Zanim nastał rok tysiąc osiemset trzydziesty, pewien Żyd podczas swojej poobiedniej sjesty, pomyślał, mierzwiąc swoje gęste bokobrody, w jaki sposób pomnożyć ma swoje dochody. Myśl wpadła, i Żyd mądry ją zrealizował, bank w tym ruchliwym miejscu niebawem zbudował. Klientela wchodziła, konta zakładała, i na procent korzystny tu pożyczki brała. Żyd dumny, że ma dochód, a miasto podatki, i gdyby nie historii minionej wypadki, bank stał by tu do dzisiaj ku miasta ozdobie, na gruzach dziś ktoś inny tu gmach stawia sobie. Jak wieść gminna donosi, (może to jest plota?) znaleziono w wykopie dwa sejfy! Bez złota! Tylko marne fenigi, bez żadnej wartości. Ach! Gdybym to ja znalazł! Niejeden zazdrości. Cóż może to legenda, ale jest ciekawie. Czasem warto posłuchać gdy coś piszczy w trawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz