Jechałem w niej czas jakiś, na przystanku staje,
młodzi z wózkiem wsiąść chcieli, lecz się nie udaje,
drzwi nagle się zamknęły tuż przed samym nosem!
Otworzywszy je, wsiedli, pani drżącym głosem,
poszła, motorniczemu uwagę zwróciła,
grzeczna, opanowana, spokojna i miła.
Wróciła do partnera, rozmową zajęci,
i nikt by nie przypuszczał, co się tutaj święci!
Na następnym przystanku, wychodzi z kabiny,
motorniczy, podchodząc do owej dziewczyny,
wyjaśnia jej spokojnie, łagodnie, wręcz ślicznie:
drzwi się same zamknęły, bo... automatycznie.
Mimo tego przeprasza, choć on nie jest winien.
Czy to już świat się kończy? A może powinien?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz