Przypomniały się częste widoki z ulicy,
gdy mama, albo tatuś, w łeb!
Po potylicy!
- Co się wleczesz!?
- Oberwiesz!
- Przyśpiesz gnojku kroku!
Widzę, słyszę te cyrki wciąż, każdego roku.
Dziecko płacze, trzylatek,
matka nim potrząsa,
złym słowem, niczym żmija,
z nienawiścią kąsa,
a rączkę maluszkowi prawie wyrwie z barku,
wrzeszcząc:
- Szybciej, bo spóźnię się przez ciebie smarku!
Jak trafi do przedszkola,
tam inna tresura,
jak zabić w nim charakter,
taka procedura.
Później szkoła,
tam dojdzie także mózgu pranie,
aż słoń będzie zmęczony i wierzgać przestanie.
Gdy przyjdzie pełnoletność,
dobrzy urzędnicy,
pytania,
skargi,
żale,
wepchną do tchawicy.
Otumanią,
bo mają możliwości duże,
by członka społeczeństwa poddawać tresurze,
ustawić na swym miejscu,
w areny szeregu.
Czasem ktoś nie wytrzyma,
walnie w mur z rozbiegu,
odhaczą,
zdejmą gościa z prowiantowej listy,
uznają za półgłówka w sposób oczywisty,
bo kto kąsa tę rękę,
co ma bicz i michę?
Dlatego zarząd Cyrku rośnie w siłę,
w pychę,
uczy nas aportować,
czołgać się,
donosić,
i tylko "słuszną prawdę" wolno jawnie głosić.
Chyba lepiej spać w klatce,
zwłaszcza gdy mróz szczypie,
schodowej oczywiście,
niż brać udział w lipie?
Władze wciąż ustawami nowymi żonglują,
Cyrk zmienia repertuar,
ludzi protestują?
Baba z brodą wystąpi,
gdy ją z rana zgoli,
cyrkuśnik o bananach i seksie swawoli,
albo krzyże ściągając,
skacze niby zając.
Czas Cyrku nie przeminie,
kwitnie błazenada,
żaden się nie... zachrząknie,
gdy nam opowiada:
- Koniec roku nadchodzi,
nowe procedury
wprowadzamy
by ćwiczyć doświadczalne szczury.
Nowy ład,
stary pomysł,
taka polityka,
z klatki tylko do pracy,
albo do paśnika.