czwartek, 25 stycznia 2007

Bezkrytyczność czy talent?

Jak to zwykł mawiać "Firdek"? Byłem z nim zaprzyjaźniony.
Jego Puzon warczał wówczas niepewnie, bo i nie było innej możliwości.
Ten 'zaprzyjaźniony" był akurat "uprzejmy" zemrzeć.
I potwierdzić ani zaprzeczyć owej przyjaźni nie był w stanie.

Odchodzą w niebyt i po części w niepamięć jednostki nietuzinkowe.
Ich charakterystyczne i tylko im właściwe cechy znikną wraz z ostatnim pamiętającym.

Zostaną w przykrej często obecności, osobniki i osobniczki mierne ale głośne, upierdliwie wręcz, próbujące zwracać na siebie uwagę.
Obdarzające się nawzajem nagrodami za rzekome zdolności artystyczne.
Żenada i sromota.

Wolność i demokracja wyzwoliły energię do zaistnienia i zabłyśnięcia w rozmaitych beztalenciach.

Kiedyś istniała opinia, że tylko głodny, źle zakochany, i szykanowany artysta, wykształca w sobie prawdziwy talent.
Coś w tej opinii jest prawdziwego.

Najedzone i bekające z zachwytu nad własnym talentem miernoty są wszędzie.
Bismarck mawiał: "zły pieniądz, wypiera dobry".


Komentarze:

ola | 25 stycznia 2007,06:02:01

hehe czepiasz się, a ja nie mogę się śmiać bo umieram sobie właśnie:D

me. | 25 stycznia 2007,10:38:19

Credo? Czy forma autokrytyki?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz