Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
sobota, 26 lutego 2011
Staruszka karmiąca gołębie.
Trzydziesty pierwszy rocznik, przemiła staruszka, wiecznie głodnym gołębiom nie skąpi okruszka. Wojna ją doświadczyła, dzieciństwo zabrała, u ruskich w gospodarstwie ciężko pracowała. Dwanaście latek miała, ogrom ciężkiej pracy, wielokrotnie gwałcili ją ruscy żołdacy, jak już w czterdziestym szóstym do Polski zjechała, z choroby wenerycznej leczyć się musiała. Wiele przeszła, jest jednak pogodnej natury, mimo, że chciał ją skrzywdzić osobnik ponury, i podał na Kolegium, że dokarmia ptaki, nie czuje wcale żalu do tego sobaki. W Kolegium powiedziała o swym ciężkim losie, dodając, że wyroki takie to ma w nosie, bo sobie obiecała, póki będzie żyła, że ostanim okruchem będzie się dzieliła. Ciepło zwierząt w czas wojny ratowało życie, jednakie traktowanie, i jednakie bicie, to są bracia i zawsze będzie pomagała. Mówi, że na cmentarzu liska dokarmiała, bo chodzi na grób syna, łza się kręci w oku, wracając do Kolegium, nie było wyroku! A raczej był, niewinna! Rozsądek zwyciężył! Skład Kolegium był mądry, czasu nie zmitrężył. Sympatyczna staruszka na Jodłowej mieszka, na Santockiej ten co się jej czepił koleżka. Wysłuchałem, choć obcy, jej życiowe dzieje, myśląc, jak pogmatwane są losu koleje. Staruszka, metr pięćdziesiąt, sypiąca okruchy, przetrzymała wojenne lata zawieruchy, pogodna, uśmiechnięta, życia drogą kroczy, ma coś takiego w twarzy... takie dobre oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz