Pokazywanie postów oznaczonych etykietą roślinożerność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą roślinożerność. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 maja 2009

Trawa na talerzu, a sieczka w głowie?

Napisałem czas jakiś temu:

"No, dobrze. Tak zacząłem się zastanawiać nad tym wszystkim. Są rośliny, co wcinają mięso. Są rośliny, które wydzielają zapach zepsutego mięsa. Są zwierzęta nie jedzące mięsa. Ale na przykład goryle i inne małpy, jednak mięso sporadycznie jedzą. Widziałem kiedyś taki film i okazuje się, że tylko roślinożerność to przesada. Tak sobie myślę, że ten wegetarianizm czy weganizm poddany próbie przymusowości sytuacji, poszedł by w odstawkę! W sytuacji, gdy głód doprowadza do obłędu, człowiek zeżre nie tylko drugiego człowieka ale i własną nogę. Nie chce mi się wierzyć, że ktoś hołdujący zasadzie nie zabijania i nie konsumowania zwierząt, siądzie, skuli się i powoli będzie zdychał z głodu! Myślę raczej, że pierwotny instynkt przetrwania obudzi w nim żądzę zatopienia zębów w czyjejś szyi i poczucia smaku ciepłej krwi!"

Przypomniałem to sobie widząc "Leczo wegetariańskie z kiełbasą." Taka sama bzdura jak "Schabowe z soi tradycyjne." Ani one schabowe, ani tym bardziej tradycyjne!
Tradycyjny schabowy, to schabowy z kością! Kto nie jadł, niech żałuje!
Żadna soja, czy inne motylkowe tego nie zastąpią. A na pewno nie "Kotlety sojowe a la schabowe."
Z czym do ludzi?
Nawet Służba Więzienna ma "na stanie" jakiegoś wychudzonego wegetarianina, bo zamówiła "Potrawy wegeteriańskie":

Kotlety sojowe w opakowaniu od 100g do 200g - 5kg
Kotlet schabowy sojowy w opakowniu od 80g do 200g - 3kg
Kotlet grzybowy mielony w opakowaniu od 80g do 200g - 3kg
Sznycle sojowe w opakowaniu od 100g do 200g - 3kg
Pasztet sojowy w opakowaniu od 100g do 200g - 3kg
Ser tofu w opakowaniu od 100g do 200g - 3kg
Ser tofu feta w opakowaniu od 100g do 200g - 3kg
Paprykarz warzywny w opakowaniu od 100g do 200g - 3kg

Jak będą swojego pensjonariusza tym czymś żywić, to albo im się przez kraty prześliźnie, albo zniknie sam z siebie. I będzie kłopot.

Soja, to samo dobro:
"Pamiętać należy również i o tym, że fitoestrogeny soi upośledzają plemniki spowalniając ich ruchliwość i prowadząc do zniszczenia ich DNA. Mogą odpowiadać również za zaburzenia erekcji, co pośrednio upośledza płodność, powodować zaburzenia układu rozrodczego i sprzyjać rakowi."

Ale to nie jest wygodna informacja. Lepiej cytować takie:
"Nie jest niczym nowym twierdzenie, że niektóre produkty żywnościowe mogą zapobiegać chorobom, ale izoflawony sojowe obecnie wzbudzają dużo zainteresowania w badaniach klinicznych ukierunkowanych na zapobieganie nowotworom i chorobom układu sercowo-naczyniowego. W krajach, w których soja stanowi podstawowy element diety, wskaźniki zachorowalności na choroby serca i różnego rodzaju nowotwory są zazwyczaj niższe1. "

Manipulowanie słowami "nie jest niczym nowym", "mogą zapobiegać", "obecnie wzbudzają dużo zainteresowania", "wskażniki zachorowalności są zazwyczaj niższe" jest pełne wdzięku ale nie wnosi niczego konstruktywnego. Szpinak też jest uważany za zdrowy i pełen żelaza.
Ale to gówno prawda!
"A cała historia związana z niezwykłymi właściwościami szpinaku wiąże się z pewną anegdotą. Roślina ta zawdzięcza bowiem swoją sławę… błędowi pewnej sekretarki. W 1890 roku jeden z amerykańskich naukowców prowadził szczegółowe badania nad szpinakiem. Jego asystentka, zamiast wpisać w raporcie, że 100 gramów szpinaku zawiera 3 miligramy żelaza, pomyliła się i napisała 30. Dzięki jej niedopatrzeniu szpinak zyskał sławę nadzwyczaj zdrowego warzywa a dzieci od pokoleń zmuszane sa do jego konsumpcji."

Nie dajmy się zwariować! Znam wiele osób, które dożyły późnej starości w zdrowiu i w niezłej kondycji umysłowej. Jadły mięsiwo wędzone, smażone, pieczone. Pęta kiełbas z czosnkiem i innymi przyprawami, zalewane w kamiennych garnkach smalcem własnego wyrobu, wyciągane co i raz i popijane winem własnej roboty, lub często bimbrem. Mięsiwa wekowane, bo lodówka to był zbytek, na który nie każdego było stać na wsi. Jajecznice smażone na tłustym boczku, z cebulką lub na szczypiorku i ze śmietaną. Też tłustą.
Kaszę gryczaną, lub jęczmienną ze skwareczkami. I kto o jakimś chlesterolu słyszał? No, może i był. Ale ludzie dożywali do sędziwego wieku, nie wiedząc, że MUSZĄ BYĆ CHORZY, bo się źle odżywiają!

Ekologiczne oszołomy już od dawna kombinują jak obrzydzić tradycyjną kuchnię.
Czy podatki zmuszą nas do przejścia na wegetarianizm? A jaka jest prawda o soi?

Dodam, że nie znam osobiście ani jednej osoby, żywiącej się zielskiem zamiast mięsa, i stroniącej od używek, która dożyła późnej starości.

W ogóle, to we wszystkim należy zachować umiar, a najlepiej różnorodność w doborze pożywienia. Na przykład za dużo wapnia może zwiększać ryzyko powstania nowotworu.

Ciekawe, co o przejściu na wegetarianizm sądzą "Rosiczki, dzbaneczniki, muchołówki i tłustosze, czyli rośliny mięsożerne."?



Komentarze:

rozie | 26 maja 2009,08:07:46

"Dodam, że nie znam osobiście ani jednej osoby, żywiącej się zielskiem zamiast mięsa, i stroniącej od używek, która dożyła późnej starości." - a ile takich osób (żywiących się "zielskiem" i stroniącej od używek) znasz?

kkk | 26 maja 2009,08:20:42

A ty? Znasz? Znam kilka osób, które w pewnym okresie życia, zmieniły dietę mięsną na roślinną. Ale, co będzie z ich zdrowiem i jakością życia w późniejszym czasie nie wiem i się nie dowiem. Chyba się nie dowiem. Mam (miałem) kolegę, który został zaanektowany przez "wyznawców" Kryszna. Tak, ze dwadzieścia lat temu, albo i więcej. Stał się roslinożernym baranem. Z początku, przez kilka lat robił uniki. Rozum próbował mu wrócić, ale w końcu poddał się. Oddał im cały dorobek, łącznie z własnym mieszkaniem. W zamian za możliwość wcinania paszy wegetariańskiej i służeniu hinduskim bożkom. A właściwie grupie cwaniaków.
Śmieję się, że to od tej diety spotulniał jak baran i dał się wywieść (wywieźć też) w pole. W pole koło Jeleniej Góry zdaje się.

Grzegorz | 26 maja 2009,10:21:01

Jestem skłonny się zgodzić, że dieta nie ważne jaka, mięsna czy wegetariańska, byle rozmaita i zachowująca proporcje substancji odżywczych nie pozwoli umrzeć, co więcej zdrowia nie zniszczy.

Ale masz w tekście coś o wielu osobach, które dożyły późnej starości w zdrowiu i w niezłej kondycji umysłowej, a zajadały się wszelkimi tłuszczami, potrawami mięsnymi, wędlinami. I byłby to jakiś argument w dyskusji, gdyby nie to, że były to ich własne wyroby.

Jak zjesz słoik "Smalcu babuni" zakupiony w hipermarkecie to przez tydzień będzie ci się chemią odbijać. Nie ma czegoś takiego jak "zdrowe" mięso czy tłuszcze w dzisiejszych sklepach.

Z opowiadań starszyzny rodzinnej wiem, że kiedyś mięso na obiad pojawiało się raz, dwa razy w tygodniu. W skromnych racjach i przygotowywane od początku do końca domowymi metodami. Dzisiaj nawet jeśli chciałbyś przyrządzić je na własną rękę, to jest niemożliwe zdobycie takiego mięsa, które z otaczającą nas chemią nie miało styczności - od nawozów dla roślin, na sterydach dla zwierząt skończywszy.

dobeer | 26 maja 2009,10:35:56

Trochę przesadzasz z tym, że kiedyś ludzie wpiedzielali mięcho na potęgę i dożywali późnej starości. O ile mnie pamięć nie myli, to dopiero od niedawna, mamy tak duże ilości mięsa w sklepach, że praktycznie każdy posiłek coś mięsnego zawiera, a kiedyś raczej oszczędnie racjonowano mięsiwa. Jak chcesz być obiektywny, to powinieneś też dodać coś o sposobie konserwowania i obróbki mięcha - dawniej w zasadzie tylko sól, dym i to co za chaupą wyrosło. Wydaje mi się, że nie przetwarzana chemicznie, a naturalnie, soja, również była by tak zdrowa jak i dawne boczusie i salcesony, tak więc nakłada się tu wiele czynników, które trzeba by było wziąć pod uwagę.
Pamiętam, kiedyś też, znalazłem informację, że jakiś uniwersytet badał tajemnicę długowieczności ludzi na zakaukaziu i stwierdzili, że jej przyczyną jest picie kefiru! Wniosek był prosty - pij kefir, a dożyjesz setki. Ale nikt nie wspominał ile czasu spędzają tamci ludzie na świeżym powietrzu, a ile przed ekranami komputerów. Nikt też nie wspominał, czy poza kefirem, piją kolę i jedzą hamburgery.

A wracając do tematu, każdy jest właścicielem własnego ciała i moim zdaniem każdy wie najlepiej, co dobrze wpływa na jego funkcjonowanie. Jeden będzie czuł się świetnie jedząc garstkę zieleniny, inny wcinając pajdę z plastrem słoniny grubym na dwa palce. Ja nie widzę nic złego zarówno w jedzeniu mięsa jak, w wegetarianiźmie i weganiźmie, byle mi tylko żadna ze stron nie uprawiał, nad uchem, propagandy, że jedno jest 100% be a drugie tyleż cacy.

Grzegorz | 26 maja 2009,10:38:43

dobeer: A moim zdaniem, posiadanie ciała, nie oznacza jeszcze wiedzy na temat tego, co dla tegoż ciała jest najlepsze (a takie zdanie można w Twoim komentarzu odnaleźć). Co do reszty się zgadzam.

dobeer | 26 maja 2009,10:50:30

Nie napisałem, że posiadanie ciała implikuje wiedzę, co dla ciała jest najlepsze, za to napisałem, że jako posiadacz swojego ciała sam najlepiej wiesz, co dobrze wpływa na jego funkcjonowanie. Drobna różnica, ale jednak. Nosząc swoje ~80kg wiem, że mimo iż inni z apetytem będą zjadać "frytki taco" (z majonezem, żółtym serem i duszoną na pikantno wołowiną), ale ja powinienem je ominąć szerokim łukiem, bo ostatnio spróbowałem taką porcję, to z brzucha zrobił mi się wielki balon, byłem ociężały i czułem się źle. Nie trzeba być dietetykiem, żeby wiedzieć co z jedzenia dobrze wpływa na własne samopoczucie ;)

cieslo | 26 maja 2009,12:32:30

dobeer: "posiadanie ciała", może lepiej krótkotrwała dzierżawa... jak patrzę na swoją rękę to, jak zdecydować który atom jest "mój"?

dobeer | 26 maja 2009,12:40:55

Jest na to pewien sposób, prosty i w większości przypadków wystarczający do określenia. Weź ostrą igłę albo szpilkę i przysuwaj cieńszy koniec, w kierunku miejsca, co do którego nie jesteś pewny, od którego jest twoim ciałem. Jeśli należysz do grona "większości przypadków" pewnie zorientujesz się od którego momentu szpilka dotyka ciała ;)

kkk | 26 maja 2009,14:43:03

@Grzegorz, @dobeer, macie rację. Ludzie jedli potrawy PROSTE. Kasze, zupy, KOMPOTY (a nie syf w kartonikach, czy butelkach z tworzyw sztucznych), mięsa z zwierząt hodowanych na paszy NATURALNEJ (a nie na mieszance padliny zmielonej i wysuszonej). No, co niezmiernie ważne, wstawali o świcie i byli AKTYWNI fizycznie do zmierzchu!
Nie gapili się w ekrany telewizorów lub monitory komputerów, ale co najwyżej w ognisko.
Nawet jak odpoczywali, to śpiewali, grali na harmonijce, flecie, kto bogatszy to na akordeonie.
Pamiętam nawet na przedmieściach Szczecina, ludzie zbierali się w wolny czas (w sobotę też pracowali) w ogrodach lub parkach, i grali, spiewali, tańczyli bez specjalnej okazji. Bo się zwyczajnie lubili i tyle.
Teraz do tańca potrzebne są wejściówki, zadymiona sala, alkohol i inne "ulepszacze nastrojów".
Wpadamy w pętlę pseudo ułatwień, które w rzeczywistości pogarszaja nam jakość życia.
Potrawa MUSI być "błyskawiczna". To kupujemy "ryż błyskawiczny", zupy, sosy i inne dania przyrządzane w pięć minut.
W "paskudach" denerwujemy się, gdy czekamy minutę dłużej, niż mikrofalówka zdąży wytarmosić tę namiastkę prawdziwego mięsa z kurczaka.
I BŁYSKAWICZNIE TRACIMY ZDROWIE.

rozie | 26 maja 2009,18:13:59

kkk: A ja nie znam osobiście żadnej osoby jedzącej mięso i stroniącej od używek, która dożyła późnej starości.

Przypadek kolegi jest bardzo ciekawy, ale IMO nie chodzi tu o dietę, a o religię. Kościoły ostatni grosz z ludzi wyciągają, to fakt.

Dodek | 28 maja 2009,22:50:25

"Pyta się jaskiniowiec szamana:
- Ej, słuchaj, ja mam taką sprawę.
- Tak?
- No bo my żyjemy w czystym środowisku, nie skażonym spalinami, dymami, pyłami i tak dalej, nie?
- No tak.
- I jesteśmy aktywni fizycznie, codziennie każdy ćwiczy i w ogóle?
- To oczywiste, inaczej byśmy zginęli.
- A nasze jedzenie jest świeże, nieprzetwarzane, bez żadnych chemikaliów i konserwantów?
- To prawda.
- To czemu dożywamy tylko trzydziestki?"



A prawda jest taka, że możecie sobie mówić o chemii w żarciu co chcecie, a średnia długość życia i tak wciąż rośnie.

kkk | 28 maja 2009,23:12:56

@Dodek, to nie takie oczywiste. W czym twoja bajka jest lepsza od tej?

"1 Moj. 5:1-32
1. Teć są księgi rodzajów Adamowych. W dzień, którego stworzył Bóg człowieka, na podobieństwo Boże uczynił go.
2. Mężczyznę i niewiastę stworzył je; i błogosławił im, i nazwał imię ich, człowiek, w dzień, którego są stworzeni.
3. I żył Adam sto i trzydzieści lat, i spłodził syna na podobieństwo swoje, i na wyobrażenie swoje, i nazwał imię jego Set.
4. I było dni Adamowych po spłodzeniu Seta osiem set lat, i spłodził syny i córki.
5. A tak było wszystkich dni Adamowych, których żył, dziewięć set lat i trzydzieści, lat i umarł.
6. A Set żył sto lat i pięć lat, i spłodził Enosa.
7. I żył Set po spłodzeniu Enosa, osiem set lat, i siedem lat, i spłodził syny i córki.
8. I było wszystkich dni Setowych dziewięć set lat, i dwanaście lat, i umarł.
9. A Enos żył dziewięćdziesiąt lat, i spłodził Kenana.
10. I żył Enos po spłodzeniu Kenana, osiem set lat, i piętnaście lat, i spłodził syny i córki.
11. Było tedy wszystkich dni Enosowych dziewięć set lat, i pięć lat, i umarł.
12. Kenan też żył siedemdziesiąt lat, i spłodził Mahalaleela.
13. I żył Kenan po spłodzeniu Mahalaleela osiem set lat, i czterdzieści lat, i spłodził syny i córki.
14. Było tedy wszystkich dni Kenanowych dziewięć set i dziesięć lat, i umarł.
15. A Mahalaleel żył sześćdziesiąt i pięć lat, i spłodził Jareda.
16. A po spłodzeniu Jareda, żył Mahalaleel osiem set lat i trzydzieści lat, i spłodził syny i córki.
17. I było wszystkich dni Mahalaleelowych osiem set dziewięćdziesiąt i pięć lat, i umarł.
18. Żył też Jared sto sześćdziesiąt i dwa lata, i spłodził Enocha.
19. I żył Jared po spłodzeniu Enocha osiem set lat, i spłodził syny i córki.
20. I było wszystkich dni Jaredowych dziewięć set sześćdziesiąt i dwa lat, i umarł.
21. A Enoch żył sześćdziesiąt lat, i pięć, i spłodził Matuzalema.
22. I chodził Enoch z Bogiem po spłodzeniu Matuzalema trzy sta lat, i spłodził syny i córki.
23. I było wszystkich dni Enochowych trzy sta sześćdziesiąt i pięć lat.
24. I chodził Enoch z Bogiem, a nie było go więcej, bo go wziął Bóg.
25. I żył Matuzalem sto osiemdziesiąt i siedem lat, i spłodził Lamecha.
26. I żył Matuzalem po spłodzeniu Lamecha siedem set osiemdziesiąt lat, i dwa lata, i spłodził syny i córki.
27. I było wszystkich dni Matuzalemowych dziewięć set sześćdziesiąt i dziewięć lat, i umarł.
28. A Lamech żył sto osiemdziesiąt i dwa lat, i spłodził syna.
29. I nazwał imię jego Noe, mówiąc: Ten nas pocieszy z pracy naszej, i z roboty rąk naszych, z strony ziemi, którą Pan przeklął.
30. Potem żył Lamech po spłodzeniu Noego, pięć set dziewięćdziesiąt lat i pięć, i spłodził syny i córki.
31. I było wszystkich dni Lamechowych siedem set siedemdziesiąt i siedem lat, i umarł.
32. A gdy było Noemu pięć set lat, spłodził Noe Sema, Chama, i Jafeta.
(BG)"


Średnia długość życia lwa jest o wiele dłuższa w ZOO niż na wolności. Ale to nie na temat chyba? Zawsze można się do czegoś czepiać. Jak się ma na czepianie ochotę. Ja czepiam się soi i sojopochodnych paskudztw, co podobno są takie zdrowe, a nie są.

Dodek | 28 maja 2009,23:14:44

Bo moja bajka opowiada, jak naprawdę było, a Twoja to stare pieprzenie w bambus :) Moja wypowiedź nie była skierowana do Ciebie, tylko do zwolenników ekologicznego żywienia za wszelką cenę.

dobeer | 29 maja 2009,09:10:55

Pieprzenie. Dodek, twoja opowieść wcale nie jest skierowana do zwolenników ekologicznego żywienia, ot zebrałeś sobie kilka ich argumenty "za" i znalazłeś czasy gdzie prawdopodobnie były spełnione, i myślisz, że to wszystko, ale przy okazji pominąłeś wiele drobiazgów. Powiedz na przykład, co było najczęstrzą przyczyną śmierci za czasów twojego jaskiniowca i szamana? Czy były to jakieś choroby, dzikie zwierze, bitka z innym jaskiniowcem, czy śmierć naturalna.
Mówiąc o średniej długości życia, która, jak wspomniałeś, wydłuża się, bierz pod uwagę jaki wkład w to ma medycyna i rozwój cywilizacyjny? Jak by wyglądała populacja ludzka dziś, gdyby nie szczepionki przeciwko gruźlicy, albo polio? Ilu ludzi by żyło, jeśli by się nie zmienił stan sanitarny miast i nie wprowadzono oczyszczania ścieków i kanalizacji?
Jak by usiąść i zacząć się zastanawiać, to takich "drobiazgów", które różnią nas od twojego jaskiniowaca, jest o wiele więcej, więc chyba popełniłeś duży błąd sprowadzając funkcję długości życia, tylko do jakości pożywienia i aktywności fizycznej.
Ale nawet, jeśli, to chciał bym mieć pewność, że taki jaskiniowiec jadł regularnie, co dzień świeże pożywienie, że cały rok, tuż za jaskinią miał wszelki wybór roślin, a mięso z upolowanego zwierza nie było w ogóle przechowywane (coś tam o świeżości wspominałeś), tylko zjadane po codziennym, zakońconym sukcesem, polowaniu.

A teraz załóżmy, że w moich dywagacjach o jaskiniowcu nie mam racji, doszukując się takich głupich szczegółów, to udowodnij mi, że zjadanie umiarkowanie niezanieczyszczonego chemią jedzenia (nie wierzę w całkowie wyeliminowanie chemii w procesie produkcji żywienia, na dużą skalę, nie w dzisiejszych czasach) jest gorszym pomysłem niż takiego gdzie w hodowli, na każdy problem stosuje się odpowiedni pestycyd, czy inny preparat chemiczny, zwłaszcza, że jak spojrzeć w niedaleką przeszłość, to przewinęło się kilka grubszych afer, w których naukowacy potwierdzali szkodliwość zawartości jakiegoś środka chemicznego, w produktach spożywczych, a szybko po tym jakiś tam produkt znikał z półek sklepowych (chyba pierwszy taki szum był przy okazji gumy Turbo i słynnego E321).
Co z tego, że twoja średnia dlugość życia rośnie, jeśli na własne życzenie, nie poprawia się jego jakość. Jaka jest radość z życia, które trwa o rok dłużej, a którego ostatnie lata spędzasz na oddziale onkologii?