Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną.
Wywodzi się od greckiego terminu diatribē.
Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
sobota, 1 czerwca 2013
Z wieloma plamami Polska uporać się nie może, są plamy na historii, rozumie, na honorze.
Nadal się nas zmianami, które są fikcją, mami, a serce wie, zna prawdę, i krwawym śladem plami.
Nie po to pytam, żeby
sierdzić się wzajem i zżymać,
my tylko tutaj ciekawi,
czego mamy się trzymać?
Zainteresowani,
ciekawi, coraz ciekawsi
rozchodzi się o tę nową
ludową kulturę na wsi,
zagadnienie jest takie
ważne i pożyteczne,
a wiadomości z kraju
zmienne niestety, sprzeczne.
Podobno pierwszy raz w dziejach
dokonaliśmy cudu:
Ludowy rząd zaczął w Polsce
Erę Kultury Ludu.
Ze słuszną dumą, radośnie
wrą pisma i rozgłośnie,
a nam, na emigracji,
serce z podziwu rośnie.
Przed wojną – toż pamiętam
i zapomnieć nie mogę
było tak, że przed sobą
Chłop miał zamkniętą drogę
do udziału w kulturze.
W najlepszym razie, wiecie,
mógł tylko być profesorem
na uniwersytecie,
co najwyżej – premierem,
albo w Sejmie marszałkiem,
do tego stopnia w karierze
był hamowany całkiem.
Toż pamiętam – przed wojną,
no jakże – za sanacji
mieliśmy problem, na wsi
Nie było mechanizacji!
A dziś nam powiadają
z dumą radosnej wrzawy,
że wieś tak mechanicznie
słucha radia z Warszawy,
tak mechanicznie wszystko
odbiera, przyjmuje, chwyta,
tak mechanicznie głosuje,
tak mechanicznie czyta
każde słowo Gomułki,
Moczara czy Werblana,
że można rzec – nareszcie
Wieś jest zmechanizowana.
A jeszcze te świetlice,
w świetlicach potańcówki,
wieczorki, telewizorki,
elektryczne żarówki,
autorskie pogadanki,
dyskusje, teatry, próby,
jakieś klubokawiarnie,
czy też kawiarniokluby -
wieczorami, po pracy,
przy kawce brydżyk, warcaby,
a w leszczynie ćmi słowik,
a w stawie kumkają żaby -
Wsi cicha, wsi kulturalna!
Ja głośno i jawnie chwalę
ten nowy ustrój ludowy,
tzn. chwalił bym, ale
dręczą mnie wątpliwości…
Dokucza mi pytanie…
Parę tygodni temu
złapałem niespodziewanie
Radio Warszawę Pierwszą
Czasem ją tutaj złapię
Nadawali z goryczą
Audycję „PLAMY NA MAPIE”.
Przychodzą pono do radia
listy jawne i szczere:
„Zamiast świetlicy mamy
rozwaloną ruderę,
telewizor nie działa,
od czterech lat zepsuty,
nawet to mała szkoda,
bo program był psu na buty.
Pięć lat temu był u nas
zespół śpiewaczy, ani
śladu już z niego nie ma,
dziś tylko chuligani
śpiewają „Wołga, Wołga.
pijaną nocną gromadą,
jak komu się nie podoba,
to mu po mordzie nakładą”.
A z innej wsi, z Grabina,
piszą: „U nas normalnie
Mieliśmy klubokawiarnię,
mamy klubopijalnię.
Na całą wieś to zupełna
kulturalna zakała.
Telewizor zatkany,
ubikacja nie działa,
stoły i krzesła w drzazgach,
rdza kapie z wodociąga,
a pijaki żarówką
Osram grają w ping-ponga”.
(Bardzo proszę, kochani,
Niech nikt się na mnie nie sierdzi,
nie ja tak twierdzę, to Radio
Warszawa Pierwsza tak twierdzi).
A spod Włodawy piszą:
„U nas od czterech lat czeka
nasza wypożyczalnia
książek i biblioteka
Na naprawienie światła,
także samo w świetlicy
ciemno, jak za przeproszeniem,
bo zgasło na ulicy.
Mamy telewizorek
i radio z lampami dwiema,
one by grały, tylko
nieczynne, ho prądu nie ma,
a Prądu nie ma, bo cztery
lata temu, przy święcie
Urodzin Wiesława Gomułki,
zrobiło się krótkie spięcie
i nie można naprawić
od czterech lat, bo kto ma
zapłacić za nowy korek,
to jest rzecz niewiadoma”.
Przepraszam was, najmilsi,
prośba moja najszczersza,
nie gniewajcie się na mnie,
to Radio Warszawa Pierwsza
parę tygodni temu,
w czerwcu, w ostatnią niedzielę,
cytowało te listy
Tych listów było tak wiele,
za wiele – zaczęły mi się
układać w jakiś ponury
paradoks brakoróbczej
niedopieczonej kultury.
Przed rozmarzonym okiem
jawi się polska wioska,
a w niej nowa kultura…
Kultura patiomkinowska…
Więc jak z tym jest naprawdę?
Naprawdę, żal serce łapie,
że takie brzydkie PLAMY
na takiej ślicznej Mapie.
Marian Hemar - Plama.
Kto, w najśmielszej fantazji,
co przed niczym nie stchórzy,
mógł pomyśleć, że kiedyś
w historii się powtórzy
rzeź Pragi - i że wtedy
polskie chorągwie będą
na służbie Suworowa
i pod jego komendą?
Kto, w najdzikszej fantazji
co się przed niczym nie wzdraga,
mógł pomyśleć, że kiedyś
znów padnie zdobyta Praga,
a wtedy żołnierz polski
będzie jej okupantem,
nie jej obrońcą, ale
janczarem i aliantem
napastnika - z nim ruszy
Przeciw wolności czeskiej?
Jakby ci przed oczyma
przemknął król Jan Sobieski -
jakbyś przerażonego
zobaczył króla Jana
w służbie Kary Mustafy,
w szeregach Solimana.
To tak, jakbyś przez jedną
groteskową minutę
widział Ordona, który
szturmuje na swą redutę,
jakbyś zobaczył scenkę,
aż serce od niej boli,
jak beznogi jenerał,
Stary Sowiński, na Woli
kuśtyka ze szpadą w ręku
i pułk ruskiej szarańczy
prowadzi do ataku
na kościółek powstańczy.
To tak, jakby książę Józef
z czołem rozpłomienionem
skakał w nurty Elstery
w pościgu za Napoleonem.
Tak właśnie, na Rzeź Pragi,
ale po stronie rezuna,
pchnęła polskiego żołnierza
Gomułczana komuna.
*
Nie róbcie jeden z drugim
ironicznej uwagi,
jak bardzo ja przesadzam
mówiąc o "Rzezi Pragi",
nie mówcie z prześmiechami
przemądrzałych wygłupów -
jakaż to "rzeź"? Zaledwie
trzydzieści, czterdzieści trupów...
Pacyfiści beztroscy,
demokraci pogodni,
każda rzeź się zaczyna
od jednej pierwszej zbrodni.
Czy jeden trup chłopięcy,
czy trupów sto tysięcy,
to już tak samo się liczy,
nie za mniej, nie za więcej.
Krew z ulicznego bruku
zostaje na sztandarze
plamą, której nikt długo
nie zetrze i nie wymaże.
Krew jest zawsze ta sama,
wolność wszędzie ta sama.
Im czystszy, bielszy był sztandar,
tym jaskrawsza ta plama.
*
Ileż to trzeba było
wieków - przez wszystkie lata,
ile krwi trzeba było
zmarnować na oczach świata,
Ile to trzeba było
legend, i "Snów o Szpadzie"
I męstwa, co się przemocy
jak lew na drodze kładzie -
Ile potrzeba było
szaleństwa i uporu
I męczeństwa i buntu,
i dumy i honoru,
ile ludzi - bojowców,
spiskowców, marzycieli,
poetów, wodzów - byśmy
na zawsze zrozumieli,
by z imieniem Żołnierza
na zawsze, nierozłączenie
związać w Polsce dźwięk słowa
wolność - i uniesienie
Hasła, które powtarza,
jakby było pacierzem,
i niby gwiazda świeci
na niebie, nad żołnierzem,
i już mu żadne mroki
w oczach jej nie zgaszą,
że jeśli bić się, to za
"Waszą wolność i naszą".
Za naszą i waszą wolność,
W jednej służbie i roli,
bo nikt nie może być wolnym,
gdy obok kto w niewoli.
Bo wolność jest niepodzielna
wszędzie, pod każdym niebem,
i tylko jej przybywa,
gdy dzielić się nią jak chlebem,
jak łykiem wody, jak iskrą
ognia, jak ziarnkiem soli,
bo nikt nie jest wolny - póki
ktokolwiek jest w niewoli.
Ile trza było wieków,
byśmy w sobie zgłębili
tę prawdę - i by ją zdeptać
i zhańbić w jednej chwili,
gdy ruszył na Rzeź Pragi
z ruskiem rezunem w spółce
ten polski żołnierz - jak, kiedy
przebaczyć to Gomułce?
Wyprowadzili żołnierza
na to czeskie Psie Pole
Z nowym hasłem: "Za waszą
i za naszą niewolę",
[By większy dół wykopać
między Zachodem a nami
tą krwią z praskiego bruku
co nam sztandar poplami].
Wspomnicie moje słowa,
czytelnicy potomni:
Jeszcze po trzystu latach
Naród im nie zapomni.
Wy im popamiętacie,
Wy ocenicie godnie
jeszcze po trzystu latach
tę bolsze-zbowidzką zbrodnię,
Tę gomułczaną hańbę,
ten podstęp najoczywistszy,
tę plamę - tym jaskrawszą
im sztandar nasz był czystszy.
1968
Marian Hemar - Teoria względności.
Gdy się ludzi ocenia
z różnych punktów widzenia -
ciekawa rzecz, jak się skala
pewnych wartości zmienia.
Wadą staje się cnota,
a zaletą - głupota.
O przeciwniku - gdy zacny -
mówimy, że idiota.
O stronniku, gdy trudno
przyznać nam, że rozsądny -
nie powiemy, że cymbał.
Powiemy: "Z gruntu porządny".
Gdy się mądrym człowiekiem
chlubi wrogi nam obóz -
stwierdzamy, że "inteligentny"
i dodajemy: "łobuz".
Gdy się w naszym obozie
łobuz szasta wybitny -
mówimy; "Twardy człowiek.
Zdolny - mówimy. - sprytny".
Gdy nasz przeciwnik się potknie,
"Zdrajca!" - głosimy krzykiem.
Gdy stronnik zdradzi, stwierdzamy:
"Nie był naszym stronnikiem".
I to nas niesłychanie
na duchu podtrzymuje,
że przeciw nam są zawsze
idioci i tylko szuje.
A z nami, wszyscy albo
roztropni, albo dumni,
albo z gruntu porządni,
albo bardzo rozumni.
*
Dziwne, jak punkt widzenia
automatycznie zmienia
skalę naszych kryteriów
uznania czy potępienia.
Gdy my konfiskujemy -
zasługa to narodowa.
Kiedy nas konfiskują -
gwałcą swobodę słowa.
Kiedy nas zamykają -
Tyrani! Despoci! Kaci!
Kiedy my zamykamy -
tośmy furt demokraci.
Kiedy my "Precz!" wrzeszczymy -
tośmy patrioci polscy.
Ci, co "Precz" wrzeszczą na nas -
wywrotowcy warcholscy.
"Dwa a dwa cztery" u nas -
to dogmat, to teologia.
"Dwa a dwa cztery" u wroga -
wulgarna demagogia.
Nawet sprzęt martwy, samochód,
zmiennej podlega emocji:
Dla Becka - luksus, dla Seydy -
Narzędzie lokomocji.
*
Dziwne, jak punkt widzenia
automatycznie zmienia
zasadę naszych wyroków
uznania czy potępienia.
Co przed majem nikczemne,
po Maju naturalne.
Do Września - święte, po Wrześniu -
znów nieodpowiedzialne.
Co po maju - zbrodnicze,
słuszne- od października.
Wszystko zależy, kto, komu,
co, czemu, kiedy wytyka.
Przyznać komu, po męsku,
w sposób najprościej rozsądny,
że choć wróg nasz - rozumny,
choć przeciwnik - porządny,
i walczyć z nim, aż do końca,
do końca ceniąc go szczerze -
na to nas nie stać. To w naszym
nie leży charakterze.
Nasza zasada: siebie
ze wszystkiego rozgrzeszać,
ale na przeciwniku
psy - o to samo - wieszać.
Marian Hemar – Plamy na mapie.
Nie po to pytam, żeby
sierdzić się wzajem i zżymać,
my tylko tutaj ciekawi,
czego mamy się trzymać?
Zainteresowani,
ciekawi, coraz ciekawsi
rozchodzi się o tę nową
ludową kulturę na wsi,
zagadnienie jest takie
ważne i pożyteczne,
a wiadomości z kraju
zmienne niestety, sprzeczne.
Podobno pierwszy raz w dziejach
dokonaliśmy cudu:
Ludowy rząd zaczął w Polsce
Erę Kultury Ludu.
Ze słuszną dumą, radośnie
wrą pisma i rozgłośnie,
a nam, na emigracji,
serce z podziwu rośnie.
Przed wojną – toż pamiętam
i zapomnieć nie mogę
było tak, że przed sobą
Chłop miał zamkniętą drogę
do udziału w kulturze.
W najlepszym razie, wiecie,
mógł tylko być profesorem
na uniwersytecie,
co najwyżej – premierem,
albo w Sejmie marszałkiem,
do tego stopnia w karierze
był hamowany całkiem.
Toż pamiętam – przed wojną,
no jakże – za sanacji
mieliśmy problem, na wsi
Nie było mechanizacji!
A dziś nam powiadają
z dumą radosnej wrzawy,
że wieś tak mechanicznie
słucha radia z Warszawy,
tak mechanicznie wszystko
odbiera, przyjmuje, chwyta,
tak mechanicznie głosuje,
tak mechanicznie czyta
każde słowo Gomułki,
Moczara czy Werblana,
że można rzec – nareszcie
Wieś jest zmechanizowana.
A jeszcze te świetlice,
w świetlicach potańcówki,
wieczorki, telewizorki,
elektryczne żarówki,
autorskie pogadanki,
dyskusje, teatry, próby,
jakieś klubokawiarnie,
czy też kawiarniokluby -
wieczorami, po pracy,
przy kawce brydżyk, warcaby,
a w leszczynie ćmi słowik,
a w stawie kumkają żaby -
Wsi cicha, wsi kulturalna!
Ja głośno i jawnie chwalę
ten nowy ustrój ludowy,
tzn. chwalił bym, ale
dręczą mnie wątpliwości…
Dokucza mi pytanie…
Parę tygodni temu
złapałem niespodziewanie
Radio Warszawę Pierwszą
Czasem ją tutaj złapię
Nadawali z goryczą
Audycję „PLAMY NA MAPIE”.
Przychodzą pono do radia
listy jawne i szczere:
„Zamiast świetlicy mamy
rozwaloną ruderę,
telewizor nie działa,
od czterech lat zepsuty,
nawet to mała szkoda,
bo program był psu na buty.
Pięć lat temu był u nas
zespół śpiewaczy, ani
śladu już z niego nie ma,
dziś tylko chuligani
śpiewają „Wołga, Wołga.
pijaną nocną gromadą,
jak komu się nie podoba,
to mu po mordzie nakładą”.
A z innej wsi, z Grabina,
piszą: „U nas normalnie
Mieliśmy klubokawiarnię,
mamy klubopijalnię.
Na całą wieś to zupełna
kulturalna zakała.
Telewizor zatkany,
ubikacja nie działa,
stoły i krzesła w drzazgach,
rdza kapie z wodociąga,
a pijaki żarówką
Osram grają w ping-ponga”.
(Bardzo proszę, kochani,
Niech nikt się na mnie nie sierdzi,
nie ja tak twierdzę, to Radio
Warszawa Pierwsza tak twierdzi).
A spod Włodawy piszą:
„U nas od czterech lat czeka
nasza wypożyczalnia
książek i biblioteka
Na naprawienie światła,
także samo w świetlicy
ciemno, jak za przeproszeniem,
bo zgasło na ulicy.
Mamy telewizorek
i radio z lampami dwiema,
one by grały, tylko
nieczynne, ho prądu nie ma,
a Prądu nie ma, bo cztery
lata temu, przy święcie
Urodzin Wiesława Gomułki,
zrobiło się krótkie spięcie
i nie można naprawić
od czterech lat, bo kto ma
zapłacić za nowy korek,
to jest rzecz niewiadoma”.
Przepraszam was, najmilsi,
prośba moja najszczersza,
nie gniewajcie się na mnie,
to Radio Warszawa Pierwsza
parę tygodni temu,
w czerwcu, w ostatnią niedzielę,
cytowało te listy
Tych listów było tak wiele,
za wiele – zaczęły mi się
układać w jakiś ponury
paradoks brakoróbczej
niedopieczonej kultury.
Przed rozmarzonym okiem
jawi się polska wioska,
a w niej nowa kultura…
Kultura patiomkinowska…
Więc jak z tym jest naprawdę?
Naprawdę, żal serce łapie,
że takie brzydkie PLAMY
na takiej ślicznej Mapie.
Marian Hemar - Plama.
Kto, w najśmielszej fantazji,
co przed niczym nie stchórzy,
mógł pomyśleć, że kiedyś
w historii się powtórzy
rzeź Pragi - i że wtedy
polskie chorągwie będą
na służbie Suworowa
i pod jego komendą?
Kto, w najdzikszej fantazji
co się przed niczym nie wzdraga,
mógł pomyśleć, że kiedyś
znów padnie zdobyta Praga,
a wtedy żołnierz polski
będzie jej okupantem,
nie jej obrońcą, ale
janczarem i aliantem
napastnika - z nim ruszy
Przeciw wolności czeskiej?
Jakby ci przed oczyma
przemknął król Jan Sobieski -
jakbyś przerażonego
zobaczył króla Jana
w służbie Kary Mustafy,
w szeregach Solimana.
To tak, jakbyś przez jedną
groteskową minutę
widział Ordona, który
szturmuje na swą redutę,
jakbyś zobaczył scenkę,
aż serce od niej boli,
jak beznogi jenerał,
Stary Sowiński, na Woli
kuśtyka ze szpadą w ręku
i pułk ruskiej szarańczy
prowadzi do ataku
na kościółek powstańczy.
To tak, jakby książę Józef
z czołem rozpłomienionem
skakał w nurty Elstery
w pościgu za Napoleonem.
Tak właśnie, na Rzeź Pragi,
ale po stronie rezuna,
pchnęła polskiego żołnierza
Gomułczana komuna.
*
Nie róbcie jeden z drugim
ironicznej uwagi,
jak bardzo ja przesadzam
mówiąc o "Rzezi Pragi",
nie mówcie z prześmiechami
przemądrzałych wygłupów -
jakaż to "rzeź"? Zaledwie
trzydzieści, czterdzieści trupów...
Pacyfiści beztroscy,
demokraci pogodni,
każda rzeź się zaczyna
od jednej pierwszej zbrodni.
Czy jeden trup chłopięcy,
czy trupów sto tysięcy,
to już tak samo się liczy,
nie za mniej, nie za więcej.
Krew z ulicznego bruku
zostaje na sztandarze
plamą, której nikt długo
nie zetrze i nie wymaże.
Krew jest zawsze ta sama,
wolność wszędzie ta sama.
Im czystszy, bielszy był sztandar,
tym jaskrawsza ta plama.
*
Ileż to trzeba było
wieków - przez wszystkie lata,
ile krwi trzeba było
zmarnować na oczach świata,
Ile to trzeba było
legend, i "Snów o Szpadzie"
I męstwa, co się przemocy
jak lew na drodze kładzie -
Ile potrzeba było
szaleństwa i uporu
I męczeństwa i buntu,
i dumy i honoru,
ile ludzi - bojowców,
spiskowców, marzycieli,
poetów, wodzów - byśmy
na zawsze zrozumieli,
by z imieniem Żołnierza
na zawsze, nierozłączenie
związać w Polsce dźwięk słowa
wolność - i uniesienie
Hasła, które powtarza,
jakby było pacierzem,
i niby gwiazda świeci
na niebie, nad żołnierzem,
i już mu żadne mroki
w oczach jej nie zgaszą,
że jeśli bić się, to za
"Waszą wolność i naszą".
Za naszą i waszą wolność,
W jednej służbie i roli,
bo nikt nie może być wolnym,
gdy obok kto w niewoli.
Bo wolność jest niepodzielna
wszędzie, pod każdym niebem,
i tylko jej przybywa,
gdy dzielić się nią jak chlebem,
jak łykiem wody, jak iskrą
ognia, jak ziarnkiem soli,
bo nikt nie jest wolny - póki
ktokolwiek jest w niewoli.
Ile trza było wieków,
byśmy w sobie zgłębili
tę prawdę - i by ją zdeptać
i zhańbić w jednej chwili,
gdy ruszył na Rzeź Pragi
z ruskiem rezunem w spółce
ten polski żołnierz - jak, kiedy
przebaczyć to Gomułce?
Wyprowadzili żołnierza
na to czeskie Psie Pole
Z nowym hasłem: "Za waszą
i za naszą niewolę",
[By większy dół wykopać
między Zachodem a nami
tą krwią z praskiego bruku
co nam sztandar poplami].
Wspomnicie moje słowa,
czytelnicy potomni:
Jeszcze po trzystu latach
Naród im nie zapomni.
Wy im popamiętacie,
Wy ocenicie godnie
jeszcze po trzystu latach
tę bolsze-zbowidzką zbrodnię,
Tę gomułczaną hańbę,
ten podstęp najoczywistszy,
tę plamę - tym jaskrawszą
im sztandar nasz był czystszy.
1968
Marian Hemar - Teoria względności.
Gdy się ludzi ocenia
z różnych punktów widzenia -
ciekawa rzecz, jak się skala
pewnych wartości zmienia.
Wadą staje się cnota,
a zaletą - głupota.
O przeciwniku - gdy zacny -
mówimy, że idiota.
O stronniku, gdy trudno
przyznać nam, że rozsądny -
nie powiemy, że cymbał.
Powiemy: "Z gruntu porządny".
Gdy się mądrym człowiekiem
chlubi wrogi nam obóz -
stwierdzamy, że "inteligentny"
i dodajemy: "łobuz".
Gdy się w naszym obozie
łobuz szasta wybitny -
mówimy; "Twardy człowiek.
Zdolny - mówimy. - sprytny".
Gdy nasz przeciwnik się potknie,
"Zdrajca!" - głosimy krzykiem.
Gdy stronnik zdradzi, stwierdzamy:
"Nie był naszym stronnikiem".
I to nas niesłychanie
na duchu podtrzymuje,
że przeciw nam są zawsze
idioci i tylko szuje.
A z nami, wszyscy albo
roztropni, albo dumni,
albo z gruntu porządni,
albo bardzo rozumni.
*
Dziwne, jak punkt widzenia
automatycznie zmienia
skalę naszych kryteriów
uznania czy potępienia.
Gdy my konfiskujemy -
zasługa to narodowa.
Kiedy nas konfiskują -
gwałcą swobodę słowa.
Kiedy nas zamykają -
Tyrani! Despoci! Kaci!
Kiedy my zamykamy -
tośmy furt demokraci.
Kiedy my "Precz!" wrzeszczymy -
tośmy patrioci polscy.
Ci, co "Precz" wrzeszczą na nas -
wywrotowcy warcholscy.
"Dwa a dwa cztery" u nas -
to dogmat, to teologia.
"Dwa a dwa cztery" u wroga -
wulgarna demagogia.
Nawet sprzęt martwy, samochód,
zmiennej podlega emocji:
Dla Becka - luksus, dla Seydy -
Narzędzie lokomocji.
*
Dziwne, jak punkt widzenia
automatycznie zmienia
zasadę naszych wyroków
uznania czy potępienia.
Co przed majem nikczemne,
po Maju naturalne.
Do Września - święte, po Wrześniu -
znów nieodpowiedzialne.
Co po maju - zbrodnicze,
słuszne- od października.
Wszystko zależy, kto, komu,
co, czemu, kiedy wytyka.
Przyznać komu, po męsku,
w sposób najprościej rozsądny,
że choć wróg nasz - rozumny,
choć przeciwnik - porządny,
i walczyć z nim, aż do końca,
do końca ceniąc go szczerze -
na to nas nie stać. To w naszym
nie leży charakterze.
Nasza zasada: siebie
ze wszystkiego rozgrzeszać,
ale na przeciwniku
psy - o to samo - wieszać.