środa, 28 grudnia 2005

Ogarnęła mnie melancholia.

Rok za rokiem, krok za krokiem, od kołyski do grobu, marzymy o szczęściu.

Rodzimy się, nie pytani wcześniej, czy ochotę na to mamy.
Przedwcześnie bez pytania ot, tak umieramy.

Układamy własne życie z myślą o innych, a Ci Inni wcale o nas nie myślą.

Cierpimy, mając nadzieję,że inni czują nasz ból, a czujemy na swych ranach sól.
I nie jest to sól z łez współczucia.

Nasze życie? Ależ ono wcale nie jest "nasze".
Żyjemy dla innych, bez innych, z innymi, ...innym na złość.

Złudzenia towarzyszą nam od pierwszej chwili narodzin.

Wrażenia są złudne i choć czasem cudne, to istota rzeczy tkwi w tym, że nie poznamy przenigdy istoty ani własnego ani ŻADNEGO istnienia.

Nasze "mądrości" są bełkotem we wszechświecie.
Nikt i nic tych mądrości nie potrzebuje ani nie rozumie, ani też nie oczekuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz