Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
poniedziałek, 6 czerwca 2011
Grunt to rodzinka
Podoba mi się ta otwartość w krzewieniu wolności
niedziela, 5 czerwca 2011
Myślenie to czynność pożyteczna
Christopher Hitchens:
sobota, 4 czerwca 2011
Marsz ku dorosłości?
- Jestem dorosły! Tak się młody człowiek chwali, bo gówniarzowi wreszcie dowód w łapki dali.
Dowód? A czego dowód? Może dorosłości? Dorósł? Już poznał tego świata zawiłości? Zdziwi się szybko! Ukochana władza w byciu dorosłym wszystkim nam co krok przeszkadza! Mnoży cięgiem zakazy, straszy i zabrania! Z spokojnego, co zawsze rodzinnie, przykładnie, wnet zrobi rozbójnika! Czy tak czynić ładnie? Wpierw się prawo nadaje, to do "dorosłości", za chwilę ten dorosły w posterunku gości! Naiwny, chciał zwyczajnie zrobić "po swojemu", żadnych sfer nie naruszał, nie "wdepnął" obcemu, tylko chciał tak jak lubi, i we własnym domu! Nie jest jednak DOROSŁY? MUSI PO KRYJOMU? Sam do takich używek mam daaaleką drogę, nadal jestem "dorosły", coś powiedzieć mogę? Jak całkiem zdziecinnieję, co pewnie się zdarzy, powiecie bredził staruch! Każdemu się zdarzy! Ale teraz, gdy jeszcze umiem składać zdania, mówię... pora zaprzestać tego zabraniania!
Uzupełnienie:
Skopiowałem na bloga w całości ten komentarz, myślę, że jest wart przeczytania i zastanowienia:
~Nowa Prawica Free drugs!
2011-06-04 11.02
Free drugs!
Ja nie używam większości popularnych narkotyków. Od palenia papierosów, picia wódki i koniaku robi mi się niedobrze. Marihuana nie działa na mnie w ogóle, natomiast próba wypicia czarnej kawy bez cukru skończyłaby się wyjazdem do Rygi. Tym niemniej jestem zdecydowanie przeciwko zakazowi picia czarnej kawy bez cukru, wódki, koniaku oraz palenia papierosów, marihuany, heroiny, kokainy itd. Jeśli bowiem RAZ uznamy zasadę, że urzędnik państwowy wie lepiej, co jest dla mnie dobre – to w ślad za tym pójdzie zakaz używania cukru, soli (znacznie więcej ludzi umiera z powodu nadciśnienia wywołanego przesoleniem niż z powodu palenia „trawki”!) i nakaz mycia zębów (w Szwecji już obowiązuje!). Należy wzmocnić rolę rodziny, by mogła skutecznie walczyć z narkomanią swoich dzieci – bo m.in. od tego jest rodzina. Natomiast w stosunku do dorosłych obywateli musi obowiązywać zasada: „Chcącemu nie dzieje się krzywda”. I trzeba wreszcie zrozumieć, że jeśli ktoś umiera, zaaplikowawszy sobie np. „złoty strzał”, to jest to dla społeczeństwa zysk, a nie strata! Kto wie, czy taki facet, nisko ceniący sobie życie, nie wsiadłby za tydzień do samochodu i nie wjechał w tłum, zabijając parę osób? Albo czy nie wciągnąłby w narkomanię kilkorga młodych ludzi? Pismo Święte mówi: „Jeśli ręka twoja uschła – odrąb ją!”. Ja jestem liberałem i nie mam zamiaru niczego odrąbywać (muzułmanie traktują ten nakaz Boga dosłownie – i za narkomanię karzą śmiercią!), jeśli jednak ta ręka sama odpada, to nie mam najmniejszego zamiaru sztucznie jej ratować! Niech to robi rodzina. Trzeba ją wyposażyć w środki przymusu w stosunku do dzieci. Ale państwo? Poszanowanie wolnej woli człowieka znakomicie współgra z korzyścią społeczną. Natomiast państwo swoimi zakazami chce zatrzymać proces selekcji naturalnej, co powoduje, że w kolejnych pokoleniach mamy coraz większy procent idiotów, cherlaków i ludzi o słabej woli. Wizja świata z książki śp. Cyryla Marii Kornblutha „The Marching Morons” – coraz bliżej. Oni – ci moroni – już nawet rządzą całą Unią Europejską! Musimy ratować naród polski przed skundleniem i zmarnieniem. Dlatego pojawiłem się w Krakowie na Marszu Wolnych Konopi. Daleko nie pomaszerowałem, bo składanie petycji na komisariacie policji nie mieści się w moim pojmowaniu stosunków między administracją a obywatelami – ale chciałem dać świadectwo woli walki o Wolność. Choćby ceną wolności była śmierć. Raz poszedłem – i wystarczy. Głęboko wierzę, że a + a = a. Jeśli powtórzę dwa czy dziesięć razy to samo, to nie powiedziałem NIC więcej niż mówiąc to za pierwszym razem. Więc w Warszawie już nie poszedłem. Swoje powiedziałem – po co tracić czas? Jeśli młodzi ludzie pragnący wolności na mnie zagłosują, to doskonale – będzie to świadczyć, że mają dobrze w głowach. Jeśli zagłosują na p. Janusza Palikota – to cóż? Powiem, że marycha zaćmiła im zdrowy rozsadek… Proszę jednak zauważyć pewną zasadniczą różnicę. Na tamtym Marszu Wolnych Konopi młodzi ludzie szli, skandując: „Sadzić! Palić! Zalegalizować!”. Nie byłem pewien, czy palacz powinien sadzić tytoń, a pijak sadzić kartofle lub siać żytko – więc pierwsze z tych haseł zupełnie mnie nie porywało. Drugie też nie, bo jeśli ktoś pali marihuanę, to jego sprawa – ale po co ma namawiać do tego innych? By wzrosły ceny trawki? A może przy większych obrotach by spadły? Ale to drobiazg. Natomiast zdecydowanie sprzeciwiam się trzeciemu! Hasło „Zalegalizować” oznacza bowiem, że jakiś urzędnik ma prawo coś zalegalizować, a więc on lub kto inny ma też prawo coś zdelegalizować! Tymczasem prawo do jedzenia, picia i palenia, czego chcę (choćby był to cyjanek potasu), to moje prawo niezbywalne – i nikt nie ma prawa mi tego zabraniać ani na to zezwalać! Ci sympatyczni młodzi ludzie zupełnie o tym nie myślą… Oni nie chcą zmieniać ustroju na liberalny – chcą tylko, by im KTOŚ pozwolił jarać! Godzą się być niewolnikami – byle u łaskawego Pana. A tu nie chodzi o marihuanę – tylko o zasadę. Tę zasadę trzeba koniecznie wprowadzić w życie również na podobnym polu – lekarstw. Zresztą po angielsku zarówno leki, jak i narkotyki określane są jednym słowem: drugs – i słusznie. Jak mawiał Filip Aureli Teofrast Bombasty von Hohenheim zwany Paracelsusem: „Wszystko jest lekarstwem – wszystko jest trucizną”. I marihuana, i strychnina w małych dawkach leczą, a woda destylowana w większej ilości zabija. Dlatego wszystkie lekarstwa powinny być dostępne w aptekach bez recept. Konieczność wypisywania recept (choćby ten lek wypisywany był po raz dziesiąty) służy tylko temu, by chory musiał jeszcze raz pójść do lekarza (w tym celu zresztą COŚ ustaliło, że po kilku tygodniach recepta „traci ważność”). Jak ktoś jest idiotą i chce zażywać lekarstwo na własną rękę, to co najwyżej będzie w społeczeństwie o jednego idiotę mniej… Ale w dobie internetu człowiek, który naprawdę chce, może wyciągnąć z Sieci znacznie więcej informacji o leku, niż ma ich lekarz. Bo lekarz musi znać działanie tysiąca preparatów – a chory siedzi dwa tygodnie i ustala właściwości akurat tych trzech, które wchodzą w rachubę! Na moje oko kolejki w przychodniach skróciłyby się trzykrotnie, gdyby leki można było nabywać bez recept! Tak – wszystkie. Co najwyżej przy zakupie substancji mogącej uśmiercić bliźniego należy brać dane nabywcy i uzyskiwać jego podpis na kartce informującej, że lek ten jest szkodliwy lub wręcz jest trucizną. Noże kuchenne bywają bardzo ostre, a sprzedawane są kucharkom bez żadnych ograniczeń. Mogą je wbijać w serca niewiernych kochanków? Mogą… To dlaczego chować przed nimi ten cyjanek potasu (który zresztą bez większych problemów mogę sobie w dwa dni wyprodukować – receptura jest w Sieci…)? To oczywiście dotyczy fundamentów socjalizmu, który odrzuca represję na rzecz prewencji – no i do leków dopłaca… Musimy więc najpierw obalić socjalizm!
Myślenie to skomplikowana czynność, ale warto próbować. Z czasem będzie lepiej (z myśleniem). Zachęcam to komentarzy. Rozumnych.
