z rzeczy zbudowanych (drabinkę na przykład) i powrzucałem dużo trawy i liści. Komary nigdy nie przeszkadzały i godziny na słońcu (chyba) nie wpłynęły jakoś szczególnie źle na mój mózg. Ech, fajnie było. Ale głupio tak teraz za żabami biegać. ;)
Chyba już wiem dlaczego niektórzy Panowie tak bardzo chcą dziecko. :-)

kkk | 01 sierpnia 2009,00:44:46

Fakt, ja też sobie przypominam jaszczurki. Było ich nad wyraz dużo w czasach mojego dzieciństwa. A w stawach traszki i pijawki. Kurki wodne, jerzyki, jaskółki, szpaki. Zaskrońca i jeża to nawet hodowałem jakiś czas w domu.

kkk | 01 sierpnia 2009,02:17:23

Znalazłem przepis na wspomnianą zupę NIC. Jak znajdę natchnienie, to spróbuję zrobić.

Zupa (zwana nic) na mleku.

Na pół garnca niezbieranego gotującego się mleka
wziąść 6 żółtek, rozbić je mocno ze szklanką cukru,
wlać kieliszek zimnego mleka, a gdy mleko się zagotuje,
wlewać, ciągle mieszając, do żółtek, rozgrzać na ogniu,
uważać, żeby zgęstniało, ale się nie zagotowało, bo się
żółtka zwarzą, włożyć kawałek cynamonu lub wanilii
i trochę tureckich rodzenków. Białka zaś ubić na pianę,
wsypać parę łyżek cukru, wymieszać i ugotować jak
kładzione kluski na gotującem się mleku przed zaprawieniem
zupy żółtkami, wyjąwszy je łyżką durszlakową
do wazy. Zrobioną zupę wynieść do piwnicy dla
ostudzenia.

Przepis z:

Kuchnia polska niezbędny podręcznik dla kucharzy i gospodyń wiejskich i miejskich

Toruń l9Ol. Drukiem i nakładem Ernesta Lambecka.


czwartek, 30 lipca 2009

A Opera działa nieupierdliwie!

Tak się zastanawiam. Czy ja coś źle robię? Po kilkugodzinnym włączeniu, Mozilla Firefox lub Orca Browser(to, to samo?), nagrywanie płytki DVD trwa u mnie ponad dwie godziny! Zajętość procesora nie schodzi poniżej 100 procent! Ale, no tak, jest "ale", jeżeli przeglądam zasoby Internetu poprzez GreatNews (włączony kilkanaście dni!) to procesor jest zajęty maksymalnie w 47 procentach a nagrywanie płytki trwa około kwadransa na prędkości razy cztery, plus około sześciu minut na weryfikację. Używałem swego czasu ponad półtora roku WYŁĄCZNIE Linuksa (przeważnie Ubuntu) i miałem podobne tajemnicze zaabsorbowanie procesora. Zaznaczam, że przeglądarki WWW są aktualizowane na bieżąco. A zjawisko też jest jak widać aktualizowane "na bieżąco". Pewnie, żeby mi smutno nie było?

Dodam, że niejaka Opera działa nawet po kilku dniach od uruchomienia, bez zauważalnej upierdliwości.

Ale co ja tam wiem? Czepiam się i tyle!


Komentarze:

BTM | 30 lipca 2009,07:43:12

Firefox sam z siebie działając w tle nie ma szans na zjadanie aż takiej ilości procka (co innego RAM, może masz mało i musiał dużo swapować) - raczej Flash - odpalenie jakiejkolwiek strony ze Flashem, i nawet zostawienie jej w innej, nie aktywnej, zakładce potrafi znacznie zwiększyć zużycie CPU.

radmen | 30 lipca 2009,08:08:55

Mnie się raz zdarzyło, że po wyłączeniu firefoksa jego proces wisiał jeszcze przez 2 godziny, zawalająć RAM i jednego z CPU.

Ogólnie dość nie miłe wrażenia.

Z drugiej strony na Operę nie zamierzam się przenieść, nie odpowiada mi :)

radmen | 30 lipca 2009,08:08:56

Mnie się raz zdarzyło, że po wyłączeniu firefoksa jego proces wisiał jeszcze przez 2 godziny, zawalająć RAM i jednego z CPU.

Ogólnie dość nie miłe wrażenia.

Z drugiej strony na Operę nie zamierzam się przenieść, nie odpowiada mi :)

Dandys | 30 lipca 2009,08:53:24

Hmm, a przy tym nagrywaniu, to może po prostu napęd chodzi w trybie PIO? Bo wtedy też się lubią dziać takie cuda.

kkk | 30 lipca 2009,11:54:34

Też nie zamierzam przenosić się na Operę na stałe. To co oferuje w dodatkach Firefox, jest wygodniejsze. A co do szczegółow, to pamięci RAM mam wystarczająco dużo, zostaje w opisanej sytuacji jeszcze około 0,5GB wolnej. To sam procesor jest zajęty w stu procentach.
Też istotny szczegół, mam otwarte średnio około piętnastu zakładek. Ale jak zauważyłem, nawet przy jednej jest podobnie.
Wystarczy, że zabiję Firefox lub jego klona a następna płytka nagra się w normalnym czasie.
Po prostu wiem o takich sytuacjach, i jak pamiętam, to przed nagrywaniem "unieszkodliwiam" Firefox, a jak zapomnę, to denerwuję się, dwugodzinnym czekaniem na zakończenie nagrywania. A co do zostawania Firefoksa w tle, to też tak czasem mam, i dlatego sprawdzam odruchowo i zabijam proces.
Co do stron z Flaschem, to są prawie wszędzie i nie będę się zastanawiał i tropił, czy Firefox się na niej nie potknie. Ja jestem użytkownikiem, a że czasem niezbyt zadowolonym użytkownikiem, to trudno. Liczę na poprawę, he, he! Jak się już zna te magiczne myki przy korzystaniu, to nie jest źle.

tewux | 30 lipca 2009,13:38:33

Płytki Ci się wolno nagrywają, zapewne przez to obciążenie procesora. Bufor nagrywarki pewnie jest za wolno napełniany, wtedy laser musi przerwać pracę, bufor się napełnić i można dalej nagrywać. :P (tzw. system ochrony zapisu, kiedyś tego nie było, i płyty się zwyczajnie "psuły", tzn. można je było co najwyżej na ścianie powiesić)
A co do samego FF, mi tylko stronki z obciążającym flashem takie numery robiły, ale to już jest wtyczka od Adobe...

Szymon | 31 lipca 2009,00:15:11

@kkk, a nie możesz odpalać fx-a z "niskim" priorytetem ? (nice, ionice).

kkk | 31 lipca 2009,00:20:04

@Szymon, nasuwa się pytanie, a muszę?
Mam się czuć dowartościowany szczególnym sposobem używania?

Szymon | 31 lipca 2009,00:23:56

w sumie to nie musisz,
lepiej napisz i wyślij łatkę,
kod firefoksa jest afair publicznie dostępny.
;)

kkk | 31 lipca 2009,03:16:39

@Szymon, w sumie, mogę iść na sumę. W sumie, to mogę też nie iść na sumę. A co to kogokolwiek interesuje? Ja jestem NIEŚWIADOMY OKOŁOTOWARZYSZĄCYCH PROBLEMÓW związanych z jakąś przypadkowo użytą przeglądarką WWW. A co mnie to w ogóle obchodzi? Pchają się jedni z drugimi nachalnie, że ONI JEDYNIE są receptą na moje kłopoty. I, co? I NIC! ONI, są powodem następnych kłopotów!


"W organizacjach takich pracują również ludzie".

Słucham tej gadki-szmatki o pomocy żywnościowej, kopaniu studni i innych Groźnych Problemach, jak to:

"w organizacjach takich pracują również ludzie"

oraz

"kobiety mogą się zająć dziećmi, zamiast chodzić po wodę"

i innych rewelacji. Genialne!

A wszystko to na Polsat News. Temat w sam raz na upały. A szpadle w łapy i kopać! Na wsiach ludzie sami studnie kopią i żadna "fundacja" nie jest im do tego potrzebna!

Lubię ten temat (O kopaniu studni w Afryce. Tak, wiem. Obym zdechł z pragnienia.):

I ta serdeczność! Dzieci dostają arbuza do każdego posiłku - o to dba Victor.

Niestety w 1994 roku w naszym rejonie wybuchły walki plemienne w wyniku, których zniszczono mój warsztat wraz z jego wyposażeniem. Byłem zmuszony zaniechać dalszej budowy i naprawy studni na terenie całej Diecezji Tamale.

Cisowianka we współpracy z PAH przygotowała Kampanię Wodną, która również ma na celu zwiększenie dostępu do wody pitnej. Cały zysk ze sprzedaży butelek 0,33l jest przekazywany na konto Polskiej Akcji Humanitarnej, która gromadzi fundusze na budowę studni i ujęć wody w Sudanie Południowym, regionie o katastrofalnej sytuacji wodnej. Według szacunków PAH jedna mała butelka wystarczy, aby zapewnić dostęp do 5 litrów czystej wody.


Pijmy wodę, lejmy wodę, na pożytek, albo szkodę. Napojony tubylec będzie miał więcej siły do walk plemiennych!


Komentarze:

radek | 30 lipca 2009,09:43:26

Dokładnie tak. Całe to "zamieszanie" z pomocą dla Afryki to tylko wiatr na medialne skrzydła (a fundacja też ma koszty własne, przecież tam też pracują ludzie). Jeżeli sami nie potrafią o siebie zadbać (paradoksalnie czarnym żyje się najlepiej w państwach rządzonych przez białych) to przecież na siłę nikt ich nie będzie "stawiał na nogi". Nie trzeba jechać do Afryki, żeby znaleźć głód i biedę, wystarczy zobaczyć dzieci przy śląskich "familokach" czy to co zostało po PGR-ach.



Ze świata każdy ma tyle...

Ze świata każdy ma tyle, to jest prawda główna, ile sam sobie weźmie, choćby nabrał gówna.

Jeśli wiesz na czym stoisz, upewnij się jeszcze, czy kto na cię kieruje spojrzenie złowieszcze.

Nie przepraszaj, że żyjesz, niczemu to służy, żyj jak zechcesz, pamiętaj, to się nie powtórzy.

Gdy się patrzeć nauczysz, to się z czasem zdarzy, iż twój wzrok ponad innych, duuużo zauważy.

Pamięć, okrutna kara człowiekowi dana, ćmi się, myślą mózg jątrząc, jak paskudna rana.

Dzisiaj we Wrześni, uczniowie współcześni...

Poczytałem trochę tu i tu , oraz tutaj i także warto przytoczyć także prosty, lecz wzruszający wiersz "Wrzesińskie dzieci", którego autorką była prawdopodobnie Paulina Wężykowa, zapomniana poetka z ziemi poznańskiej:

Tam! Tam nad Wrześnią nowe słońce wschodzi.
Spoza osłony czarnych, ciężkich chmur,
Zza krat sądowych, z procesów powodzi,
A padłszy na twarz synów i cór,
Jak złota zorza szczerym blaskiem świeci:
Na wrzesińskie dzieci!

Dzieci tej ziemi! Gdy was ból omota,
A dobre serca pocznie męka gnieść,
Gdy słabnąć pocznie i wiara i cnota,
Niech wam przyświeca owych dzieci cześć,
Co świecić będzie do końca stuleci:
Z tych wrzesińskich dzieci!



Adam Asnyk w wierszu "Do młodych" tak pisał:

Każda epoka ma swe własne cele
I zapomina o wczorajszych snach...
Nieście więc wiedzy pochodnię na czele
I nowy udział bierzcie w wieków dziele,
Przyszłości podnoście gmach!


A współczesność?

Dzisiaj we Wrześni, uczniowie współcześni,
tropiąc obłudne poplecznictwa ślady,
i wychowawczej smród degrengolady,
odkrywszy, światu ogłaszając wici,
za bitów kilka, są po tyłkach bici!

Bo czym technika i elektronika,
entuzjazm młodych, nieskażony jeszcze,
gdy znowu wygra głos aparatczyka,
co będzie cedził pogróżki złowieszcze?

Dureń zawini, i... "łapać złodzieja!"
bo tak wygodnie, a że niemoralnie?
Taka widocznie Wrześni epopeja,
że co czas jakiś, ktoś tam gafę palnie.

Kiedy nadęty bufon władzę trzyma,
to się go żadna technika nie ima,
nic się nie wkradnie w spokój idylliczny,
tym bardziej dziennik, choć elektroniczny.

Od czasów Rzymian, a i wcześniej może,
ludzie karierę robili za zboże,
czemuż więc dziwić ma nas przykład Wrześni?
Tradycji przodków są wierni współcześni!

Komentarze:

bobiko | 29 lipca 2009,23:42:52
dzieki za wierszyk ;) swietna analogia hehe.


czwartek, 23 lipca 2009

Jeden akt urodzenia? Oba ma!

Zaskakujący zwrot ws. aktu urodzenia Baracka Obamy
Aktualizacja: 2009-07-15 9:43 am

W sprawie aktu urodzenia Baracka Obamy nastąpił nieoczekiwany zwrot. Po raz pierwszy sędzia sądu federalnego zarządził przesłuchanie w tej sprawie. Na taki krok zdecydował się federalny sędzia David O. Carter z Kalifornii – czytamy w serwisie worldnetdily.com.

Informację o decyzji sędziego Cartera przekazała Orly Taitz, która zajmuje się kilkoma sprawami dotyczącymi aktu urodzenia obecnego prezydenta USA. Sąd w Kalifornii rozpatrzy sprawę, którą Taitz złożyła dnia 20 stycznia 2009roku, czylidokłądnie w dniu inauguracji prezydentury Baracka Obamy. Sprawa zostałą wniesiona w imieniu Alana Keyesa, Wileya S. Drake’a i Markhama Robinsona.Więcej na ten temat

Keyes to były ambasador , który w latach 1968-2008 należał do Partii Republikańskiej (teraz reprezentuje konserwatywną Niepodległościową Partię Ameryki). W 2008 r. startował w wyborach prezydenckich z ramienia. Pozew dotyczy okresu zanim Obama objął najwyższy urząd w państwie, a zwłaszcza jego odmowy udostępnienia dokumentów, które potwierdzałyby, iż może on sprawować urząd prezydenta USA.

- Sprawa jest jasna – oświadczyła Taitz. – Myślę, że prawnicy Obamy przeoczyli tę sprawę, która została złożona w sądzie w dniu inauguracji prezydentury Baracka Obamy – dodała. Jak podkreśliła, gdy tylko rozpoczną się przesłuchania, niezwłocznie zażąda ujawnienia aktu urodzenia Obamy oraz innych dokumentów związanych z jego przyjściem na świat.

W pozwie Keyesa, Drakeia i Robinsona, prezydent USA występuje jako “Barack H Obama znany także jako Barack Hussein Obama II znany także jako Barack H Obama II znany także jako Barry Obama znany także jako Barry Soetoro.”

Taitz powiedziała, że sędzia Carter zapewnił, iż sprawa będzie się toczyć I nie zostanie oddalona z powodu względów proceduralnych. Sędzia miał powiedzieć, ze jako były żołnierz piechoty morskiej rozumie wagę spełnienia konstytucyjnych wymagań przez każdego, kto sprawuje urząd prezydenta USA.

Adwokaci Obamy nie pojawili się osobiście przed obliczem sędziego Cartera, w chwili gdy ogłaszał on swą decyzję o zorganizowaniu przesłuchania. Zamiast nich pojawiło się kilku pracowników biura prokuratora generalnego Kalifornii. Próbowali oni interweniować w imieniu Baracka Obamy, lecz sędzia nakazał im przyjęcie do wiadomości wydanej przez siebie decyzji. Nie wyznaczono jednak dokładnej daty pierwszego przesłuchania.

O publiczne zaprezentowanie aktu urodzenia urodzenia Baracka Obamy po raz pierwszy wystąpiła organizacja Defend Our Freedoms. Jak na razie, certyfikat ten pokazano tylko raz – w formie zdjęcia, umieszczonego w Internecie. Dokument ten to tzw. Krótka wersja aktu urodzenia; tego typu akt urodzenia otrzymywały jednak także dzieci urodzone poza granicami USA. Domagają się zaprezentowania pełnego aktu urodzenia, który zawiera szczegółowe dane takie jak np. nazwa szpitala, w którym doszło do porodu i nazwisko lekarza, który go odbierał – czytamy w serwisie worldnetdaily.com.

Sprawa certyfikatu jest ważna z punktu widzenia amerykańskiej konstytucji, która precyzuje, że prezydentem USA może być jedynie osoba, która urodziła się na amerykańskiej ziemi. Tymczasem wiele osób utrzymuje, że Barack Obama nie urodził się wcale na Hawajach, lecz w Kenii, skąd wraz z rodzicami, jako niemowlę, przybył do USA. Sprawą dokumentu maja zająć się także Sąd Najwyższy i Departament Sprawiedliwości.
www.worldnetdaily.com

Za: Wirtualna Polonia


http://www.bibula.com/?p=11477


Dalej na ten temat:


Żołnierz do Obamy: Pokaż akt urodzenia, albo nie jadę do Afganistanu
Aktualizacja: 2009-07-16 11:45 am

Żołnierz, który pozwał prezydenta Baracka Obamę do sądu, nie pojedzie do Afganistanu. Rozkaz wyjazdu odwołali jego dowódcy. Żołnierz chce, by Obama udowodnił, że posiada akt urodzenia na terenie USA, bo inaczej nie może być prezydentem a jego rozkazy są bezprawne.

Stefan Frederick Cook, major rezerwy amerykańskiej armii, miał wczoraj jechać do Afganistanu. Nie będzie musiał. Jego dowódcy odwołali rozkaz. Powód? Pozew w sądzie, który Cook złożył przeciw prezydentowi Obamie, by ten okazał oryginał aktu urodzenia na terenie Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z konstytucją to warunek sprawowania prezydenckiego urzędu.

- Moim obowiązkiem, jako oficera sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych, jest uzyskanie odpowiedzi na pytanie, czy rozkazy, które otrzymuję są legalne. Jeśli okazałoby się, że prezydent Obama nie jest naturalnie urodzonym obywatelem USA, to oznaczałoby to, że nie jest też uprawniony do sprawowania funkcji głównodowodzącego armią – oświadczył mjr Cook.

Kontrowersje wokół aktu urodzenia toczą się już od momentu kampanii prezydenckiej. Do tej pory jedyny akt urodzenia, który Barack Obama podał do publicznego wglądu w formie zamieszczonego na stronie internetowej zdjęcia, to akt, który otrzymują wszyscy obywatele USA, niezależnie czy urodzeni na terenie kraju, czy poza jego granicami. A kwestia dotyczy właśnie tego, czy poród miał miejsce na terytorium Stanów Zjednoczonych.

Mjr Cook jest reprezentowany przez mecenas Orly Taitz, która równolegle prowadzi kilka innych spraw związanych z aktem urodzenia Baracka Obamy. – Wygraliśmy! Wygraliśmy zanim w ogóle zaczęliśmy – powiedziała Taitz, komentując decyzję dowództwa Cooka.

Zdaniem adwokat istnieje teraz możliwość, przynajmniej teoretyczna, złożenia pozwu zbiorowego przez wszystkich żołnierzy służących w armii. Będą mogli stwierdzić, że nie przyjmą rozkazów od Baracka Obamy do chwili, gdy nie udowodni, że jest uprawniony do sprawowania urzędu prezydenta.

Przesłuchanie majora Cooka odbędzie się jeszcze dziś w sądzie w środkowym dystrykcie stanu Georgia. Wojskowy podkreśla, że chce jechać do Afganistanu, by wypełniać swe obowiązki, ale ma prawo do upewnienia się, czy głównodowodzący armią, czyli prezydent USA, ma prawo taki rozkaz mu wydać. Cook miał wyruszyć do Afganistanu wczoraj, na dzień przed wyznaczonym terminem przesłuchania.

- Jeśli okazałoby się, że nie jest naturalnie urodzonym obywatelem USA, to również rozkazy całego dowództwa byłyby nielegalne. Gdybym został w takiej sytuacji wysłany do Afganistanu, wypełniałbym nielegalne rozkazy. Jeśli zostałbym złapany przez oddziały wroga, to nie podlegałbym ochronie gwarantowanej przez konwencję genewską – zauważył następnie wojskowy.

Cook twierdzi, że bez legalnego prezydenta żołnierze amerykańskiej armii mogą być traktowani jako przestępcy wojenni podlegający ściganiu. Jak dodaje, jego wątpliwości wynikają z faktu, że pojawiło się wiele informacji wskazujących na to, że Barack Obama może nie być uprawniony do sprawowania urzędu prezydenta.

- Osoba zasiadająca w Białym Domu nie jest do końca szczera – ocenił mjr Cook. – Za każdym razem, gdy ktoś podejmuje sprawę aktu urodzenia, to jest ona odkładana, wyśmiewana albo zwyczajnie pomijana – dodaje żołnierz.

Mjr Cook to żołnierz rezerwy, który pracował dla prywatnej cywilnej firmy Simtech Inc., realizującej kontrakty dla Departamentu Obrony. Zajmował się tam technologiami informacyjnymi i integracją systemów. W związku z rozkazem wyjazdu do Afganistanu 10 lipca wziął urlop. Larry Grice, dyrektor Simtech Inc. przyznał, że po tym jak żołnierz wniósł do sądu sprawę przeciw Obamie, urzędnicy federalni domagali się jego zwolnienia z pracy.



AJ/Onet.pl/Worldnetdaily.com

Za: Fronda.pl


http://www.bibula.com/?p=11532


ZASADY PRZEDRUKU Z SERWISU INFORMACYJNEGO BIBUŁY:ZASADY PRZEDRUKU Z SERWISU INFORMACYJNEGO BIBUŁY:
Przedruki dozwolone, pod warunkiem podania źródła (np. "bibula.com" lub "Serwis Informacyjny BIBUŁA"), i/lub pełnego adresu internetowego: http://www.bibula.com/?p=11532 oraz niedokonywania jakichkolwiek skrótów lub zmian w tekstach i obrazach.




Komentarze:

BTM | 23 lipca 2009,08:34:54

Jak już robisz Ctrl+C/Ctrl+V ze źródeł zewnętrznych to linki też kopiuj, bo od pół godziny klikam w "Więcej na ten temat" i nic ;-(

kkk | 23 lipca 2009,11:31:13

@BTM, podałem link do źródła, a w żródle najwidoczniej brak dwukropka po "więcej na ten temat".
A licencja zezwala na przedruk pod warunkiem niedokonywania jakichkolwiek skrótów lub zmian w tekstach i obrazach.

Podałem jednak linki do tych artykułów, więc gdzie tu jest jakiś problem? Problem to ma chyba ten, o kim traktują te artykuły?


Statki lutuję, noże ostrzę!

przyszedł gołodupiec, stocznię kupić sobie,
dzisiaj miał zapłacić, po głowie się skrobie,
i tak wygrał na tym, wadium nie przepadnie,
grunt cwana umowa, wyjdzie na tym ładnie!
tu się coś daruje, a tam znów obieca,
aby ułagodzić, niech przycichnie heca.
ważne by omotać, publikę ogłupić,
jeszcze mu zapłacą, że był chętny kupić,
bo nasz Rząd potrafi robić "interesy",
za które zapłaci... naród, z własnej kiesy!

niedziela, 19 lipca 2009

Genetycznie modyfikowana śmierć

Nowotwory, bezpłodność i alergie – tym grozi spożywanie produktów zawierających składniki genetycznie modyfikowane. Międzynarodowe koncerny robią wszystko, by wymusić na rządach zgodę na śmiertelnie ryzykowne uprawy transgeniczne roślin. W tej rozgrywce chodzi o gigantyczne pieniądze, ale i ludzkie życie.

Dziś być może już wiemy, co przyczynia się do lawinowo rosnących przypadków alergii, bezpłodności, samoczynnych poronień, a także niektórych nowotworów. Badania zlecone przez Austriacka Agencję ds. Zdrowia i Bezpieczeństwa Żywności, zarządzaną przez tamtejsze ministerstwo zdrowia, a prowadzone przez Uniwersytet Weterynaryjny w Wiedniu, potwierdziły, że zmodyfikowana genetycznie (GMO) kukurydza poważnie wpływa na zdrowie reprodukcyjne myszy.
– Potwierdziły się najgorsze przypuszczenia. Naukowcy dowiedli, że karmienie zwierząt genetycznie zmieniona kukurydza prowadzi do ich niższej płodności i mniejszej masy ciała. Koncerny promujące GMO jak Monsanto, DuPont, Syngenta czy BayerCropScience AG walczą za wszelka cenę o nowe rynki zbytu. My domagamy się, by w Polsce natychmiast zakazano tzw. upraw transgenicznych, bo to olbrzymie zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi – alarmuje Krystyna Zając, członkini Koalicji „Polska wolna od GMO”, skupiającej naukowców, rolników, przedsiębiorców i ekologów. – Niestety, bierność naszego rządu nasuwa podejrzenia o zdradę. Bo cóż to za rząd, który skazuje obywateli na utratę bezpieczeństwa żywnościowego i próbuje otwierać furtkę na działalność korporacji lobbujących za uprawami transgenicznymi.

Nowotwory, bezpłodność
Przez ostatnie lata zwolennicy upraw GMO przekonywali opinię publiczna na całym świecie, że pochodząca z nich żywność, a także pasza dla zwierząt jest całkowicie bezpieczna. Poza tym zapewniali o możliwości współistnienia upraw transgenicznych z tradycyjnymi. Oba stwierdzenia okazały się kłamstwem.
Amerykańscy naukowcy z Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) uważają, że genetycznie zmodyfikowana żywność może być niebezpieczna. W jednym z testów z 20 szczurzyc, które karmiono pomidorami GMO z odmiany Flavr-Savr, u siedmiu stwierdzono poważne uszkodzenia żołądka. Arpad Pusztai, jeden z największych światowych ekspertów ds. oceny żywności genetycznie modyfikowanej stwierdził, że „związane z tymi pomidorami uszkodzenia mogą wywołać śmiertelny krwotok, zwłaszcza u ludzi starszych”. W kolejnym z testów na 40 szczurów karmionych wspomnianymi pomidorami aż 7 zdechło. Z kolei u badanych myszy dochodziło do rozrostu tkanek, co jak wiadomo może prowadzić do nowotworów.
Amerykańska Środowiskowa Akademia Medyczna (AAEM) zaapelowała o wprowadzenie natychmiastowego moratorium na GMO. „Żywność genetycznie modyfikowana stanowi poważne ryzyko dla zdrowia związane z toksycznością, alergiami, systemem immunologicznym i rozrodczym oraz ze zdrowiem metabolicznym, fizjologicznym i genetycznym. Badania nad zwierzętami dowodzą, że związek między produktami zawierającymi GMO, a niekorzystnymi skutkami zdrowotnymi nie jest przypadkowy” – napisano w stanowisku.
Dr Zbigniew Hałat, epidemiolog, prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów: – Genetycznie modyfikowana żywność grozi szerzeniem się alergii, raka i odporności na antybiotyki. W wyniku modyfikacji mogą powstawać nowe białka o charakterze nieznanych alergenów i toksyn. Wiele negatywnych stron GMO jest jeszcze nie odkrytych lub skrzętnie ukrywanych. Uprawy GMO nie mogą współistnieć z uprawami transgenicznymi. – Pyłek z roślin transgenicznych może utrzymywać się kilka godzin w powietrzu i przenosić się na odległość dziesiątków kilometrów – prostuje nieprawdziwe informacje profesor Jan Narkiewicz-Jodko z Instytutu Warzywnictwa. – Zgoda na GMO to uśmiercenie upraw ekologicznych i tradycyjnego rolnictwa. Także profesor Tadeusz Żarski
ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie alarmuje, że w środowisku nie można zastosować stref buforowych jak uważają biotechnolodzy. – Nasze tradycyjne rolnictwo jest zdecydowanie bardziej ekologiczne niż w Europie. Bo pamięć gleby zostaje, czyli np. pozostałości po pestycydach i nieorganicznych nawozach. Tak samo jest w przypadku GMO.
W USA i Kanadzie wielu rolników prowadzących tradycyjne uprawy zbankrutowało wskutek sąsiedztwa upraw transgenicznych. – Skażenie tych pierwszych GMO wyniosło 80 proc. To dowód na to, jak łatwo dochodzi do zapylenia roślin nie-GMO pyłkiem przenoszonym przez wiatr lub owady – uzupełnia dr hab. Ewa Rembiałkowska z Wydziału Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji SGGW. – Zezwolenie na uprawy transgeniczne szybko doprowadzi do skażenia wszystkich roślin. Zdaniem prof. Żarskiego przy forsowaniu GMO chodzi o gigantyczne pieniądze. – Międzynarodowe firmy posiadają patenty na GMO, a to pociąga za sobą całą technologię. I nie jest też prawdą, jak twierdzą przedstawiciele tych koncernów, że dzięki uprawom transgenicznym uzyskuje się żywność czystszą. Jeśli ktoś powtórzyłby to w mojej obecności to powiedziałbym mu wprost: kłamiesz! – nie pozostawia niedopowiedzeń profesor Żarski. – Biotechnolog przenosi geny z jednego organizmu do drugiego. I one mogą mutować, rozmnażać się, krzyżować się. GMO nie jest też remedium na problem głodu na świecie, jak próbują wmawiać przedstawiciele koncernów, które chcą na tym zarabiać. Światowa organizacja FAO podała właśnie, że na świecie głoduje ponad 1 miliard ludzi, 100 mln więcej niż przed rokiem. A uprawy GMO są już np. w USA od lat rozpowszechnione.
To one, zdaniem ekspertów, mogą wpływać na gigantyczna liczbę osób otyłych w tym kraju. Co roku z powodu braku żywności umiera na świecie ok. 15 mln ludzi. Problemem jest jej redystrybucja, na co zwracał uwagę papież Jan Paweł II, wołając, że ziemia jest w stanie wykarmić wszystkich jej mieszkańców.

Mafie biotechnologiczne w natarciu
Brytyjczyk Julian Rose, który przyłączył się do Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi, przestrzega: – Dziś już wiemy, że żywność genetycznie modyfikowana prowadzi do bezpłodności u ludzi. Żony rolników, którzy stosowali GMO, w krótkim czasie okazywały się bezpłodne. Słyszymy o problemach, jakie mają pary z poczęciem dziecka. Dlatego wiele krajów przytomnieje i myśli o zapewnieniu sobie suwerenności w zakresie żywności – mówi. – Potężne mafie biotechnologiczne czerpią olbrzymie zyski ze sprzedaży rakotwórczych pestycydów i lobbują za rozszerzaniem upraw GMO. Polska, póki co, ma możliwość zachowania suwerenności żywieniowej. Ale jeśli nie wprowadzi zakazów dla upraw transgenicznych to za kilka lat może być za późno.
Genetyczna modyfikacja oznacza wstawienie obcych genów do materiału genetycznego organizmu po to, by uzyskać właściwości, których dany organizm nie posiada. Tak powstają dorodne, błyszczące kolby kukurydzy czy równiusieńkie marchewki. Tyle że takie organizmy nigdy nie powstałyby w przyrodzie w sposób naturalny. Pomidor ze wszczepionym genem ryby albo sałata z genem szczura niszczą owady i stanowią ogromne zagrożenie dla ludzi.
– Przenikanie genów do organizmów ludzkich i zwierzęcych może uaktywniać nasze uśpione wirusy i bakterie, przyczyniając się do rozwoju groźnych chorób – mówi profesor Narkiewicz-Jodko. – Endotoksyny BT dodawane do cukru dla pszczół powodowały o 50 proc. większa śmiertelność tych owadów w okresie zimowym. A sposób reakcji pszczół to złowróżbny sygnał dla całego ekosystemu. Albert Einstein powiedział, że jeżeli pszczoły znikną z powierzchni ziemi, to człowiek przeżyje je zaledwie o kilka lat. „Nie ma pszczół, nie ma zapylania, nie ma roślin, nie ma zwierząt, a w konsekwencji nie ma także człowieka”.
Warto pamiętać, że 85 proc. roślin jest zapylanych przez pszczoły. Niebezpiecznym sygnałem jest też powstawanie w USA superchwastów, których nie można w żaden sposób wyplenić.

Słaba ochrona – nieoznaczone produkty
W Europie uprawy GMO stanowią dziś zaledwie 0,1 proc. wszystkich użytków rolnych, ale przerażone rządy Francji, Niemiec, Austrii, Włoch, Węgier, Grecji i Luksemburga już zakazały stosowania genetycznie modyfikowanej kukurydzy MON 810, jedynej dotąd oficjalnie dopuszczonej. Decyzję w Niemczech zaskarżył do sądu koncern Monsanto, amerykański gigant dostarczający biotechnologicznych surowców do produkcji pasz i żywności. Wymienione kraje rozważają wprowadzenie całkowitej blokady na GMO. Co robi rząd Tuska? – Postawa rządu jest obłudna, bo ministrowie utrzymują, że chcą Polski wolnej od GMO, a zamierzają wprowadzić zgodę na komercyjne uprawy transgeniczne. Wszystkie sejmiki wojewódzkie sprzeciwiły się takim uprawom, ale dla ministra rolnictwa nie ma to jak widać znaczenia – komentuje dr hab. Ewa Rembiałkowska.
– Jeśli zgodzimy się na GMO to zlikwidujemy różnorodność gatunkowa i Polska przestanie być konkurencyjna w zakresie żywności ekologicznej. W przesłanym „Tygodnikowi Solidarność” liście minister rolnictwa Marek Sawicki bagatelizuje zagrożenia. „Nie jest prawda, że z powodu spożywania produktów zawierających GMO ludziom rosną rogi – pisze. – Kwestie dotyczące GMO nie są jednoznacznie zbadane, dlatego zdecydowanie opowiadam się za jak najszerszymi badaniami prowadzonymi w Polsce i na świecie.
Muszę brać pod uwagę zarówno argumenty przeciwników upraw roślin modyfikowanych genetycznie jak i możliwości podejmowania konkurencji na wspólnotowym rynku przez polskich rolników”.
Minister nie odpowiada na pytanie, czy Polska zakaże upraw kukurydzy MON 810. A trwają prace nad nowa ustawą i nie wiadomo też, czy zostanie wprowadzony zakaz importu i używania pasz zawierających genetycznie zmodyfikowane komponenty. Zanosi się na to, że Polska będzie miała liberalne przepisy.
– Nowe przepisy nałożą na rolników obowiązek zgłaszania miejsc, gdzie prowadzone są uprawy, zachowania izolacji przestrzennej i określa zasady postępowania w trakcie ich prowadzenia, co może zapobiec negatywnym skutkom i pozwoli na kontrolę miejsc, w których będzie prowadzona uprawa – utrzymuje dyrektor Małgorzata Książyk z resortu rolnictwa. Takie podejście oznacza ignorancję, bo jak dowodzą eksperci, odizolowanie upraw GMO od pozostałych jest na dłuższa metę niemożliwe. Zdaniem przedstawicieli Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi projektowana ustawa narusza art. 39 konstytucji, który zakazuje poddawania eksperymentom naukowym bez dobrowolnie wyrażonej zgody. „W Polsce nie przeprowadzono żadnych badań klinicznych udowadniających bezpieczeństwo zdrowotne upraw roślin GMO, zatem brak całkowitej pewności naukowej przy równoczesnym rozpowszechnianiu upraw oraz oczekiwaniu na wystąpienie potencjalnie szkodliwych objawów, wyczerpuje w zupełności znamiona eksperymentu naukowego” – napisali.
Formalnie w Polsce obowiązek znakowania dotyczy żywności, która zawiera powyżej 0,9 proc. składników GMO. – W praktyce większość produktów z GMO jest nieoznakowana. Kary za to naruszenie bywają rażąco niskie. Nie prowadzi się też monitoringu produktów żywnościowych, pasz i upraw. Nie jesteśmy chronieni nawet na gruncie obowiązującego prawa – wylicza Leszek Sobczyński z Koalicji „Polska wolna od GMO”.
Zgodnie z obowiązującą ustawą z 2001 roku o organizmach genetycznie modyfikowanych, za nieoznakowanie produktów grozi kara grzywny od 10 zł do 2 tys. zł. Takie kary mogą wywołać u właścicieli koncernów jedynie pusty śmiech.

K. Świątek

ZASADY PRZEDRUKU Z SERWISU INFORMACYJNEGO BIBUŁY:
Przedruki dozwolone, pod warunkiem podania źródła (np. "bibula.com" lub "Serwis Informacyjny BIBUŁA"), i/lub pełnego adresu internetowego: http://www.bibula.com/?p=11414
oraz niedokonywania jakichkolwiek skrótów lub zmian w tekstach i obrazach.




Komentarze:

Zal | 19 lipca 2009,16:38:18

Interesujący artykuł wskazujący chociażby problem dystrybucji pożywienia na świecie. Szkoda tylko, że tak skrajnie negatywnie nastawiony do GMO. W takim ujęciu zniechęca nawet do rozwoju technologii związanej z manipulacją kodem genetycznym.

jam łasica | 19 lipca 2009,17:39:03

Ostatnio na Canal+ puszczają dokument "Świat według Monsanto" (też negatywnie nastawiony ;)

kkk | 19 lipca 2009,19:39:29

Czy spojrzenie karpia z ludzkim genem jest zabawne? Lub soja z mysim genem? Nie wiadomo, jaki wpływ na następne ludzkie populacje będzie miało żarło GMO. Zmiany DNA mogą być tak znaczne, że nie da się zapobiec dalszej degeneracji. I zauważenie początkowych (negatywnych i pozytywnych)zmian, wymaga wiedzy, doświadczenia i chęci do ich ujawnienia! Smutne jest, że coraz bardziej osacza się nas tym eksperymentalnym żarciem, i to, że w zasadzie całe liczące się laboratoryjne badania i wyniki są wyłącznie w jednych, chciwych łapskach.
Poprawianie natury jest ciekawe, ale i groźne.

Zal | 19 lipca 2009,19:47:03

@kkk: Groźne jest chyba wszystko, co robi człowiek poczynając od czasów zbieractwa. W mniej, lub bardziej bezpośredni sposób.

Natomiast brak dostępu do rzetelnych badań jest niepokojący.

kkk | 19 lipca 2009,20:04:23

Dlatego napisałem, że w zasadzie całe liczące się laboratoryjne badania i wyniki są wyłącznie w jednych, chciwych łapskach.
A informacje niezależne, różniące się od "linii oficjalnej", są najczęściej ignorowane, wyśmiewane, lub dokleja się takim "rewelacjom" łatkę teorii spiskowej.
Gdy brakuje rzetelnych badań, nie sponsorowanych, to zwykły konsument nie zauważając NATYCHMIASTOWYCH ZMIAN, będzie wcinał, co mu się podetknie pod gębę.
Zwłaszcza, jak będzie to tanie i łatwo dostępne.
I tak, już wymierają ostatni z tych, co znają, pamiętają, smak pomidorów, śliwek, jabłek, ogórków, mięsiw,itd., przy których nie kombinowali specjaliści od inżynierii genetycznej.

dunDer | 19 lipca 2009,22:05:00

Genetyka otwiera przed nami nowe drzwi, ale zanim coś poda się na stół warto byłoby sprawdzić jak na to reaguje organizm. Problemem nie są modyfikacje genetyczne same w sobie tylko kiepska przewidywalność ich skutków. Ktoś upatrzył w tym wszystkim interes i zamiast w laboratorium, prowadzi badania na nieświadomych niczego ludziach.

Kod genetyczny to nie tylko zestaw luźno połączonych ze sobą cech organizmu - tworzy on spójną informację i dlatego nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich skutków drobnej zmiany bez dogłębnych badań. Z drugiej strony nasz układ trawienny jest przystosowany na drodze ewolucji do ograniczonej ilości pokarmów i coś nowego, z czym nie miał nigdy kontaktu, może mu zaszkodzić. Oczywiście możemy liczyć na to, że taki rodzaj pożywienia się przyjmie i człowiek się do niego przystosuje - pytanie tylko jakim kosztem, bo to co się stanie z tymi nieprzystosowanymi nie jest raczej zagadką...

str | 20 lipca 2009,00:23:09

"Przenikanie genów do organizmów ludzkich i zwierzęcych może uaktywniać nasze uśpione wirusy i bakterie, przyczyniając się do rozwoju groźnych chorób"

to zdanie dyskwalifikuje "profesora" jako rzetelne zrodlo komentarzy. od kiedy to geny "przenikaja" samoczynnie miedzy gatunkami? moze pan "profesór" zostal zapylony przez pszczoly pylkiem mlecza?

kkk | 20 lipca 2009,00:37:44

@str, za wikipedią:

"Dotychczas sądzono, że zjawisko przenikania genów jest rzadkie ale pewien gatunek muszki owocowej (Drosophila ananassae) całkowicie wchłonął DNA bakterii wolbachia (atakująca przeważnie bezkręgowce, m.in. owady i nicienie) a następnie wykorzystał zawarte w nim informacje.

Aby pozbyć się bakterii z organizmu muszki podawano jej antybiotyki. Po kilku miesiącach leczenia pozbyto się bakterii ale DNA było już zmienione. Naukowcy stwierdzili, że zmutowany materiał genetyczny nie tylko nie zaburza funkcjonowania organizmu ale na dodatek z nim współpracuje. Taki stan wyjaśnili tym, iż komórki muszki poszukiwały materiału do naprawienia uszkodzonego DNA. Badacze zajmą sie teraz dokładnym zbadaniem wpływu nowego DNA na organizm owada."



Genetyczna przepustka raka "Gen umożliwiający nowotworom przenikanie do mózgu pacjentów i tworzenie tam nowych ognisk choroby zidentyfikowali amerykańscy uczeni.
...
Mózg chroniony jest przez specyficzną ścianę (nazywaną barierą krew-mózg) oddzielającą naczynia krwionośne i tkankę nerwową. Chroni ona mózg przed przenikaniem szkodliwych substancji. Jednak komórki nowotworowe mają sposób na pokonanie tej granicy. Według informacji przedstawionych przez amerykański zespół w „Nature”, kluczem, który otwiera te drzwi jest jeden gen o nazwie ST6GALNAC5.
...
Okazuje się, że pomaga on w przyklejeniu się komórek raka do naczyń krwionośnych i prześlizgnięcie się przez barierę. Bez aktywnego genu przeniknięcie bariery krew-mózg jest niemożliwe. - Nasze badania rzucają światło na rolę genów w rozsiewaniu się komórek raka piersi oraz tego, gdzie zaatakują — mówi dr Joan Massagué, szef Cancer Biology and Genetics Program w Memorial Sloan-Kettering Cancer Center."

Zbyt mało jeszcze wiemy o możliwościach przenikania białek do komórek roślin i zwierząt, a bawimy się kosztem konsumentów w modyfikacje natury.


Należy wziąć pod uwagę możliwość, że gen, który wydaje się sam w sobie nieszkodliwy, może stać się wytrychem-przewodnikiem dla złych genów.
lolek | 20 lipca 2009,11:08:48

Osobiście zawsze wyśmiewam przeciwników GMO za ich bezpodstawne obawy. Wiem jak działa układ trawienny - póki jakaś firma zajmująca się GMO nie zaliczy kompletnej porażki wprowadzając na rynek zwierzęta, które będą wytwarzać niebezpieczne dla ludzi priony mam to wszystko gdzieś.

lolek | 20 lipca 2009,11:09:37

No prawie - próby kompletnego uzależnienia rolników/hodowców od ras/odmian modyfikowanych genetycznie czy jakieś dziwne próby patentowania genomu ( oczywiście USA) to już rzeczy które są realnym zagrożeniem :P

dunDer | 20 lipca 2009,13:28:45

@lolek: Właśnie to o czym napisałeś jest głównym argumentem przeciwników GMO, choć w Europie takie pomysły zostały na razie odrzucone ;)

Zal | 20 lipca 2009,15:29:01

Próba opatentowania genomu - boskie. Własność intelektualna im odbiła :D

dunDer | 20 lipca 2009,17:35:46

To już nie są próby, bo w USA patentowanie genomu jest na porządku dziennym. Firma Monsanto w tym przoduje i podejmowała już próby wdrożenia swoich "produktów" do UE: http://www.monsanto.pl/

Chodzi w tym przede wszystkim o produkcję roślin odpornych na silnie toksyczny środek, który zabija wszystko inne co żywe i niemodyfikowane. Dzięki temu problem chwastów (i wszelakiej innej roślinności czy szkodników) znika. Cały czas pytaniem jest, czy jedzenie czegoś podlewanego takim środkiem jest bezpieczne dla zdrowia.

Co więcej firma podpisuje umowy z rolnikami w taki sposób, że nasiona mogą wykorzystać tylko w jednym sezonie i w przypadku złamania umowy (przeprowadzają wątpliwe od strony prawnej kontrole) doprowadzają ich do bankructwa.

Są już miejsca w których dostęp do organicznej żywności jest mocno ograniczony i ludziom nie pozostawia się wyboru, a kontrolując żywność, kontrolować można praktycznie wszystko. Nie ma co popadać oczywiście w paranoję, ale warto zapoznać się z argumentami z jednej i drugiej strony. Żywność modyfikowana genetycznie mogłaby być rozwiązaniem problemu głodu na świecie, ale jak na razie nikomu się z tym nie spieszy, bo ważniejsze są własne interesy.

Polecam obejrzeć: http://www.youtube.com/view_play_list?p=B0F093C5DDFC2658

str | 20 lipca 2009,17:55:59

@kkk: horyzontalny transfer genow nie zachodzi na zasadzie chwytania i uzywania genow zawartych w zywnosci. czy jedzac wolowine dostajemy czarno-bialych lat na grzbiecie a po pomidorach czerwieniejemy? transfer genow zazwyczaj zachodzi pasozyt->ofiara. w ten sposob kazdy ma w swoich chromosomach zakodowane czesto smiercionosne (choc uspione) wirusy. pasozyty takie sa wysoce wyspecjalizowane i wladowanie sie w genom zywiciela to wazna czesc cyklu zyciowego.
transgeniczne zarlo raczej nie zawiera agresywnych wirusow, aktywnych onkogenow, prionow itp.

co do drugiego cytatu: tu chodzi o metastaze - migracje komorek rakowych wewnatrz organizmu a nie przenoszenie sie genow. ST6GALNAC5 to normalny ludzki gen ktory jest po prostu wykorzystywany przez komorki rakowe podczas inwazji.

tutaj sa oryginalne publikacje zamiast cytatow z wyborczej czy kuriera aptecznego:

http://www.sciencemag.org/cgi/content/full/317/5845/1753

http://www.nature.com/nature/journal/v459/n7249/full/nature08021.html

Dodek | 20 lipca 2009,18:34:10

lolek: tak samo ja się zawsze zastanawiałem - jak to może zaszkodzić, skoro zanim DNA zostanie wchłonięte przez jelita, zostanie rozłożone najpierw przez enzymy na czynniki pierwsze?

kkk | 20 lipca 2009,19:29:02
@str, wybacz, ale takie populistyczne "czy jedzac wolowine dostajemy czarno-bialych lat na grzbiecie a po pomidorach czerwieniejemy?" mnie lekko drażni. Jakiemu celowi ma służyć takie zagadywanie problemu? Bo modyfikowanie żywności, jeżeli nie teraz, to za jakiś czas może stać się problemem. Dlatego warto wzbudzać czujność i nieufność, bo nieraz już się okazywało, że naukowcy mają wyalienowane poczucie przyzwoitości, czy jak kto woli sumienie naukowca jest odosobnione od reszty pospólstwa. To, że cząstki DNA, RNA i białka potrafią w nieznany nam jeszcze teraz sposób przemieszczać się międzygatunkowo, to fakt. Na przykład są znane przypadki zakażenia komórkami rakowymi większych społeczności.
Poczytaj o Diable Tasmańskim:

Rakotwórcze ugryzienie W lutym 2006 roku prestiżowy tygodnik "Nature" opublikował intrygujący artykuł o diabłach tasmańskich. To zagrożony wyginięciem gatunek torbaczy. Ostatnio dziesiątkują je zwłaszcza nowotwory głowy i pyska prowadzące do szybkiej śmierci zwierząt. Co u licha mogło spowodować masowe zapadanie diabłów na tę samą chorobę genetyczną? Podejrzewano jakiegoś wirusa, który przenosiłby się między zwierzętami przez ugryzienia (a tych sobie nie żałują podczas walk lub ostrzejszych zalotów). Znamy przecież kilka wirusów, które wbudowując się w DNA organizmu, pobudzają rozwój nowotworu - taka jest na przykład jedna z przyczyn raka szyjki macicy. Tym razem sprawcą nie był jednak wirus. Australijscy naukowcy przebadali chromosomy pobrane z komórek zabójczego dla diabłów tasmańskich raka. I chyba sami nie mogli uwierzyć we własne wyniki. Po pierwsze - w komórkach nowotworu panowała kompletna sieczka. Gdzieś zawieruszyły się chromosomy płci i chromosom 2. Chromosom 6 był, ale tylko jeden. Pozostałe - w pożałowania godnym stanie, a do tego jakieś kawałki chromosomów luzem. Naprawdę dziwne było jednak to, że chromosomy pobrane z nowotworów różnych osobników były niemal identyczne! Wynikałoby z tego, że u każdego z chorych zwierząt proces rozwoju raka przebiegł tak samo. Cóż, mało prawdopodobne, ale teoretycznie możliwe. Gdyby nie pewien drobiazg - materiał genetyczny z komórek raka w żaden sposób nie odpowiadał chromosomom pobranym ze zdrowych tkanek cierpiących zwierząt. Toczący je rak był odrębnym organizmem! Australijczycy udowodnili więc, że nowotwór może być chorobą zakaźną!

W ewolucji znany jest fakt przeskakiwania mobilnych fragmentów DNA między gatunkami i wnoszenia niespodziewanej cechy fenotypowej. Jedna z aktualnych hipotez ewolucyjnych głosi, że horyzontalny przepływ elementów mobilnych był podstawową przyczyną powstawania nowych gatunków. Horyzontalne przepływy genów są zjawiskiem rzadkim (np.transfer transgenu z roślin GM do bakterii glebowych, transfer genu antybiotykooporności do flory jelitowej człowieka) ale zjawisko takie istnieje. Stąd obecne spory nawet ciał UE nad wprowadzenie do upraw ziemniaka GM „Amflora” . Jeszcze inny argument głosi, że gen rośliny-dawcy w roślinie-biorcy czyli roślinie transgenicznej (roślinie GM) będzie kodować końcowy produkt identyczny z produktem dawcy i da taki sam pożyteczny efekt jak u dawcy. To tylko ciasny genocentryczny ogląd życia nasuwa takie myślenie. „Co jest prawdziwe dla bakterii jelitowej jest także prawdziwe dla słonia” głosił niegdyś laureat nagrody Nobla – J. Monod odnosząc tę tezę do odkrycia DNA i jego funkcji. Otóż okazuje się, że często jest zupełnie inaczej. DNA i geny są bardzo ważnymi elementami życia, ale nie są istotą życia. Choreografia cząsteczek (białka, RNA) kreuje w komórce pulę wtórnych informacji a interakcja, choćby tylko między cząsteczkami białka, dają efekt końcowy, który nie można prosto odnieść do „genu sprawczego”. Larwy pewnego szkodnika rozwijają się w ziarnach zielonego grochu, rozkładając skrobię grochu swoim enzymem jelitowym – amylazą. Szkodnik ten nie atakuje fasoli, ponieważ ziarna fasoli zawierają gen kodujący białko - inhibitor amylazy. Ta wiedza prowadzi do logicznej w swoim założeniu konstrukcji grochu GM: do grochu należy wprowadzić fasolowy gen inhibitora amylazy, który zablokuje amylazę przewodu pokarmowego larw szkodnika i zniszczy (zagłodzi) je. Gen kodujący białkowy inhibitor amylazy uzyskany z fasoli i wbudowany do genomu grochu istotnie zapobiega rozwijaniu się larw szkodnika w ziarnach grochu. Tylko taki modyfikowany groch staje się śmiertelnym alergenem dla myszy. Te niespodziewane efekty wynikają z faktu, że cząsteczka białkowa, która znalazła się w nowym środowisku (np. tu - fasolowy inhibitor amylazy w środowisku białek grochu), czyli jak mówią biolodzy w „nowym kontekście” przybiera nieco inną strukturę lub modyfikuje się w taki sposób, że pojawia się inna jego właściwość (staje się alergenem).

Kilka lat temu w USA była głośna sprawa wystąpienia uczulenia u ludzi na produkty pochodzące z GM kukurydzy StarLink posiadającej gen cry (Bt) i kodującej toksyczne białko Cry9C. Dlaczego typ Cry9C okazał się alergenem - nie wiadomo. Przypuszczalnie białko Cry9C w mikrośrodowisku innych białek w ziarnie kukurydzy przybiera taką konformację przestrzenną lub/i wchodzi w takie kompleksy, które nabywają właściwości alergenu (podobnie jak inhibitor amylazy). Sprawa kukurydzy StarLink wywołała wielki ruch społecznego sprzeciwu w USA w stosunku do federalnej agencji Food and Drug Administration (FDA); domagano się ściślejszej kontroli i oznakowania produktów pochodzących od GM StarLink. Ostatecznie z rynku wycofano wyroby spożywcze pochodzące z odmiany kukurydzy GM StarLink.

Warszawa (PAP) - Naukowcy francuscy odkryli białko, dzięki któremu bakteria Listeria monocytogenes przenika przez jelita, co pozwala jej nie tylko być przyczyną zatruć, ale i wywoływać zakażenia, prowadzące często do śmierci - czytamy w "Science". Badacze słynnego Instytutu Pasteura w Paryżu donoszą na łamach najnowszego numeru tygodnika "Science" (www.scimag.org) o odkryciu sposobu, w jaki chorobotwórcza bakteria wywołująca zatrucia pokarmowe jest w stanie przenikać przez ścianę jelita, przedostawać się do krwioobiegu i wraz z prądem krwi przenosić się do innych organów (w tym mózgu). Przedostanie się do organizmu człowieka bakterii Listeria monocytogenes prowadzi do groźnej choroby, zwanej listeriozą. Właśnie to przenikanie naturalnej bariery, jaką jest ściana jelita i przedostawanie się do krwiobiegu jest najgroźniejszym następstwem zatrucia się bakterią Listerii - może bowiem dojść np. do zakażenia organizmu, zapalenia opon mózgowych.

Listeria znajduje się w zainfekowanej żywności. Jest to bowiem bakteria glebową - i wraz z glebą czy nawozem zakaża żywność - warzywa, owoce, rzadziej mleko i mięso. Listeria jest dość odporna na złe warunki środowiska - znosi chłodzenie i krótkotrwałą obróbkę termiczną, np. w kuchence mikrofalowej. Ponadto Listeria jest odporna na kwaśne pH - bez trudu zatem przechodzi przez żołądek nietknięta.

Naukowcy z Instytutu Pasteura, kierowani przez Pascale Cossart''a, odkryli, w jaki sposób bakteria przechodzi z jelita do krwiobiegu. Okazało się, że Listeria posiada białko zwane internaliną, które idealnie pasuje do receptora obecnego na komórkach ludzkiego nabłonka jelita, zwanego E-kadheryną. Działając na zasadzie klucza i zamka, oba białka współpracują, by bakteria przedostała się przez jelito do krwioobiegu. Wraz z nim, listeria dostaje się do innych niż układ pokarmowy narządów, gdzie wywołuje groźne zakażenia.


Każdy gen odpowiedzialny jest za produkcje określonego typu białek. Wprowadzenie nowej informacji genetycznej, powoduje więc, że roślina wytwarza nowe składniki białkowe, które dotąd nie występowały w pożywieniu. Ich potencjalny wpływ na nasze zdrowie jest zatem nieznany. Część tych białek z pewnością może być strawiona, ale mogą wśród nich znaleźć się również takie, z którymi nie poradzi sobie nasz przewód pokarmowy. Wówczas mogą one wywierać na organizm wpływ alergenny lub toksyczny.

OK panowie fakty: Myszy karmione soją RR miały zmienione komórki wątroby. Komórki były poważnie zmienione. Nieregularny kształt jąder i jąderek, zwiększona ilość otworów jądrowych i inne zmiany, wszystko to wskazuje na zwiększoną przemianę materii i zmiany w genach. Przyczyną mogła być trująca toksyna. Większość objawów ustąpiło po zaprzestaniu karmienia GM soją. M. Malatesta, C. Caporaloni, S. Gavaudan, M. B. Rocchi, S. Serafini, C. Tiberi, G. Gazzanelli,”Ultrastructural Morphometrical and Immunocytochemical Analyses of Hepatocyte Nuclei from Mice Fed on Genetically Modified Soybean,” Cell Struct Funct. 27 (2002): 173-180 Większość potomstwa szczurów karmionych soją RR zdechła w ciągu trzech tygodni. Karmione były RR soją przed zapłodnieniem, w czasie ciąży i karmienia potomstwa. Po 3 tygodniach 55,6% z potomstwa zdechło, tylko 9% zdechło pośród karmionych soją bez GMO. Kojarzone póżniej, żywione GMO i bez GMO, nie były zdolne do współżycia. ‘ http://www.regnum.ru/english/526651.html U królików karmionych soją genetycznie modyfikowaną stwierdzono zmiany w produkcji enzymów wątrobowych oraz przyspieszoną przemianę materii. Tudisco et al, „Genetically modified soya bean in rabbit feeding: detection of DNA fragments and evaluation of metabolic effects by enzymatic analysis” 193-199 Osobnym problemem są sprawy alergii. Zgodnie z najnowszymi informacjami przekazanymi mi przez ekspertów Unii Europejskiej prof. Kipera i Kletera, soja transgeniczna uzyskana ze skrzyżowania orzeszka brazylijskiego z soją konwencjonalną, w badaniach klinicznych wykazała wyraźny wpływ uczuleniowy w stosunku do organizmów ludzi. - prof. dr hab. Jana Narkiewicza-Jodko (Organizmy transgeniczne - zagrożenia i korzyści) http://www.icppc.pl/pl/gm...ozeniaikorzysci Wysoki poziom śmiertelności i zaburzenia wzrostu u szczurzego potomstwa - to wynik karmienia ich matek genetycznie modyfikowaną soją. Badania stwierdzające takie niekorzystne skutki spożywania transgenicznej żywności przeprowadzono w Rosyjskiej Akademii Nauk pod kierunkiem dr Iriny Ermakovej. Z badanej próbki matek karmionych soją GM aż 55.6 proc. szczurzego potomstwa zmarło w przeciągu 3 tygodni. Dla porównania - tylko 9 proc. takich szczurów umierało, gdy były karmione nie genetycznie zmodyfikowaną soją oraz 6.8 proc. w przypadku gdy matki w ogóle nie były karmione produktami zawierającymi soję. Ogółem w próbie poddanej eksperymentowi 36 proc. nowo narodzonych szczurów ważyło poniżej 20 gramów. “Budowa biologiczna i morfologiczna komórki szczura jest bardzo podobna do komórki ludzkiej, dlatego wyniki naszego eksperymentu są niezwykle niepokojące” - mówiła autorka badań dr Ermakova. Pełny wynik badań w tabeli można zobaczyć: http://www.regnum.ru/english/526651.html. Na tej samej stronie znajduje się zdjęcie dwóch szczurów w tym samym wieku. Szczur, którego matka karmiona była transgeniczną soją jest wyraźnie mniejszy od szczura z grupy kontrolnej (którego matka jadła pożywienie bez soi). Więcej informacji na ten temat: http://www.gmwatch.org/archive2.asp?arcid=5861, http://www.gmwatch.org/archive2.asp?arcid=5866 http://icppc.pl/pl/gmo/index.php?id=170 Ocena transferu/przenikania genetycznie zmodyfikowanego DNA z paszy do tkanek zwierzęcych Fragmenty zmienionych genów występujących w ziarnach znaleziono we krwi, wątrobie, śledzionie i nerkach świń karmionych genetycznie modyfikowaną żywnością - donosi raport Raffaele Mazza opublikowany w “Transgenic Research”. więcej: http://www.gmwatch.org/archive2.asp?arcid=5866 Komentarz prof. Joe Cumminsa: [...] chociaż metoda wyizolowania komórkowego DNA jest bardzo efektywna, to nigdy nie można mieć pewności czy zmienione w wyniku ingerencji genetycznej fragmenty DNA nie połączą się z chromosomalnym DNA albo czy komórki będą od nich wolne. Wcześniejsze badania w Niemczech pokazały, że fragmenty DNA z pożywienia są w stanie przeniknąć do chromosomów komórek ssaków. Chociaż w tamtych badaniach nie stwierdzono jakiegokolwiek negatywnego wpływu takiego DNA na zdrowie ssaków, to teraz taki wpływ zaczyna wychodzić na światło dzienne (…) Więcej: http://www.gmwatch.org/archive2.asp?arcid=5867 Twierdzenie, że do tej pory nikt nie ucierpiał z powodu spożywania transgenicznej żywności jest nieporozumieniem, ponieważ nikt jeszcze nie monitorował wpływu GMO na życie ludzi. Wiemy, że liczba alergii na soję wzrosła aż do 50 proc. odkąd transgeniczna soja jest dopuszczona na rynek Wielkiej Brytanii[16]. W USA dodatki GMO w żywności spowodowały śmierć około 100 i chorobę 5-10 tys. Amerykanów[17]. http://www.gmo-free-regio...iamentarian.pdf [16] Townsend M. (March 12, 1999) “Why Soya is a hidden destroyer,” Daily Express. To tylko ulamek faktow...
str | 20 lipca 2009,20:01:21

tak, te stwierdzenia sa populistyczne. podobnie jak tytul tego wpisu i spora czesc tresci w ktorej straszysz GMO jak lepper talibami. wszystko na podstawie cytatow z np. wyborczej.
co do diabla: GMO nie gryzie.
szczury maja inny ksztalt komorek watroby przez nieodpowiednia diete - GMO, fakt. ale dlaczego twierdzisz ze maja "zwiększoną przemianę materii i zmiany w genach" zwlaszcza ze zmiany ustepuja po zmianie diety? zmiany w genach sie cofaja? takie swoiste "undo"?
prawda ze DNA, RNA i bialka potrafia sie przemieszczac. ale Ty piszesz o przemieszczaniu sie chorobotworczej bakterii przez jelita czy o przerzutach raka ktore to zjawiska z GMO nie maja wspolnego nic poza tym ze powodowane sa przez geny i ich modyfikacje.

kkk | 20 lipca 2009,20:33:16

@str, "ale Ty piszesz o przemieszczaniu sie chorobotworczej bakterii przez jelita czy o przerzutach raka ktore to zjawiska z GMO nie maja wspolnego nic poza tym ze powodowane sa przez geny i ich modyfikacje."

Nic poza tym? Próbuję pokazać, że nie do końca rozumiemy, co czynimy.

Nawet nieszkodliwy gen, czy białko rośliny zmodyfikowanej, może POŚREDNIO stać się przysłowiowym wielbłądem, który przeniesie przez ucho igielne coś, co bez takiej (niezamierzonej?) pomocy nigdy by się do naszego organizmu przedostać i nabroić nie mogło!

Wymuszanie upraw nie rozpoznanych w skutkach, to zwyczajny terroryzm chciwych łobuzów! A naukowcy są często jak dzieci.
Cieszą się wynikami swoich doświadczeń a nie widzą globalnych skutków, jakie z nich mogą wyniknąć.
To co w naszych organizmach może namieszać MGO, to nie akurat wyłącznie (jeżeli w ogóle)zmiany genetyczne.
To cały, ogromnie złożony mechanizm zależności!
Biorą w nim udział między innymi owady, mikroby, wirusy,bakterie i pierwiastki inaczej przyswajane i akumulowane.
Cokolwiek ma styczność z MGO, jest w stanie ulec zmianom. Niekoniecznie degenerującym, ale zmianom! I zmieniać lub pomagać w zmienianiu innym organizmom.
Tak to wygląda i o to w tym przede wszystkim chodzi!

Ktoś, kto wyśmiewa obawy przed MGO, tłumacząc, że żoładek wszystko i tak strawi, nie rozumie, że nie zawsze tak jest.

Jak cytowałem wcześniej "Każdy gen odpowiedzialny jest za produkcje określonego typu białek. Wprowadzenie nowej informacji genetycznej, powoduje więc, że roślina wytwarza nowe składniki białkowe, które dotąd nie występowały w pożywieniu. Ich potencjalny wpływ na nasze zdrowie jest zatem nieznany. Część tych białek z pewnością może być strawiona, ale mogą wśród nich znaleźć się również takie, z którymi nie poradzi sobie nasz przewód pokarmowy. Wówczas mogą one wywierać na organizm wpływ alergenny lub toksyczny."

Zmiany jakie zachodzą w roślinach zmodyfikowanych mogą (nie muszą, ale mogą) powodować, że jakieś bakterie, lub inne dziadostwo znajdzie sprzyjające warunki.

Jak na przykład coś podobnego do Listerii, która jest odporna na kwaśne pH i żołądek jej NIE TRAWI!

Wypuszczenie pary króliczej w Australii też było "drobiazgiem" godnym zlekceważenia? Taka olbrzymia Australia i takie puchate maleństwo ma jej zaszkodzić? A wyłapanie prawie wszystkich wróbli w Chinach w czasie komunistycznego oszołomstwa? To też jest populizm.

Mówienie, że problem nie istnieje, nie usuwa samego problemu, ale jedynie odsuwa w czasie ewentualne skutki. I być może je powiększa.

dunDer | 20 lipca 2009,20:38:15

"A naukowcy są często jak dzieci. Cieszą się wynikami swoich doświadczeń a nie widzą globalnych skutków, jakie z nich mogą wyniknąć."

Naukowców się proszę nie czepiać, bo ich zadaniem są badania, a nie wdrażanie na rynek produktów dzięki nim wyprodukowanych ;]

str | 20 lipca 2009,20:45:20

nie twierdze ze problem nie istnieje. od poczatku mowie tylko ze sposob w jaki podane sa tutaj pewne informacje ujmuje wiarygodnosci calemu tematowi oskarzajac niejako geny, genetyke i naukowcow o wszelkie zlo.
naukowcy nie wprowadzaja w zycie wynikow swoich doswiadczen. nauka to nie miejsce dla chciwych lobuzow bo pieniadze to zadne i zlobuzowac tez niewiele mozna - glownie siebie pograzyc i tyle.

Dodek | 20 lipca 2009,20:49:30

"Nawet nieszkodliwy gen, czy białko rośliny zmodyfikowanej, może POŚREDNIO stać się przysłowiowym wielbłądem, który przeniesie przez ucho igielne coś, co bez takiej (niezamierzonej?) pomocy nigdy by się do naszego organizmu przedostać i nabroić nie mogło!"

Jak? Proszę, opisz mechanizm takiego "przenoszenia".

kkk | 20 lipca 2009,20:55:01

@dunDer, jasne. Na przykład do badań naukowców Trzeciej Rzeszy nad wpływem prądu elektrycznego na organizmy żywe (ludzkie)nie należy się czepiać,"bo ich zadaniem są badania, a nie wdrażanie na rynek produktów dzięki nim wyprodukowanych".

@str, nikogo nie oskarżam, wyłapałem trochę ciekawych moim zdaniem informacji o MGO ale też o nie znanych ogółowi zmianach w ocenie tego, co dotąd sądzono o przenikaniu białek genów i "sieczki" DNA. A także o tym, że niewinny gen lub białko może mimowolnie umożliwić innym groźnym czynnikom zrobić coś, co samodzielnie nie było by dla nich wykonalne.
Naukowcy potrafią fałszować wyniki, brać ogromne łapówki, i robić wszystko to, co robią inni ludzie. Dla sławy, dla zysku, z zawiści, z głupoty lub fanatyzmu.
Nie należy być ślepym na ewentualne zagrożenie i udawać, że problemu nie ma.

Dodek | 20 lipca 2009,21:01:20

kkk, przegrywasz, na mocy prawa Godwina.

A tamci to nie byli naukowcy.

dunDer | 20 lipca 2009,21:08:24

@kkk: A w średniowieczu to ludzi na stosie palili... Żyjemy już w nieco innych realiach i porównywanie naukowców do nazistów jest nie tyle chybione, co po prostu bezmyślne i niesmaczne tym bardziej, że nawet nie wiesz jak wiele im zawdzięczasz - może nawet to, że doczekałeś dzisiejszego dnia.
Pracownicy naukowi są ograniczeni poprzez Komisję ds. Etyki i szereg innych instytucji.
Zajrzyj tutaj: http://www.ciop.pl/15901.html

Karol "Zal" Zalewski | 20 lipca 2009,21:09:32

Co do hitlerowców i naukowców to chyba nie każdy jest świadom tego, jak wiele zawdzięczamy tym okrutnym eksperymentom przez nich prowadzonym. Sad, but true.

kkk | 20 lipca 2009,21:15:31

@Dodek, korzystałem jak wielu innych z wyników badań o wpływie przepływu prądu i na wielu szkoleniach wspominano o tym, z jak mi się wydaje "naciskiem". To znaczy, jak ten dorobek powstał. Za jaką cenę. Prawo Godwina nie wiele tu ma do rzeczy. Ale faktycznie, tak to wygląda, he, he!
Czy to byli naukowcy, czy nie byli, tego nie wiem. Ale jeżeli znasz kryteria, zaliczania lub nie do naukowców, to chylę czoła.

Co do tych różnych "Komisji" co to mają coś kontrolować i ograniczać, to wolę to przemilczeć. Za długo żyję, by wierzyć, że informacje oficjalne pokrywają się z tymi ukrytymi przed społeczeństwem.

Uważam, że MGO jest okryte całunem tajemniczości i każde nowe informacje moga kogoś zaciekawić i zmusić do czujności.
A zagłaskiwanie tematu poprzez bagatelizowanie? To taka Głupia Modyfikacja Odpowiedzialności za poprawianie przyrody.

dunDer | 20 lipca 2009,21:21:13

"Co do tych różnych "Komisji" co to mają coś kontrolować i ograniczać, to wolę to przemilczeć. Za długo żyję, by wierzyć, że informacje oficjalne pokrywają się z tymi ukrytymi przed społeczeństwem. "

I czego to ma dowodzić niby? Jak chcesz to możesz sobie w piwnicy rodzić dzieci ze swoimi córkami co nie oznacza, że nie popełniasz wtedy przestępstwa. Co to ma do rzeczy czy jesteś naukowcem czy nie? Przede wszystkim jesteś wtedy przestępcą i nikogo nie obchodzi Twój zawód. Argument kiepski z Twojej strony.

Dodek | 20 lipca 2009,21:30:09

Poza tym wydaje mi się, że akurat w Polsce większość badań naukowych jest finansowanych ze środków publicznych, a wtedy tajne zabawy nie wchodzą w grę.

kkk | 20 lipca 2009,22:47:47

@dunDer, nikogo nie obchodzi? Chciałbyś! W historii z przed lat i w współczesnych czasach, jak zechcesz, to znajdziesz wiele przykładów wynaturzonych działalności "naukowców". I nader często unikają (ci "naukowcy") odpowiadania za swoje pseudonaukowe zbrodnie.

Taki pierwszy przykład z pamięci, Shiro Ishii.

Po wojnie, w 1946, mocarstwo USA wybaczyło wspaniałomyślnie zbrodnie oddziałowi 731 gwarantując nietykalność, w zamian za wyniki badań nad zastosowaniem broni biologicznej i chemicznej. W końcu, to nie były zbrodnie przeciw USA. Pewnie stąd ta wyrozumiałość.

Albo dajmy na to, reportaż teraźniejszy, bo chyba z 2004 roku, "Korea Północna Kraj cichej śmierci". Kwon Hiuk, odpowiedzialny za mordercze eksperymenty, bryknał do Korei Południowej z dokumentacją swoich "naukowych badań" i... dostał azyl!

A "tajne zabawy" zawsze się gdzieś toczą w zaciszach laboratoriów. I wojskowych, i...

dunDer | 20 lipca 2009,22:59:05

To o czym piszesz to polityka i ma to mało wspólnego z naukowcami, czy badaniami naukowymi, a więcej z ich praktycznym wykorzystaniem w konkretnych celach - głównie militarnych.

Oczywiście, że zawsze znajdą się wynaturzeni naukowcy ale tak samo jak i wynaturzeni ojcowie, policjanci, czy sprzedawcy w kioskach Ruchu. Czego to dowodzi? Że wszyscy naukowcy są "be" i ich zadaniem jest knucie wielkiego spisku przeciwko ludzkości? Naukowiec zajmuje się badaniem tego jak działa świat i to wszystko.

kkk | 20 lipca 2009,23:05:54

@dunDer, przeczytałem, co napisałeś.

I to wszystko.

Szymon | 21 lipca 2009,00:01:21

eh, smutno mi się robi jak czytam takie bezmyślne przepychanki.