Kolejny raz uczestniczyłem w pogrzebowej ceremonii, w której z pogrzebu zrobiono kpinę.
Dawniej, ludzie nieśli trumnę na ramionach, aż do miejsca pochówku. Ewentualnie, gdy odległość była zbyt daleka do pokonania, wieźli np. wozem wyściełanym słomą. Teraz? Teraz na sygnał "Dobry Jezu, a nasz Panie.." wkraczają wysportowane osiłki, zbierają wiązanki kwiatów, wieńce i ładują trumnę na elektryczny lub spalinowy wózek, wioząc ją prosto do uprzednio wykopanego dołka. Kondukt pogrzebowy? Kto z młodych wie co to? Widzów, czyli znajomych i rodzinę, dowozi się autokarem na miejsce nie do końca końcowej ceremonii. Polega to przeważnie na osłuchanej muzyce z wzmacniaczy, czasem zamówionym śpiewie wynajętych artystów pogrzebowych i oklepanych formułkach znudzonego kapłana.
Można nie wytrzymać napięcia i parsknąć śmiechem, gdy taki kapłan plecie: ...i w proch się obrócisz.. Ale, gdy w porę się zreflektuje, że nieboszczyk jednak już jest spopielony, to w ostatnim momencie, prawie na bezdechu zmienia swoją formułkę na: ...i w proch się - - obróciłeś..
Cóż, cyrk musi swój spektakl odbyć.
Od co najmniej 15 lat zamiast rzucić garść ziemi na trumnę, wydelikaceni kapłani robią to inaczej. Dawniej używali przejściowo zwykłej stołowej łyżki, na którą nabierali wcześniej przygotowanej ziemi, a współcześnie korzystają przeważnie z "profesjonalnego" szpadelka z działu ogrodniczego. Pulchniutkich łapek już sobie ziemią nie brudzą.
Pogrzeb polega na P O G R Z E B A N I U ?
Akurat!
Nie! I jeszcze raz nie!
Komercyjni grzebacze mają inne zdanie. Rozkładają, najczęściej zielone, niby trawniki z sztucznego tworzywa wokół przyszłego grobu. Po wpuszczeniu trumny do dołu, zamaskowują dół z nieboszczykiem i kładą na wierzchu przyniesione przez publikę wieńce i wiązanki kwiatów.
Kapłan chwilę coś jeszcze poplecie i towarzystwo rozchodzi się. Część wsiada do autokaru, który ich dowiózł na miejsce tzw. ceremonii pogrzebowej (?) a inni rozchodzą się na "własną rękę", a w zasadzie na "własną nogę".
Co się dzieje później? Kiedy komercyjni fachowcy dokonują rzeczywistego grzebania nieboszczyka? Tego samego dnia? Za dzień, lub za dwa dni? Czy wiązanki są w 100% wykorzystane do dekoracji miejsca pochówku po rzeczywistym pochówku? Takim prawdziwym pochówku bez publiczności? A może część wiązanek podlega "recyklingowi"? Nie mam pojęcia, bo nie śmiem o tym myśleć.
Jeszcze jedno (durne?) przemyślenie. Współczesne "pogrzeby" są całkowicie pozbawione obecności dzieci. Dawniej dziecko odprowadzało wspólnie z dorosłymi swoich zmarłych bliskich. Rozumiało. Czuło więź. A, i robiono wspólne zdjęcia z ceremonii pogrzebowych. Dlatego teraz możemy powspominać swoich bliskich przeglądając archiwalne zdjęcia. To już przeszłość. Ktoś robiący zdjęcia na współczesnym pseudo pogrzebie, spotka się najpewniej z syczeniem, albo jeszcze większym objawem nienawiści.
Uff! Miałem się wyżalić bardziej, jednak przemyślałem, że nie warto. Przecież taki jest znak tych czasów.
Jesteśmy przechodniami, a kogo obchodzi przechodzień?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz