Dziś pan prezes Karek Jaczyński przyszedł do pracy lekko niewyspany, lecz bardzo podekscytowany. Wczoraj do późnej nocy czytał książkę `E-mail (nie tylko) dla orłów'. W tamtym tygodniu dział IT założył mu internetową skrzynkę pocztową, czy coś podobnego (Karek nigdy nie był dobry w te klocki).
Z lekkim drżeniem rąk wcisnął przycisk uruchamiający komputer. Twardy dysk zazgrzytał złowrogo, lecz chwilkę później pojawił się dość przyjemny kolorowy obrazek. Zapach kawy unosił się po gustownie urządzonym biurze, w którym jednak nowoczesny komputer, skonfigurowany przez technika IT specjalnie na życzenie, nijak nie pasował do masywnego hebanowego biurka, na którym tradycyjnie leży kilka niedoczytanych egzemplarzy `Waszego dziennika'.
Oczom prezesa Karka ukazało się podchwitliwe pytanie, które wprawiło go na moment w osłupienie. Zimna bezwzględna i bezduszna maszyna bezczelnie zapytała: `Podaj swój login', a zaraz poniżej `Podaj hasło'. Karek zachowując zimną krew zaczął wduszać klawisz za klawiszem, drapiąc się po głowie pomiędzy kolejnymi literkami. `A', `R', `Y'... Nawet zaczęło mu się to podobać, kiedy na znalezienie kolejnej literki `J' poświęcił tylko 20 sekund, a ostatnie `A' wdusił (troszkę przypadkowo) niemal natychmiast. Kątem oka rzucił na świstek papieru od technika IT. `Potem proszę nadusić Enter'. Jaki `Enter'? Nigdzie na ekranie nie ma żadnego `enter'!
- Pani Genowefo, gdzie jest `Enter'?! - krzyknął drżącym głosem do `szczekaczki'.
- Po prawej stronie klawiatury, mniej wiecej na środku, panie Prezesie.
Ah tak, klawiatury... Upewnił się, że na jego klawiaturze również jest `Enter'. Jest! Duży i wyraźny klawisz, z taką dziwną strzałeczką. Spojrzał w kierunku, w którym wskazywała strzałeczka, ale oprócz rzędu nieuporządkowanych znaków nic szczególnego tam nie zobaczył.
- Bardzo dobrze, pani Genowefo, upewniam się tylko co do pani kwalifikacji. Doprawdy, bardzo dobrze! Wie pani, zanim powierzę pani ważniejsze sprawy, muszę mieć stuprocentową pewność, że wszystko gra...
- Naturalnie, panie Prezesie.
Karek wyczuł w głosie pani Genowefy rozbawienie, ale może to tylko wina tej bądź co bądź wiekowej `szczekaczki'. W końcu nikt nie odważyłby się drwić z Prezesa Karka! Cała firma `Peace sp. Z o.o.' przed nim drży i to sprawia mu niejaką przyjemność, żeby nie powiedzieć dosłownie - podnieca...
No tak, hasło poprawne. Oczywiście, że poprawne! Nazwisko mentalnego guru i przewodnika duchowego (nie tylko duchowego zresztą) zna bardzo dobrze. `Smardzyk'... Czasem śni mu się nawet, że idą razem na czele wielkiej policyjnej zbrojnej armii z krzyżami na tarczach, z marszowym grzmieniem werbli w tle, a hordy niewiernych uciekają w popłochu.
`brrrrrrrriiiiiiiiink!!! - stary telefon wyrwał bezlitosnie Karka z zamyślenia.
- Prezes Jaczyński, słucham? - wrzasnął do słuchawki rozeźlony, bo nie lubi, jak mu się przeszkadza w arcyważnych dla całej firmy obmyślaniach strategii firmy.
- Tu mówi Ziorbo! Witam panie Prezesie, ładny dzionek dziś, prawda?
- Tiaaaa... Do rzeczy, Zbysiu, nie mam czasu na pierd.... ehemm.. na błahostki
- Rzecz w tym, panie prezesie, że troszkę się pokaszaniło... Bo ukaraliśmy nie tego klienta, co trzeba...
- A skąd to wiadomo?
- Bo inny klient się przyznał...
- O ku... ehhhemm, nie dobrze... Dobra, Zbysiu. Wiesz, że cię lubię i ci ufam, więc zrób tak, żeby było dobrze.
- Genialnie! Dziękuję, panie Prezesie - świetna decyzja.
- Panie Prezesie, pan Prezes Dusk do pana. - odezwał się zwyczajowym trzeszczeniem interkom.
- Nie ma mnie teraz dla nikogo, mam ważną rzecz do załatwienia! - zaripostował Karek
- Tak jest! Przepraszam.
Dobra, co my tu mamy... `Mój komputer'. No, nie całkiem mój, bo kupiony za firmowe pieniądze, ale skoro tak jest napisane.... `Kosz'... Zupełnie bez sensu - nie widzę niszczarki do dokumentów... Jak to cholerstwo uruchomić? - gorączkowo analizował zawartość monitora Karek. Gdzie ta cholerna książka? - szarpnął swoją aktówkę, otworzył ją nerwowo.
- Cholera jasna!!! - wprost na jego nienagannie wyprasowaną koszulę wyskoczyła książka wraz z kanapkami, których nie zdążył opakować w papier śniadaniowy.
- Pan mnie wołał? - odezwała się pani Genowefa za pomocą szczekaczki.
- Tak, do jasnej... znaczy się.... proszę mi powiedzieć, jak uruchamia się skrzynkę pocztową! - nie tracił zimnej krwi Karek.
- Należy kliknąć na taką ikonkę z kopertą - drżącym głosem odpowiedziała pani Genowefa.
Karek rzucił okiem na monitor. Faktycznie, jest taki obrazek z kopertą. Wszystkie takie do siebie podobne... Przypomniał mu się numer, jaki wyciął z bratem bliźniakiem dawno temu, kiedy zbił szybę w szkole podstawowej, bo pani z matematyki twierdziła, że jest beztalenciem i nic z niego nie wyrośnie....
- Bardzo dobrze, pani Genowefo! Cieszę się, że moja asystentka jest informatykiem, podobnie jak ja! - uspokoił panią Genowefę Prezes.
Kliknął dwa razy na kopertę i otwarło się okienko programu zarządzającego pocztą pana Prezesa.
`Masz dwie nieprzeczytane wiadomości' - poinformował życzliwie program, wskazując miejsce, gdzie należy kliknąć, aby odczytać wiadomości. Karek nie tracąc czujności wziął do rąk książkę, wcześniej ścierając z niej wątrobiankę. Otworzył ją na stronie 24, porównał zdjęcie z obrazem wyświetlonym na monitorze i westchnął z ulgą. Wszystko się zgadza.
- No to siup - kliknął we wskazane przez program miejsce. Wiadomość pierwsza. Klik!
`Witamy serdecznie w systemie zarządzającym Twoją pocztą e-mail'. `E-mail'? Co to jest `E-mail'? Strona 19 - słowniczek. Aha, jest! `E-mail (czyt. imejl) - jest to list w formie elektronicznej, odpowiednik listu, który zwykle można znaleźć w skrzynce pocztowej'.
- No pewnie, że tak - od razu wiedziałem - upewnił się w swojej nieomylności Prezes. OK, bardzo mili są Ci od tego programu. Na wszelki wypadek odpiszę również miły imejl, bo w razie czego jak będę później miał do nich interes (przydałoby się wprowadzić niewielką kontrolę tej śmiesznej elektronicznej poczty) to będzie z górki.
`Ja również witam serdecznie, liczę na miłą i wydajną współpracę. Z poważaniem. Prezes Karek Jaczyński'. Po niecałych trzydziestu minutach wiadomość była gotowa do wysłania. `Wyślij' - klik! Ech, ma się ten dryg do nowinek - nie mógł się opanować przed samozachwytem Karek. Prawdę mówiąc, dość często mu się to zdarza.
Dobra, dawaj ten drugi.
`Viagra - 85% bonus' -oznajmił tytuł kolejnego imajla. To miło, zaoszczędzę kupę forsy - pomyślał przez chwilę Karek, ale zaraz po tym optymizm ustąpił przerażeniu. Skąd oni o tym wiedzą??? Cholera, gdzieś tu jest jakiś przeciek.
Jaczyński nerwowo szarpnął słuchawkę jednego z aparatów telefonicznych i wykręcił numer.
- Zbychu! Za 30 sekund masz być u mnie! - krzyknął do słuchawki, po czym rzucił ją na widełki.
Skąd oni to wiedzą! Co to za układ?! Trzeba to rozpracować, do jasnej cholery!
- Puk, puk! - odezwały się drzwi.
- Wejść!!! - odpowiedział drzwiom Karek.
- Jestem, panie Prezesie! - ledwie łapał oddech Ziorbo.
- Co tak długo? Dobra, choć no tutaj. Patrz! Skąd to do kur.... do jasnej Anielki może być? - zapytał Prezes, cały czas opanowując się przed używaniem języka, do którego tak przywykł. Jeden facet od piaru powiedział mu, że teraz, kiedy tak często występuje w mediach, lepiej się od tego odzwyczaić.
- Ech, panie prezesie, to tylko spam - z ulgą stwierdził Ziorbo.
- To tylko co??? - niedosłyszał Karek
- No, spam...
- Widzę przecież, że to spam - nie rób ze mnie idioty! Tylko skąd wiedzieli, żeby wysłać to do mnie???
- Widzi pan, panie Prezesie, tak właściwie, to takie maile są wysyłane przypadkowo do milionów ludzi jednocz...
- Milionów ludzi?! - przerwał Zbysiowi pan Prezes. - Moich klientów??? Co za układ się za tym kryje? Przecież to jest zboczone!
- Oczywiście, panie Prezesie, ma pan Prezes rację - odpowiedział Ziorbo z trudem kryjąc rumieniec na twarzy.
- Natychmiast mi to rozpracować, winnych ukarać! A najlepiej za każdy ten, no...
- Spam?
- Nie przerywaj mi! Za każdy spam ma być kara pieniężna! Np. pięćdziesiąt tysięcy złotych! - wykrzyczał niemal do ucha Zbysia Karek, myśląc w duchu, że kasa przecież się przyda. Oj, jakby się udało, to tyle można dobrego zrobić.
I nagle Prezesa oświeciło.
- Dobra, Zbyniu kochany, nie bój się już, wstań z klęczków i do roboty, chłopcze!
- Tak jest! - krzyknął Ziorbo, biegnąc do drzwi i jednocześnie wyjmując telefon komórkowy z kieszeni.
Przecież można upiec tyle pieczeni na tym ogniu! Np. wprowadzi się takie prawo, że będzie można oskarżyć o wysyłanie tego... no.... tych świństw i przeszukiwać mieszkania wrogich jednostek bez żadnych idiotycznych zezwoleń! A wyegzekwowane kary zainwestować w nieruchomości! Jest do zbudowania jeszcze tyle wspaniałych, okazałych budynków na cześć Smardzyka...
~Sok z ironii, 07.04.2006 04:40
Znalezione w sieci.
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz