Szedłem sobie przez miasto i robiłem zdjęcia,
czasem schodząc na jezdnię by złapać ujęcia,
patrząc czujnie czy auta dostatecznie z dala,
tak, wiem, że takich "pląsów" prawo nie pochwala.
Uszedłem tak kawałek, fotki wciąż pstrykając,
czasem by "złapać" obiekt skok robiąc jak zając,
i nagle słyszę grzeczne : Halo, proszę pana!
odwracam się i blednę nagle niczym ściana.
To patrol policyjny patrząc brew podnosi,
pyta mnie o cel fotek i o dowód prosi.
Przy pomocy palmtopa poszukali w bazie,
czy mnie i aparatu nie mają w wykazie.
Komórkę też sprawdzili czy nie "pożyczyłem",
i gdy ja już mandatu prawie pewien byłem,
panowie policjanci uprzejmi i mili,
bym nie stwarzał zagrożeń ruchu pouczyli.
Byli profesjonalni, uśmiechnięci, grzeczni,
dzięki takim patrolom jesteśmy bezpieczni.
Opisuję dzisiejsze zdarzenie jak było,
chociaż ciut przeskrobałem, dobrze się skończyło.
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz