Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
sobota, 1 czerwca 2013
Czasem sumienie z nagła dokucza i gryzie, i ból prawdy gdzieś z duszy na sam wierzch wylizie
Marian Hemar - Wiersz do poety reżymu.
Słonimski stał przed mikrofonem
I namaszczonym barytonem,
Tym swoim uroczystym głosem,
W rodzaju melodeklamacji,
Powiedział z łezką i z patosem
WIERSZ DO POETY EMIGRACJI.
Wiersz do Lechonia. Pyta Leszka,
Czemu w New Yorku Leszek mieszka?
Wiersz do Lechonia i Wittlina.
wracajcie! - tak ich napomina.
U nas - pytluje - jest ideał
Na co wam Londyn czy Montreał?
Dlaczego odszedł Lechom Wittlin?
Pyta patosem takich pytlin.
Czemu odeszli? Słonimskiemu
Nie sposób się domyśleć, czemu?
On, wieczny meches, neofita -
Nie wie. On dziwi się. On pyta.
Cierpi. Jak stary, łysy Werter.
Więc jego rada i przestroga:
przejdźcie, jak ja, na stronę wroga.
Kolegom radzi tak dezerter.
I z troską woła w mrok londyński:
Gdzie jest Wierzyński i Baliński?
Co im się stało? O co chodzi?
Pytają się tu o was młodzi.
Pytają się nie po raz pierwszy.
Nam trzeba dobrych polskich wierszy,
To prawda. Dobrych wierszy brak im.
Słonimski jest przykładem takim.
Wiec on z tej patriotycznej troski
Drogę powrotu im wytycza.
To znów ta szelma Kuklinowski
Nawraca pana Babinicza.
Naiwna, mówi, ta tęsknota
Do polskich dżdżów, polskiego błota.
"Nas polskie błoto nie czaruje,
Bo u nas trzeba walczyć z błotem.
Słów nam potrzeba, co budują -
Co dźwięczą sierpem, walą młotem".
Sierpem i młotem. Cóż za szmata
Pod pozorami literata.
Popatrzcież na ten rzymski profil:
Były frankofil i anglofil,
Mało anglofil - anglomaniak!
Wellsa wielbiciel i gałubczyk,
I były sanacyjny cwaniak,
Pan-Europejczyk i Pen-klubczyk,
Były esteta, skamandryta
I były Żyd-antysemita,
Co żydożerczą swą facecją
Próbował jednać się z endecją.
Patrzcież na tego Słonimskiego -
To on, sympatyk lewicowiec
Od Saint-Simona i Steckiego,
Były beckowiec i ludowiec,
Co "lubił lud, lecz w lemoniadzie"
Jak kiedyś pisał w swej Paradzie),
I były mikołajczykowiec,
Adiutant Kota i praporszczyk,
Były kosynier i liberał,
Były piłsudczyk. I sikorszczyk
(W pamięci-m sobie to zachował,
jak nam w Londynie imponował,
jak tutaj z dumą w krąg spozierał,
Bąkając głosem swym niedbałym:
"Dziś jem śniadanie z jenerałem"...
Mówił "jenerał", nie "generał",
przez jot, bo brzmiała mu ta jota
Z napoleońska i z Or-Ota) -
Wczoraj ziemiańsko-cukierniczy,
Dzisiaj włościańsko-robotniczy.
Przechrzta co tydzień, na wyścigi,
Co z wszystkich sobie wziął religii
jedną religię: oportunizm -
Dziś się obrzezał na komunizm.
Dziś z reżymowej radiostacji
Woła poetów emigracji
I melodeklamuje o tem,
jak dźwiękać sierpem, walić młotem.
Sierpem i młotem. jaka szmata
Robi się czasem z literata.
Na koniec wiersza ze słodyczą
Pożegnał ich słowami temi:
"Poetów miejsce na tej ziemi.
Poetom błędy się nie liczą".
Tak rzekł niewinny głos amorka
I nagle wyszło szydło z worka.
Cała nadzieja wierszopisa,
Jego postawa religijna,
Ideologia i polisa -
Polisa asekuracyjna.
Poecie wolno szkód przyczynić,
Wolno się załgać i ześwinić,
Merdać ogonem i uciekać,
pod stół wleźć i hau-hau, odszczekać,
Wolno ze słowa zrobić łajno -
Jak tylko wierszem, to już fajno!
Wolno mu zdradzać - jak do rymu,
To nie weźmiemy za złe my mu,
To już nie błąd, to już zaleta,
Bo pan poeta! Pan poeta!
Bo pan artysta! Bo artyście
Wolno tym kurrrkiem być na dachu!
Nie mógł Słonimski, rzeczywiście,
Lepszego sobie dobrać fachu.
Nie wie Słonimski, że niestety
Poety fach nie taki byczy.
Nie ma wyjątków dla poety!
potomność błędy mu policzy.
Talent oceni na rozprawie,
jako obciążające względy.
Im talent większy, tym ci błędy
Surowiej liczy. Nie łaskawiej.
Jej nie uwiedzie błysk talentu,
Już ona wie, mój przyjacielu,
Kogo pochować na Wawelu,
A komu nie dać sakramentu.
potomność to cholera taka,
Że tylko się rozejrzy wkoło,
Wie - kogo pocałować w czoło
Za błąd wygnania i tułactwa,
A komu w zadek dać kopniaka
Za cnotę zdrady i łajdactwa.
*
Do Leszka piszesz, były śmieszku.
Znasz kawał ten o Leszku? Leż ku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz