Człowiek w ostateczności, przechodząc już Ku Wieczności, może się w końcu przekona, że marnością jedynie jest splendor, mamona. Całe życie gromadzi, tu dyplom, tam inna chwała, a trumna taka mała...
Źródło multimediów ===> kliknij
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
Człowiek w ostateczności, przechodząc już Ku Wieczności, może się w końcu przekona, że marnością jedynie jest splendor, mamona. Całe życie gromadzi, tu dyplom, tam inna chwała, a trumna taka mała...
Chcąc dogodzić mężowi,
Nie tak... kulinarnie,
młoda żona się głowi,
a gotuje marnie,
jak przygotować przysmak tak mężowi drogi?
Odważyła się wreszcie!
I lepi pierogi.
Głodny mąż wraca z pracy,
do stołu zasiada,
pieroga kęs spróbował.
Żona czeka blada,
na pochwały, co zaraz od męża dostanie.
- Tego świństwa nie kupuj już nigdy, kochanie!
Przy obiedzie raz córka ojca zapytała:
- Tato, jak to jest, chętnie bym się dowiedziała,
to pytanie mnie dręczy od samego rana,
jak się czuje kobieta, gdy nie jest kochana?
- Matki spytaj. Rzekł ojciec, żując kęs kotleta.
- To bardzo doświadczona w tym względzie kobieta.
Usidlić i na męża złowić kandydata?
To każda z was potrafi od początku świata!
I nie ma, co do tego cienia wątpliwości.
Jednego nie umiecie - zmusić do miłości!
Tytuł: Oko za oko
Autor: John Sack
Tłumaczył: Roman Palewicz
Z przedmowy książki:
Holocaust miał miejsce.
Niemcy zabijali Żydów, lecz zdarzyła się także druga okropność, ukryta przez tych, którzy jej dokonali: kiedy to Żydzi zabijali Niemców.
Bóg wie, że mieli do tego powody, ale ja dowiedziałem się, że w roku 1945 zgładzili oni ogromną liczbę Niemców - nie nazistów, nie żołnierzy Hitlera, tylko niemieckich cywilów - mężczyzn, kobiety, dzieci, niemowlęta, których jedyną zbrodnią było to, że byli Niemcami.
Na skutek gniewu Żydów, jak by on nie był zrozumiały, Niemcy utracili więcej cywilów niż w Dreźnie, więcej, lub tyle samo co Japończycy w Hiroszimie, Amerykanie w Pearl Harbour, Brytyjczycy w Bitwie o Anglię, czy wreszcie sami Żydzi we wszystkich pogromach w Polsce - tego właśnie się dowiedziałem, i byłem porażony tą wiedzą.
To nie był Holocaust, ani moralny ekwiwalent Holocaustu.
Od tłumacza:
Usiłowałem dotrzeć do oryginalnych wersji i zamieścić je w niniejszym przekładzie.
W tych kilku przypadkach, kiedy mi się to nie udało, musiałem niestety dokonywać retłumaczenia z angielskiego przekładu.
W trakcie pracy nad książką otrzymałem od Johna Sacka list z kilkoma poprawkami i uzupełnieniami, dostrzegłem też parę drobnych nieścisłości, które (po uzgodnieniu z autorem) skorygowałem, toteż polska wersja książki różni się nieznacznie od pierwszego wydania amerykańskiego.
John Sack zapewnia, że wszystkie poprawki i uzupełnienia zostaną uwzględnione w kolejnych wydaniach anglojęzycznych.
Na wiosce obok siebie mieszkali sąsiedzi.
Ten pierwszy biedę klepie, z żywiołą się biedzi.
Uczciwy. Żaden krętacz. I podatki płaci.
A sąsiad wciąż handlując, mocno się bogaci:
- Najlepiej idą gęsi. Sprzedaję tuziny!
I dostrzegłszy zdziwiony grymas jego miny,
dodaje:
- O klientów trudno dziś, niestety,
więc dałem ogłoszenie do naszej gazety.
Wróciwszy doświadczony radą w tej rozmowie,
usiadł, chwilę pomyślał drapiąc się po głowie,
i też dał ogłoszenie w lokalnej gazecie:
- Gęsi tłuste i smaczne, lepszych nie znajdziecie,
sprzedam, a mam ich stadko nawet całkiem liczne.
Gąski z własnej hodowli, wprost ekologiczne!
Już liczył przyszłe zyski, brzęczała gotówka...
Wtem rano... Pierwszy klient?
To była Skarbówka!
Policzyli, sprawdzili, podatkiem objęli.
I został na minusie, zyski diabli wzięli!
A sąsiad wnet się śmieje, prawie do rozpuku:
- Wykształcony, a gamoń! Bezmyślny nieuku!
Przyznać się do hodowli? W głowie się nie mieści!
Też dałem ogłoszenie, lecz o takiej treści:
- Dla znalazcy stu złotych, które dziś zgubiłem,
tłustą gąskę w nagrodę oto przeznaczyłem!
A, że naród nad wyraz widocznie uczciwy,
za każdą stówkę - gąska.
Dla mnie - zysk prawdziwy!
Krąży żart o tym, jak ogłosili na spotkaniu z emerytami, że jutro powieszą co dziesiątą osobę, gdzie po oklaskach padało jedyne pytanie - przynieś własną linę, czy rząd zapewni?
Za dużo emerytów siedzi na budżecie,
- Musimy coś z tym zrobić.
- A co?
- Sami wiecie...
Blokują nam przychodnie, sklepy i szpitale.
Wciąż łażą, narzekają, nieszczęśliwi stale.
Tęsknią za Peerelem, za czasem młodości,
narzekają na młodzież, można dostać mdłości!
Ile mieszkań się zwolni, ucieszą się młodzi,
gdyby co dziesiątego - do Charona łodzi.
Młody na propagandę jest podatny taki,
uwierzy w eko-brednie, będzie jadł robaki.
Stary wróbel na plewy już się nie nabierze,
i emeryt uśmiechnie się tylko nieszczerze,
nie wierząc w ekologów obłudne gadanie,
jajecznicę na boczku zrobi na śniadanie.
zachwycając się smakiem i mamrocząc stale:
- A niech sobie idioci jedzą te robale!
Tu premier do ministrów, nabrawszy oddechu:
- Musimy coś z tym zrobić, ale bez pośpiechu.
Trzeba tak to ogłosić, by się sami pchali,
jak w sklepach, bez kolejki obsługi żądali.
Rząd ogłosił niebawem:
- Drodzy emeryci!
Ta wiadomość zapewne każdego zachwyci,
można się zapisywać! Rządowa Loteria!
- Tylko dla emerytów!
Wybuchła breweria!
- Byłem pierwszy!
- Ja dłużej na emeryturze!
Tumult, zgiełk roszczeniowy w emeryckim chórze.
Tu minister finansów:
- Małe sprostowanie, spróbujemy wam pomóc,
panowie i panie.
Rząd znalazł rozwiązanie, wszyscy się ucieszą,
co dziesiątą osobę z loterii powieszą.
W ten sposób wasze szanse na wygraną wzrosną!
Uzupełnił z uśmiechem wręcz radosnej miny:
- Nie musicie zabierać z domu własnej liny.
Władza wszystko zapewni, bo już podpisuje
kontrakt na szubienice, lin też nie brakuje.
Prawie głuchy staruszek zaklaskał nieśmiało.
Wzbudził burzę oklasków, wiwatów niemało.
- Jaki nasz rząd wspaniały, zadbał o szczegóły.
- I na nasze problemy jest nad wyraz czuły.
- Tu loteria, tam jakieś dopłaty, dotacje!
- Na stojąco należą się władzom owacje!
Problem ze sztuczną inteligencją nie polega na tym, że jest zbyt inteligentna, ale na tym, że głupotą doścignęła ludzi i niestety jest to trudniejsze do zauważenia, niż w rozmowie z ludzkim idiotą.
Westchnął, patrząc na śliczną, lecz głupią dziewczynę:
- Gdybyś miała rozumu chociaż odrobinę...
Odrzekło mu głupiutkie, dziewczątko ponętne:
- Przecież moje paznokcie są... inteligentne!
Maszyna AI już pokonała człowieka w biegu i zaczęła grać na nieznanym mu poziomie; potrafi pokonać osobę w zespołowych grach strategicznych; umie blefować, ma poczucie humoru, potrafiła wypracować własny język do komunikowania się z własnym gatunkiem na zasadzie niezrozumiałej dla człowieka; pisze muzykę, wiersze, opowiadania, scenariusze seriali opartych na życzeniach ludzi.
Inżynierowie i naukowcy, którzy pracują w czołówce w tej dziedzinie, coraz częściej mówią, że nie rozumieją już, jak działa ich potomstwo…
Okazuje się, że człowiek tworzy to, czym sam nie może się stać?
Spełnia niemożliwe dla ludzi, a wykonalne dla maszyn?
Tutaj zasadzka polega na tym, że słowo „myśleć” ma nieco szersze znaczenie, 71 lat temu wszystko wyglądało dla Turinga zupełnie inaczej. Oprócz słowa „myśleć” istnieje jeszcze jedno słowo „znaczenie”. Dzisiaj maszyny nie myślą, tylko wybierają odpowiednie odpowiedzi z gotowych odpowiedzi, a myśliciel, np. inżynier, wymyśla coś, co nie istnieje! Chociaż tak jest, inżynierów uczy się w taki sam sposób, jak roboty: weź przedmiot i przypisz mu właściwości innego obiektu. Ogólnie długa historia, ale mam nadzieję, że sens moich słów jest jasny.
Nie boję się maszyny, która przejdzie test Turinga.
Boję się maszyny, która celowo go nie zda.
Największym zagrożeniem przy przejściu na biurokrację zarządzaną przez AI, będzie jej beznamiętność i bezuczuciowość, większa od najpodlejszej ludzkiej biurwy.
Ten satyryczny wierszyk (nieznanego autora?) jest znany wśród rosyjskojęzycznej społeczności:
Вот и верь после этого людям!
Я ему отдалась при луне,
А он взял мои девичьи груди...
И узлом завязал на спине!
To mój swobodny przekład na język polski:
Wierz tu ludziom po takiej udręce!
Przy księżycu się jemu oddałam,
Wziął za plecy moje piersi dziewczęce,
i zawiązał je w supeł - płakałam.
Studiował trzy kierunki, jest też poliglotą? Phi! A ja bez nauki zostałem idiotą!
Tam, gdzie umysł najtęższy poddał się bezradnie, wykonuję to, na co on nigdy nie wpadnie!
Co z tego, że nie działa i sensu w tym brak? Ale ja dałem radę, choć studiów mi brak!
Zadawanie pytań wydaje się być łatwiejsze od odpowiedzi na nie.
A jednak jest coś takiego jak sztuka formułowania poprawnych zapytań.
Miał na ręku zegarek, rzec by - czasu wzorzec,
Który sekund odmierzył już niejeden korzec.
Nie późnił się, nie spieszył, był wręcz niezawodny.
Cóż z tego? Z lat upływem stał się ciut niemodny.
Dawniej zegar chwalono, lecz minęły lata,
dziś zegarek się zmienia pod kolor krawata.
Tarcza jak z maszynowni, wprost z podwodnej łodzi.
Zlicza kroki, sen, tętno... Takie noszą młodzi!
Mają "funkcje", "bajery", wyglądają ładnie.
Brak dostępu do prądu? Bateryjka padnie.
Dla mody świecidełko na rękę założysz?
Elektrośmieci bezmiar jedynie pomnożysz.
Dawniej "zegar po dziadku" służył pokolenia.
Dzisiaj ledwie po roku jest do wyrzucenia.
Młodym już nie potrzeba, choć to smutek budzi,
Ani dawnych zegarków, ani starych ludzi.
Jeśli dana osoba nie ma depresji, możliwe są 2 opcje:
1. Osoba nie do końca rozumie, jak działa ten świat i na jakich podstawowych prawach działa. Zasadniczo żyje w iluzorycznej matrycy, w której różowe kucyki kupują magiczną tęczę.
2. Jeśli człowiek wszystko rozumie i nawet po uświadomieniu sobie całej istoty świata nadal ma dobry humor, to jest po prostu zadowolonym idiotą.
Ma wreszcie czym imponować! Dodawać słowom wartości! Zaznacza przy każdej okazji, że dożył późnej starości.