Misie
Piwonie
piątek, 3 czerwca 2011
środa, 1 czerwca 2011
poniedziałek, 30 maja 2011
DOŚĆ PANOWIE! Życie upływa
A może ktoś odważny powie DOŚĆ PANOWIE! Skończmy z tym tłumaczeniem jak na miedzy krowie, my dobrze, a źle oni, teraz uścisk dłoni! Zamiast rozpamiętywać wciąż minione lata, patrzmy w przyszłość, i twórzmy! Szkoda tego świata! Życie mija, czas leci jak by z bicza strzelił, znajdzie się ktoś co zbrata? I nie będzie dzielił?
niedziela, 29 maja 2011
A gołębie nadal obserwują postępy w budowie
Zachciało się glupocie z rozumem w zawody
sobota, 28 maja 2011
W imię miłości bliźniego
Gdy po spacerze z pieskiem, wstąpisz po zakupy, ciężkie torby i psina? To nie są wygłupy! Zechcesz sobie podjechać trochę bliżej domu? Nie! Chyba, że przemycisz psinę po kryjomu. Przewoźnik tak ustawił prawo dla klienta, że "kto rządzi" na zawsze sobie zapamięta. Napisałem w tym stylu, były komentarze, zajadłe, jak to jeden drugiemu pokaże! Bo odwiedziło bloga jakieś stado trolli, pisało nie na temat, sypiąc w oko soli, nie trącili tematu, własnym życiem żyli. Wpierw złość mnie ogarnęła, śmiałem się po chwili. Przecież to sami sobie świadectwo wystawią, są zabawni? Niech piszą! Niech się inni bawią!
I narzekało kilku ze zbolałą duszą, jak to im w życiu ciężko. Bo się kłócić muszą?
piątek, 27 maja 2011
Tak ogólnie
- wykształcony cham, burak, w pogardzie ma ludzi, wsród bydlaków prym wiedzie. Każde piękno brudzi. Już taki się urodził, to nie jego wina, to geny, wychowania niewielka przyczyna. I najmądrzejsza książka, napisana ładnie, kiedy źle ułożona, na głowę upadnie. Poniżanie? Z powodu, że analfabeta? Znałem kilku, w tym jeden malarz i poeta. Niepiśmienni, i prości, ale nie prostacy! Genialni w swym talencie, i serdeczni jacy! Był też chłop, co swą ziemię kochał niby syna, też nie pisał, nie czytał, czy to wielka wina? Za to, gdy wziął do ręki garść uprawnej gleby, powąchał, to już wiedział czy z niej będą chleby. Czuł przyrodę, był częścią, i swój świat rozumiał, lecz był nikim! On czytać i pisać nie umiał! Za to buc, co dokucza, i plecie androny, jest kimś, więc chylmy czoła! Bo jest wykształcony! Napuszcza, i pomysły podsuwa szubrawe, naiwny da się nabrać, a on ma zabawę. Nasze życie to szkoła, choć szkół skończysz masę, tej jednej ci brakuje, by pokazać klasę!
czwartek, 26 maja 2011
środa, 25 maja 2011
Psia dola klienta
Tu każdy klient z pieskiem jest mile widziany, śmiało zrobi zakupy bez żadnej szykany.
Klientka po zakupach, ucieszona szczerze idzie do autobusu... STOP! Psa nie zabierze!
Zna dobrze regulamin zetdeteiemu, nieraz z pieskiem jeździła, więc się pyta, czemu?
Nie! Bo nie! Zakaz taki! Mam wezwać ochronę?
Pasażerowie wzięli tę psinę w obronę, i kierowca pokazał takt i zrozumienie, uznawszy za wyjątek to całe zdarzenie, załagodził spór cały, zabrał pieska w drogę! Mądry człowiek! Rozsądny! Tak powiedzieć mogę. Niemiły zgrzyt zakończył. Nie było afery. Jest pytanie, skąd ZAKAZ? Do jasnej cholery?
Są klienci, co z pieskiem przyjdą na zakupy, pieszo, ale jak w torbach już dźwigają "łupy", to chcieli by podjechać z nimi bliżej domu! I co wtedy? W autobus chyłkiem? Po kryjomu? Dlaczego z zakupami można, lecz bez pieska? Żubr w sklepie sobie stoi. Puszcza Białowieska?
wtorek, 24 maja 2011
Rodzicom moim
Автор текста (слов): Симон Осиашвили
Композитор (музыка): Игорь Саруханов
Постарели мои старики незаметно как это бывает
И уже с чьей-то легкой руки
Маму бабушкой все называют
И все чаще тревожит отец
Хоть и делает вид что здоров
Для меня нет дороже сердец
Чем сердца этих двух стариков
Дорогие мои старики
Дайте я вас сейчас расцелую
Молодые мои старики
Мы еще мы еще повоюем
Вам обоим к лицу седина
И морщинки лучами косыми
И я ваши возьму имена
Чтоб назвать ими дочку и сына
И глаза ваши станут светлей
И огня никому не задуть
Ведь внучат любят больше детей
Только я не ревную ничуть
Дорогие мои старики
Дайте я вас сейчас расцелую
Молодые мои старики
Мы еще мы еще повоюем
Дорогие мои старики
Дайте я вас сейчас расцелую
Молодые мои старики
Мы еще мы еще повоюем
Antycypując arbitralnie
anta akantem adoruje, absmakiem asocjując achy,
amok antraktem ambajami atak artysty argonauty,
agresją afekt, agitacją algorytm,
ablucją autyzm ateisty,
arak alternatywą aproksymacji, arytmometrem afektu,
anihilacja.