Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
poniedziałek, 20 lutego 2012
czwartek, 16 lutego 2012
Armaty przeciw wróblom?
Wyrazisz swoje zdanie nieparlamentarnie, licz się z tym, że w więzieniu możesz skończyć marnie. Powiodą cię do niego sądowe wyroki. Waż słowa! W tej przestrodze sens bardzo głęboki! Strach przed słowem, co w mózgu pozostawia osad? Bywało, słowa Rządy wysadzały z posad!
Wyrok ośmiu miesięcy ograniczenia wolności orzeczony przez kielecki sąd wobec kibica jest już prawomocny. Mężczyzna był oskarżony o publiczne znieważenie grupy ludzi z powodu przynależności rasowej oraz publiczne znieważenie premiera w pisemku kibiców Korony. Premiera Donalda Tuska miał nazwać "ćwokiem i prostakiem".
Sąd Okręgowy w Kielcach odrzucił w czwartek apelację obrony od wyroku sądu pierwszej instancji, uznając ją za bezzasadną. Przewodnicząca składu orzekającego Alina Bojara podkreśliła, że oskarżony nie działał pod wpływem emocji, ale z zamiarem przemyślanym, a swoje artykuły kierował do osób podatnych na takie poglądy. Stopień społecznej szkodliwości jego czynu oceniła jako znaczny.
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
I teraz się zacznie! Słyszę, ludzie sięcieszą coraz bardziej znacznie.
Wyrok ośmiu miesięcy ograniczenia wolności orzeczony przez kielecki sąd wobec kibica jest już prawomocny. Mężczyzna był oskarżony o publiczne znieważenie grupy ludzi z powodu przynależności rasowej oraz publiczne znieważenie premiera w pisemku kibiców Korony. Premiera Donalda Tuska miał nazwać "ćwokiem i prostakiem".
Sąd Okręgowy w Kielcach odrzucił w czwartek apelację obrony od wyroku sądu pierwszej instancji, uznając ją za bezzasadną. Przewodnicząca składu orzekającego Alina Bojara podkreśliła, że oskarżony nie działał pod wpływem emocji, ale z zamiarem przemyślanym, a swoje artykuły kierował do osób podatnych na takie poglądy. Stopień społecznej szkodliwości jego czynu oceniła jako znaczny.
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
I teraz się zacznie! Słyszę, ludzie się
środa, 15 lutego 2012
wtorek, 14 lutego 2012
Bez lásky
Wahałem się pomiędzy dwiema piosenkami, które śpiewa Waldemar Matuška, a mianowicie "Zmýlená neplatí" i "Moje neštěstí" .
Zdecydowałem się na "Zmýlená neplatí".
A to z powodu przeczytania:
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
A to z powodu przeczytania:
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
Nawet skomplikowane uczucia można opisać.
Wystarczy wkleić w Google:
sqrt(cos(x))*cos(300 x)+sqrt(abs(x))-0.7)*(4-x*x)^0.01, sqrt(6-x^2), -sqrt(6-x^2) from -4.5 to 4.5
sqrt(cos(x))*cos(300 x)+sqrt(abs(x))-0.7)*(4-x*x)^0.01, sqrt(6-x^2), -sqrt(6-x^2) from -4.5 to 4.5
Wychowani w sieci
Autor: Piotr Czerski - My, dzieci Sieci
Poniżej wybrane, obszerne fragmenty, proponuję przeczytanie arcyciekawej całości:
...
My, dzieci sieci – my, którzy dorastaliśmy z internetem i w internecie – jesteśmy pokoleniem, które przyjęte kryteria tego terminu spełnia niejako na odwrót. Nie doświadczyliśmy impulsu ze strony rzeczywistości, ale przekształcenia się samej rzeczywistości; nie łączy nas wspólny, ograniczony kontekst kulturowy – ale poczucie wolności jego wyboru i samodefinicji.
Pisząc te słowa mam świadomość nadużycia, jakiego dopuszczam się używając zaimka „my” – ponieważ nasze „my” jest płynne, nieostre, wedle starych kategorii: doraźne. Jeżeli piszę „my” – to znaczy: „wielu z nas”, albo „niektórzy z nas”. Jeżeli piszę: „jesteśmy” – to znaczy: „bywamy”. Piszę: „my” tylko dlatego, żeby móc o nas w ogóle napisać.
...
Sieć nie jest dla nas czymś zewnętrznym wobec rzeczywistości, ale jej równoprawnym elementem: niewidoczną, ale stale obecną warstwą przenikającą się z przestrzenią fizyczną. My nie korzystamy z sieci, my w niej i z nią żyjemy. Gdybyśmy mieli opowiedzieć wam, analogowym, nasz bildnungsroman – w każdym kształtującym nas doświadczeniu istniał naturalny pierwiastek internetowy. W sieci nawiązywaliśmy przyjaźnie i kłóciliśmy się, w sieci przygotowywaliśmy ściągi na klasówki, w sieci umawialiśmy się na imprezy i wspólną naukę, w sieci zakochiwaliśmy się i rozstawaliśmy ze sobą. Sieć nie jest dla nas technologią, której musieliśmy się nauczyć i w której udało nam się odnaleźć. Sieć jest procesem, który dzieje się i nieustannie przekształca na naszych oczach; z nami i przez nas. Technologie pojawiają się, a potem znikają na peryferiach, serwisy powstają, rozkwitają i gasną, ale sieć trwa, bo sieć to my – komunikujący się ze sobą w naturalny dla nas sposób, bardziej intensywny i wydajny niż kiedykolwiek w historii ludzkości.
Wychowani w sieci myślimy trochę inaczej. Umiejętność znajdowania informacji jest dla nas czymś równie podstawowym, jak dla was umiejętność odnalezienia w obcym mieście dworca albo poczty. Kiedy chcemy się czegoś dowiedzieć – jakie są pierwsze objawy ospy, czy rachunek za wodę nie jest podejrzanie wysoki albo dlaczego zatonęła „Estonia” – podejmujemy działania z taką pewnością, z jaką prowadzi się samochód wyposażony w nawigację GPS. Wiemy, że potrzebne nam informacje znajdziemy w wielu miejscach, umiemy do nich dotrzeć, potrafimy ocenić ich wiarygodność. Przywykliśmy do tego, że zamiast jednej odpowiedzi znajdujemy wiele różnych – i umiemy z wyabstrahować z nich wersję, która jest prawdopodobnie najsłuszniejsza, odrzucając te, które sprawiają wrażenie mało wiarygodnych. Selekcjonujemy, filtrujemy, zapamiętujemy – i jesteśmy gotowi wymienić zapamiętaną informację kiedy pojawi się jej nowa, lepsza wersja.
...
Uczestniczenie w kulturze nie jest dla nas czymś odświętnym – globalna kultura to podstawowy budulec naszej tożsamości, ważniejszy dla samodefinicji niż tradycje, narracje historyczne, status społeczny, pochodzenie, a nawet język, którym się posługujemy. Z oceanu dóbr kultury wyławiamy te, które odpowiadają nam najbardziej – wchodzimy z nimi w dialog, oceniamy je, zapisujemy te oceny w specjalnie do tego celu stworzonych serwisach, które podpowiadają nam, jakie inne albumy, filmy, czy gry powinny zyskać nasze uznanie. Niektóre filmy, seriale czy wideoklipy oglądamy jednocześnie z kolegami z pracy albo znajomymi z drugiej półkuli, uznanie dla innych dzielimy z garstką ludzi, których być może nigdy nie spotkamy w świecie rzeczywistym. Stąd wynika nasze poczucie jednoczesnej globalizacji i indywidualizacji kultury. Stąd wynika nasza potrzeba swobodnego dostępu do niej.
...
Dlaczego mielibyśmy płacić za dystrybucję informacji, którą można błyskawicznie i perfekcyjnie skopiować, nie zmniejszając przy tym ani na jotę wartości oryginału? Jeżeli dostajemy samą tylko informację – chcemy, aby cena była do niej adekwatna. Możemy płacić więcej, ale chcemy otrzymać wówczas wartość dodatkową: ciekawe opakowanie, gadżet, wyższą jakość obrazu, możliwość rozpoczęcia oglądania tu i teraz, bez oczekiwania na pobranie pliku. Potrafimy wyrażać uznanie i chcemy wynagradzać autorów (kiedy pieniądze przestały być banknotami, a stały się szeregiem cyfr wyświetlanych na ekranie płacenie nabrało nieco charakteru aktu wymiany symbolicznej, na którym obie strony coś zyskują), ale osiągnięcie przez korporacje wyników założonych w planach sprzedaży zupełnie nas nie interesuje. To nie nasza wina, że ich biznes w dotychczasowym kształcie przestał mieć sens – a oni, zamiast podjąć konkurencję i dotrzeć do nas z czymś więcej, niż możemy mieć za darmo, postanowili okopać się na dotychczasowych pozycjach.
I jeszcze jedno: nie chcemy płacić za swoje wspomnienia. Filmy, które pamiętamy z młodości, muzyka, która towarzyszyła nam dziesięć lat temu – w sieciowej pamięci zewnętrznej są po prostu wspomnieniami, których przywoływanie, wymiana i przetwarzanie jest dla nas czymś tak oczywistym, jak dla was wspominanie „Czterech pancernych”. Bajki, które oglądaliśmy w dzieciństwie, odnajdujemy w sieci i pokazujemy naszym dzieciom – tak samo, jak wy opowiadaliście nam bajkę o Czerwonym Kapturku albo trzech koźlątkach. Czy potraficie sobie wyobrazić, że ktoś oskarży was z tego powodu o łamanie prawa? My też nie potrafimy.
...
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nasze rachunki płacą się same, jeśli tylko dysponujemy środkami na koncie; że założenie konta bankowego albo przeniesienie numeru telefonu do innego operatora to kwestia wypełnienia jednego formularza online i podpisu na umowie podsuniętej przez kuriera; że nawet podróż na drugi koniec Europy z międzylądowaniem i zwiedzaniem miasta w połowie drogi można zorganizować w dwie godziny. Jako użytkownicy państwa jesteśmy więc coraz bardziej zirytowani archaicznością jego interfejsu.
...
Nie ma w nas tej wynikającej z onieśmielenia pokornej akceptacji, jaka cechowała naszych rodziców – przekonanych o nadzwyczajnej wadze spraw urzędowych i odświętnym charakterze interakcji z państwem. Nie czujemy tego respektu, który brał się z odległości między samotnym obywatelem, a majestatycznymi szczytami „władzy”, majaczącymi gdzieś pośród mgieł. Nasza wizja struktury społecznej jest zresztą inna niż wasza: sieciowa, a nie hierarchiczna. Przywykliśmy do tego, że niemal z każdym – dziennikarzem, burmistrzem miasta, profesorem uniwersytetu albo znanym piosenkarzem – możemy spróbować podjęcia dialogu i nie potrzebujemy do tego uprawnień wynikających ze społecznego statusu. Powodzenie interakcji zależy tylko od tego, czy treść przesyłanego komunikatu zostanie rozpoznana jako ważna i warta odpowiedzi. A skoro dzięki współpracy, ciągłej dyskusji, hartowaniu poglądów w ogniu krytyki mamy poczucie, że nasze poglądy w wielu kwestiach są po prostu lepsze – dlaczego nie mielibyśmy oczekiwać poważnego dialogu z rządem?
...
Najważniejszą dla nas wartością jest wolność: słowa, dostępu do informacji, kultury. Mamy poczucie, że to dzięki tej wolności sieć jest tym, czym jest – i że obrona jej wolnościowego kształtu jest naszym obowiązkiem wobec kolejnych pokoleń, takim samym, jak ochrona środowiska naturalnego.
Być może nie nazwaliśmy tego dotąd, być może jeszcze sami nie zdajemy sobie z tego sprawy – ale tym, czego chcemy, jest chyba po prostu prawdziwa, realna demokracja. Demokracja, o której być może nie śniło się nawet waszym publicystom.
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
Ciężko jest żyć z przeświadczeniem, że własne ciało więzieniem.
Dziennikarze trafili w Indiach na wyjątkową rodzinę, trzy siostry cierpiące na "syndrom wilkołaka" lub inaczej mówiąc, mające nadmierne owłosienie.
Siostry wilkołaki to 23-letnia Sawita, 18-letnia Monisza i 16-letnia Sawitri Sangli żyją w małej wiosce niedaleko miasta Puna w środkowych Indiach. Nadmierne owłosienie odziedziczyły po ojcu. Tę rzadką, dziedziczną przypadłość (chorobę?) charakteryzuje obfite owłosienie praktycznie całego ciała. W tej rodzinie jest sześć córek, u pozostałych trzech nie ma problemu z nadmiernym owłosieniem. Ich matka Anita Sambhadżi Raut powiedziała, że tę rzadką przypadłość pozostałe trzy córki odziedziczyły po swoim ojcu. Anita została zmuszona do małżeństwa z nim w wieku 12 lat, przy czym do dnia wesela nie widziała przyszłego męża i nie wiedziała, że on cierpi na nadmierne owłosienie.
Według relacji kobiety, jej wujek i ciocia, którzy opiekowali się nią po śmierci jej rodziców, zmusili ją do poślubienia tego człowieka pod groźbą śmierci. Mąż Raut zmarł w 2007 roku. Indyjski reżyser dokumentalista Szeh Gupta zamierza nakręcić film o losie tych dziewczyn i zwrócić uwagę na ich problem, co pomoże im zebrać fundusze na laserową depilację i znaleźć mężów.
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
Siostry wilkołaki to 23-letnia Sawita, 18-letnia Monisza i 16-letnia Sawitri Sangli żyją w małej wiosce niedaleko miasta Puna w środkowych Indiach. Nadmierne owłosienie odziedziczyły po ojcu. Tę rzadką, dziedziczną przypadłość (chorobę?) charakteryzuje obfite owłosienie praktycznie całego ciała. W tej rodzinie jest sześć córek, u pozostałych trzech nie ma problemu z nadmiernym owłosieniem. Ich matka Anita Sambhadżi Raut powiedziała, że tę rzadką przypadłość pozostałe trzy córki odziedziczyły po swoim ojcu. Anita została zmuszona do małżeństwa z nim w wieku 12 lat, przy czym do dnia wesela nie widziała przyszłego męża i nie wiedziała, że on cierpi na nadmierne owłosienie.
Według relacji kobiety, jej wujek i ciocia, którzy opiekowali się nią po śmierci jej rodziców, zmusili ją do poślubienia tego człowieka pod groźbą śmierci. Mąż Raut zmarł w 2007 roku. Indyjski reżyser dokumentalista Szeh Gupta zamierza nakręcić film o losie tych dziewczyn i zwrócić uwagę na ich problem, co pomoże im zebrać fundusze na laserową depilację i znaleźć mężów.
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
środa, 8 lutego 2012
poniedziałek, 6 lutego 2012
czwartek, 2 lutego 2012
środa, 1 lutego 2012
O Wisławie Szymborskiej słowa ostatnie
Żyła, błądząc i walcząc z zwyczajną słabością, nikczemność wymieszała z kunsztem i wielkością, nader często wśród miłych ocen, komentarzy, zabolał ten jedyny, nienawistnie wraży. Żyła tak, jak umiała w tym przewrotnym świecie, w słowach, które zostały, siebie odnajdziecie, więc czytając jej wiersze pomyślane składnie, spróbujcie żyć inaczej! Jak? Niech każdy zgadnie! Przecież innych oceniać umiemy surowo? Starczy! Żegnaj Wisławo! Mądra białogłowo!
Wisława Szymborska urodziła się 2 lipca 1923 r. w Bninie, miasteczku nieopodal Poznania, będącym obecnie częścią Kórnika. Rodzice, Wincenty Szymborski i Anna Maria de domo Rottermund, przenieśli się tam z Zakopanego w związku z pracą ojca, który był zarządcą dóbr hrabiego Władysława Zamoyskiego w Wielkopolsce. W 1924 r. cała rodzina przeprowadziła się do Torunia, a następnie po 7 latach do Krakowa, z którym Szymborska związana była do końca swojego życia.
W 1996 roku została laureatką Literackiej Nagrody Nobla. Nagroda ta została jej przyznana za "poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości", była jednym z najbardziej dramatycznych momentów w życiu Wisławy Szymborskiej. Po "tragedii sztokholmskiej", jak ona sam i jej przyjaciele nazywali to wydarzenie, poetka zamilkła na ponad 6 lat – jej kolejny tomik "Chwila" ukazał się dopiero w 2002 r. Zawierał jedynie 23 wiersze. Jerzy Illg wspominał, że Szymborska po Noblu "chciała pozostać osobą, a nie stać się osobistością".
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
Wisława Szymborska urodziła się 2 lipca 1923 r. w Bninie, miasteczku nieopodal Poznania, będącym obecnie częścią Kórnika. Rodzice, Wincenty Szymborski i Anna Maria de domo Rottermund, przenieśli się tam z Zakopanego w związku z pracą ojca, który był zarządcą dóbr hrabiego Władysława Zamoyskiego w Wielkopolsce. W 1924 r. cała rodzina przeprowadziła się do Torunia, a następnie po 7 latach do Krakowa, z którym Szymborska związana była do końca swojego życia.
W 1996 roku została laureatką Literackiej Nagrody Nobla. Nagroda ta została jej przyznana za "poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości", była jednym z najbardziej dramatycznych momentów w życiu Wisławy Szymborskiej. Po "tragedii sztokholmskiej", jak ona sam i jej przyjaciele nazywali to wydarzenie, poetka zamilkła na ponad 6 lat – jej kolejny tomik "Chwila" ukazał się dopiero w 2002 r. Zawierał jedynie 23 wiersze. Jerzy Illg wspominał, że Szymborska po Noblu "chciała pozostać osobą, a nie stać się osobistością".
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
wtorek, 31 stycznia 2012
Rosyjska wódka obchodzi swoje 147 urodziny
Moskwa, 31 stycznia. Dziś Rosja obchodzi nieoficjalne urodziny rosyjskiej wódki.
31 stycznia 1865 w Sankt Petersburgu, Dmitrij Iwanowicz Mendelejew obronił swoją słynną rozprawę doktorską "Połączenie alkoholu i wody", nad którą pracował w latach 1863/64. Praca doktorska jest przechowywana w muzeum wielkiego naukowca - w Petersburskim Uniwersytecie.
Celem pracy było zbadanie wagi alkoholu i wody, w zależności od stężenia tych roztworów i temperatury. Innymi słowy, były badane mieszaniny w różnych temperaturach i stężeniach, od alkoholu absolutnego do roztworu 50% wagowych, a następnie do 0%.
W rozdziałach 4 i 5 pracy, nazwanych odpowiednio "Największa kompresja występująca we wzajemnym powiązaniu bezwodnego alkoholu i wody" i "O zmianie proporcji ilości alkoholu w połączeniu z wodą", opisano badania roztworów wodno-alkoholowych, w tym o stężeniu 33,4% wagi lub 40% objętości. Zaskakującym jest, że o oddziaływaniu fizjologicznym i biochemicznym na żywe organizmy nie ma ani słowa.
Ogólnie rzecz ujmując, mówi się, że wódka pojawiła się w Rosji zaledwie 600 lat temu. W tamtych czasach ten gorzelniany napitek robiono z pszenicy, żyta i jęczmienia. Wino zbożowe, państwowe, rosyjskie - to wszystko o wódce.
Piotr Wielki bez wódki nie spożywał żadnego posiłku. W tym samym czasie Car wprowadził pojęcie "karniaka" To było bardzo duża szklanica, do której mieściło się 1,5 litra wódki. Puchar podnoszono na zakończenie i należało go wypić duszkiem.Wódka mogła być bardzo różna - ale nie więcej niż 20 procentowa.
To Piotr Wielki pozwolił kobietom na picie wódki w miejscach publicznych. Piły z 150 gramowych kieliszków. Wódkę na wynos kupowano tylko wiadrami. Moskiewskie wiadro miało pojemność dwanaście i pół litra. W tym czasie, wszelkie opakowania kosztowały o wiele drożej niż sama wódka. Ale zrujnować się narodowi przez picie Car nie pozwalał. Wyjątkowych miłośników wódki nagradzał medalem za pijaństwo.
Wódka służyła za nagrodę. W 1830 roku, dekarz Peter Telushkin bez zabezpieczenia wspiął się na iglicę wieży petersburskiej katedry i naprawił koronę anioła. Za odwagę otrzymał od Cara Mikołaja I pismo nadające przywilej - może pić wódkę w każdej tawernie i w każdej ilości. Długo się tym przywilejem nie nacieszył - w ciągu dwóch tygodni niepohamowanego pijaństwa, stracił list.
Kiedy znowu poszedł do Cara, ten kazał mu wypalić na szyi dwugłowego orła. Tak zrodził się dobrze wszystkim znany gest - Dajmy sobie w szyję.
Wcześniej wódką nazywano zbożową gorzałkę o mocy od 20 do 60 stopni. Pod koniec XIX wieku rząd postanowił wprowadzić monopol na produkcję wódki. Czy to zasługa chemika Mendelejewa, czy zbieg okoliczności, ale od tej pory czterdziestoprocentowa wódka jest uważana za standard.
Źródło:
Kliknij aby przeczytać artykuł w oryginale...
31 stycznia 1865 w Sankt Petersburgu, Dmitrij Iwanowicz Mendelejew obronił swoją słynną rozprawę doktorską "Połączenie alkoholu i wody", nad którą pracował w latach 1863/64. Praca doktorska jest przechowywana w muzeum wielkiego naukowca - w Petersburskim Uniwersytecie.
Celem pracy było zbadanie wagi alkoholu i wody, w zależności od stężenia tych roztworów i temperatury. Innymi słowy, były badane mieszaniny w różnych temperaturach i stężeniach, od alkoholu absolutnego do roztworu 50% wagowych, a następnie do 0%.
W rozdziałach 4 i 5 pracy, nazwanych odpowiednio "Największa kompresja występująca we wzajemnym powiązaniu bezwodnego alkoholu i wody" i "O zmianie proporcji ilości alkoholu w połączeniu z wodą", opisano badania roztworów wodno-alkoholowych, w tym o stężeniu 33,4% wagi lub 40% objętości. Zaskakującym jest, że o oddziaływaniu fizjologicznym i biochemicznym na żywe organizmy nie ma ani słowa.
Ogólnie rzecz ujmując, mówi się, że wódka pojawiła się w Rosji zaledwie 600 lat temu. W tamtych czasach ten gorzelniany napitek robiono z pszenicy, żyta i jęczmienia. Wino zbożowe, państwowe, rosyjskie - to wszystko o wódce.
Piotr Wielki bez wódki nie spożywał żadnego posiłku. W tym samym czasie Car wprowadził pojęcie "karniaka" To było bardzo duża szklanica, do której mieściło się 1,5 litra wódki. Puchar podnoszono na zakończenie i należało go wypić duszkiem.Wódka mogła być bardzo różna - ale nie więcej niż 20 procentowa.
To Piotr Wielki pozwolił kobietom na picie wódki w miejscach publicznych. Piły z 150 gramowych kieliszków. Wódkę na wynos kupowano tylko wiadrami. Moskiewskie wiadro miało pojemność dwanaście i pół litra. W tym czasie, wszelkie opakowania kosztowały o wiele drożej niż sama wódka. Ale zrujnować się narodowi przez picie Car nie pozwalał. Wyjątkowych miłośników wódki nagradzał medalem za pijaństwo.
Wódka służyła za nagrodę. W 1830 roku, dekarz Peter Telushkin bez zabezpieczenia wspiął się na iglicę wieży petersburskiej katedry i naprawił koronę anioła. Za odwagę otrzymał od Cara Mikołaja I pismo nadające przywilej - może pić wódkę w każdej tawernie i w każdej ilości. Długo się tym przywilejem nie nacieszył - w ciągu dwóch tygodni niepohamowanego pijaństwa, stracił list.
Kiedy znowu poszedł do Cara, ten kazał mu wypalić na szyi dwugłowego orła. Tak zrodził się dobrze wszystkim znany gest - Dajmy sobie w szyję.
Wcześniej wódką nazywano zbożową gorzałkę o mocy od 20 do 60 stopni. Pod koniec XIX wieku rząd postanowił wprowadzić monopol na produkcję wódki. Czy to zasługa chemika Mendelejewa, czy zbieg okoliczności, ale od tej pory czterdziestoprocentowa wódka jest uważana za standard.
Źródło:
Kliknij aby przeczytać artykuł w oryginale...
poniedziałek, 30 stycznia 2012
Изучение иностранных языков
To na ten komentarz zwróciłem uwagę:
koshak 30 января 2012, 22:01 #
Я в свое время надрачивал грамматику вот этой книжкой — http://www.ozon.ru/context/detail/id/6962066/ Там тонны упражнений всех уровней сложности. Не знаю, есть ли аналоги в виде онлайн-тренажеров, но в любом случае, поищите этот букварь в любом виде пригодится.
А еще http://elt.oup.com/student/headway/?cc=cz&selLanguage=cs
По headway мы занимались в старших классах школы, вспомнил и нашел у них на сайте эти упражнения. Если найдете где сами учебники, обязательно тащите, они прикольные.
Вообще грамматика — это основа языка. Запоминать слова не так сложно, как правильно составлять их в предложение. Как в программировании — можно знать, что в каком-то языке есть слова и словосочетания, которые обозначают ту или иную языковую структуру, но составить их в «работающую фразу» уже сложнее.
Я, например, не знаю грамматики немецкого и итальянского, но знаю оттуда некоторые слова (около 500 разговорных), и что мне с ними сделать?
Если я читаю английский текст со всеми незнакомыми словами, я быстро выстраиваю грамматическое (DOM-) дерево, потому что сразу понятно, что вот это слово — это наверняка подлежащее, а вот это — по-любому сказуемое и дальше раскладывается предложение. И потом находятся слова в том же гугл translate, и подбирается нужный смысл слов исходя из общего контекста.
Если я зайду на немецкий сайт, я вряд ли что-то пойму, потому что я не знаю, как в нем строятся предложения и как происходит словообразование (хотя вру, чуть-чуть знаю, но всё равно перевод и понимание немецкого текста — задача в десять раз сложнее перевода английского).
koshak 30 января 2012, 22:01 #
Я в свое время надрачивал грамматику вот этой книжкой — http://www.ozon.ru/context/detail/id/6962066/ Там тонны упражнений всех уровней сложности. Не знаю, есть ли аналоги в виде онлайн-тренажеров, но в любом случае, поищите этот букварь в любом виде пригодится.
А еще http://elt.oup.com/student/headway/?cc=cz&selLanguage=cs
По headway мы занимались в старших классах школы, вспомнил и нашел у них на сайте эти упражнения. Если найдете где сами учебники, обязательно тащите, они прикольные.
Вообще грамматика — это основа языка. Запоминать слова не так сложно, как правильно составлять их в предложение. Как в программировании — можно знать, что в каком-то языке есть слова и словосочетания, которые обозначают ту или иную языковую структуру, но составить их в «работающую фразу» уже сложнее.
Я, например, не знаю грамматики немецкого и итальянского, но знаю оттуда некоторые слова (около 500 разговорных), и что мне с ними сделать?
Если я читаю английский текст со всеми незнакомыми словами, я быстро выстраиваю грамматическое (DOM-) дерево, потому что сразу понятно, что вот это слово — это наверняка подлежащее, а вот это — по-любому сказуемое и дальше раскладывается предложение. И потом находятся слова в том же гугл translate, и подбирается нужный смысл слов исходя из общего контекста.
Если я зайду на немецкий сайт, я вряд ли что-то пойму, потому что я не знаю, как в нем строятся предложения и как происходит словообразование (хотя вру, чуть-чуть знаю, но всё равно перевод и понимание немецкого текста — задача в десять раз сложнее перевода английского).
czwartek, 26 stycznia 2012
sobota, 21 stycznia 2012
Wśród gwiazd jest teraz i Kosmos poruszy śpiewem co trafia do serca i duszy
Debiutowała w 1968 r. na festiwalu w Sopocie. Jej pierwszym przebojem była piosenka "Gondolierzy znad Wisły". Przez lata spopularyzowała tak znane utwory jak: "Motylem jestem", "Kocha się raz", "Odpływają kawiarenki", "Wymyśliłam Cię", "Beatlemania story". Zagrała także w filmie "Motylem jestem czyli romans czterdziestolatka" i sztuce Mrożka "Piękny widok".
Była laureatką wielu prestiżowych nagród na światowych festiwalach piosenki. Była laureatką plebiscytów prasowych i radiowych na najpopularniejszą piosenkarkę roku. Nagrała wiele płyt, ostatnie z nich to "Małe rzeczy" wydane w 2008 r. i "Ponieważ znów są Święta" w 2010 r.
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
A świeckie Państwo w swojej łaskawości grzywną naucza do Boga miłości
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
Dziesięć tysięcy i grzech odkupiony, ale targować mogły się dwie strony, więc ostatecznie stanęło na pięciu, i tak upiekło się temu dziewczęciu. To cud prawdziwy! Tak mi się wydaje, bo są surowsze w swych wyrokach kraje.
piątek, 20 stycznia 2012
Choć odkrywamy nowe planety, ciemnogród nadal górą! Niestety!
Przypomnijmy, że w poniedziałek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa na wniosek prokuratury uznał, że popularna piosenkarka jest winna przestępstwa obrazy uczuć religijnych dwóch osób. Prokuratura żądała kary 10 tys. zł grzywny. Obrońca oskarżonej mec. Sergiusz Doniecki wnosił o uniewinnienie; podkreślał, że proces "wkroczył w konstytucyjną zasadę wolności słowa".
kliknij aby przeczytać artykuł...
Skąd tylu durni wśród ludzkiego tłumu? Czyżby dostali małpiego rozumu?
Na tolerancję chcesz testować Władzę? Powiem życzliwie, daj spokój, nie radzę, doda paragraf obrazy ciemnoty i wpadniesz bratku w ogromne kłopoty!
Próba krytyki "czarodziejskiej księgi" to dowód własnej głupoty potęgi, i tak ma szczęście, że takie pokłosie, bo dawniej mogli by spalić na stosie!
Artystyczne bajery z arkusza A4
Te niesamowite rzeźby są wykonane z jednego arkusza papieru.
Peter Callesen (ur. 1967) jest duńskim artystą, który potrafi wyczarować niezwykle skomplikowane i piękne rzeźby z jednego arkusza papieru. Ma wyjątkowy talent łączenia minimalizmu ze złożonością szczegółów, wystarcza arkusz białego papieru, z którego starannie wycina i składa naprawdę piękne kompozycje.
"Duża część mojej pracy jest wykonana z papierowych kartek A4. Jest to prawdopodobnie najczęściej dzisiaj używane medium wykorzystywane do przenoszenia informacji. Może dlatego ludzie rzadko zauważają rzeczywiste możliwości ukryte w arkuszu A4 ", mówi Peter.
Strona internetowa artysty (kliknij...)
Więcej o nim (kliknij...)
Strona Magazynu Demilked (kliknij...)
Peter Callesen (ur. 1967) jest duńskim artystą, który potrafi wyczarować niezwykle skomplikowane i piękne rzeźby z jednego arkusza papieru. Ma wyjątkowy talent łączenia minimalizmu ze złożonością szczegółów, wystarcza arkusz białego papieru, z którego starannie wycina i składa naprawdę piękne kompozycje.
"Duża część mojej pracy jest wykonana z papierowych kartek A4. Jest to prawdopodobnie najczęściej dzisiaj używane medium wykorzystywane do przenoszenia informacji. Może dlatego ludzie rzadko zauważają rzeczywiste możliwości ukryte w arkuszu A4 ", mówi Peter.
Strona internetowa artysty (kliknij...)
Więcej o nim (kliknij...)
Strona Magazynu Demilked (kliknij...)
czwartek, 19 stycznia 2012
Natrętne wyroki
"Uznanie krytyki Biblii za niedopuszczalną automatycznie czyni z religii temat, o którym wolno mówić dobrze albo wcale, co pozbawia ateistów możliwości wyrażania własnych poglądów, co stanowi powrót do czasów inkwizycji, która wszelkimi dostępnymi środkami zwalczała tak zwane herezje, będące w rzeczywistości innymi punktami widzenia od reprezentowanych przez duchownych."
Kliknij aby przeczytać cały artykuł...
Dręczy mnie myśl natrętna, prześladowcza, chora:
- Ach, gdyby kupić biblię z podpisem autora!
Lub nauczyć się sztuczki, tej co w wino woda, już mi się kręci w głowie, wyrok smaczku Doda.
Z fantazją i polotem
Kliknij aby przeczytać artykuł...
Z wielką fantazją i polotem zaryzykował przelot LOTEM, pobiegał trochę (grunt to zdrowie), personel stawał wprost na głowie, by się ogarnąć w bałaganie (to taka szkoła na przetrwanie?), w końcu poleciał! Sukces był bliski! Tylko wciąż nie wie gdzie są walizki!
Subskrybuj:
Posty (Atom)