Byłem z prawie ośmioletnim wnusiem na spacerze. Po drodze zahaczyliśmy o McDonald's. Jest w nim taka rura do zjazdów, więc wnuczek postanowił sobie zjechać. Jest na razie ciut drobnej postury, ale wciąż rośnie. Gdy wnuczek zjechał rurą w dół, znienacka, jakiś na oko sześciolatek, walnął go solidnie w plecy, aż zadudniło. Zupełnie bez powodu. Wtedy... wtedy mój wnusio błyskawicznie, bez rozeznania, kto, co i dlaczego, odwrócił się i z całej siły dowalił w brzuch "agresorowi". Tamten wytrzeszczył oczy, trochę pewnie z bólu, a po części ze zdumienia i zaczął wołać tatę. Tata się jakoś nie pojawiał, a ja spokojnie mówię do tego chłopca:
- sam zacząłeś, i teraz tatę wołasz na pomoc?
Ten zamilkł, a ja zaproponowałem wnusiowi dalszy spacer i opuściliśmy teren.
Odeszliśmy już kawałek od placu zabaw i powiedziałem:
- słuchaj, dlaczego uderzyłeś tego chłopca?
- dziadku, nie było na co czekać! jak ktoś zaczyna, to trzeba oddać natychmiast!
Zastanowiłem się, myśląc, że jest w tym sporo racji, ale pytam dalej:
- a pomyślałeś, że on był młodszy od ciebie?
Wnuczek natychmiast odpowiedział:
-dziadku, przecież widział, że jestem od niego starszy, to po co zaczynał?
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!