Ku dobru ogólnemu, czy złu na pociechę, trafiła pierwsza książka pod pospólstwa strzechę?
W “mędrców”, jak nigdy wcześniej, teraz obrodziło, głupców nie ma w ogóle! Czy tak dawniej było? Dzisiaj nikt już nie słucha z gębą rozdziawioną, słowotok nas zalewa, mądre słowa toną! Wodospad słowny spada wprost z środków przekazu, i gada, gada, gada... jak dziad do obrazu! Do mózgów docierają sensu ledwie strzępy, a i tak je rozszarpią propagandy sępy. Wyrwą myśl samodzielną, skończą słów swawole, ten proceder polowań zaczyna się... w szkole. Tam się myśli upycha zgodnie z recepturą, samodzielne myślenie spotyka się z burą. W dół się równa natychmiast wyskoki mądrali, nie mieści się w ramówce? To się go “uwali”. Nim dorośnie, to pozna już życia niuanse i sprytu się nauczy, jak nie, marne szanse, by był akceptowany wśród tych “mędrców” tłumu, co cenią pozór wiedzy, choćby bez rozumu.
Tak, półanalfabetów szkoły wypuszczają, rosną tłumy “uczonych”, co piszą, czytają... ale gdyby ich spytać o sens bliższy tego, co czytali przed chwilą... Nie, coś tak głupiego? Nader często się trafia komentarz w rozmowie, że - gdy napiszę krócej, wtedy mi odpowie! A, tu raptem dwa zdania są do przeczytania! Za długie! Myśleć trzeba! Ale wymagania!
Budzi się więc wątpliwość, a wraz z nią pytanie - powszechne i z nakazu, ma sens nauczanie?
Gdyby była nagrodą możliwość nauki, wówczas wszelkie matołki, półgłówki i tłuki, żądnym wiedzy w nauce by nie przeszkadzały, a dziś stoi na głowie szkolny system cały!
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz