Na umyśle nietęgi, nie pojmując świata, zapytał ufnie księdza, doczekał się bata. Nie dosłownie, ksiądz zbeształ biedaka z ambony, za durną dociekliwość stał się zadżumiony, bo społeczność choć kocha jak brata bliźniego, nabożnie jest wsłuchana w wolę księdza swego. A ksiądz w swym oburzeniu, wcale nie tak świętym, zabronił z głupim gadać, by nie być wyklętym. Cóż miał biedak uczynić by umysłu mroki rozświetlił promyk wiedzy? Złapał się pod boki, podskoczył, palnął w czoło, to rzecz oczywista! W drugiej wsi, tam za lasem mieszka ateista! Gadają o nim ludzie trwożnie i po cichu, że książek ma ci w domu od piwnic do strychu! Przeżegnawszy się baba drugą babę pyta:
- Po co jemu te książki?
- Bóg wi? Może czyta?
I szła o nim legenda, że powtarzać trwoga, taki księdza przegada, nie boi się Boga!
Odłożył tę wyprawę na zaś biedaczysko, wieczór szedł, a do drugiej wsi nie było blisko. Rano migiem oprzątnął, nakarmił żywiołę, ruszył do ateisty po rozumu szkołę. Ateista i owszem wpuścił go do chaty, ale stali u proga przybytku oświaty, biedaka do pokoju, by spoczął nie prosi, widocznie się na krótką rozmowę zanosi. Wymienili zdań parę, biedak coś tam duka, że u księdza nie bardzo wyszła mu nauka, że umyślił tu wiedzy zaspokoić głód... Ateista mu przerwał:
- Co, liczysz na cud?
Na to biedak mamrocze, łaski się doprasza, niewiernego wspomina z kazania Tomasza, że on też nie uwierzył, że zwątpienie przeżył, że świnia, która za świat ma wyłącznie chlew, przed samym świniobiciem czuje jakiś zew, może nie na zbawienie, ale na coś liczy, bo patrzy jakoś dziwnie i inaczej kwiczy...
- A won mi stąd półgłówku! Chłopie pomylony! Ateiście bezczelnie śmiesz pleść te androny? Na to, co ci się lęgnie w twojej pustej głowie, ni ksiądz, ni ateista żaden nie odpowie! Pochylać się nad durniem? Tłumaczyć powoli? Nie warto, to idiota, że aż dupa boli! Wyzwał go od szumowin, wywalił z chałupy, zagroził, że jak wróci, nakopie do dupy! I, żeby sprawa była bardziej oczywista, wrzasnął za nim ochrypłym głosem, że nazista!
Poszedł biedak pokornie, szedł noga za nogą, dziwiąc się skąd się tacy mądrzy też brać mogą? On prosty chłop, co ledwie na dwie liczy ręce, wznosi jednak wzrok ufny ku niebu w podzięce i dziękuje za zdrowie lepsze od rozumu, nagle słyszy głos z nieba wśród świstu i szumu:
- Nie dla ciebie logika chłopie wymyślona, takim jak ty wystarczyć ma Brzytwa Hanlona, nie pomoże w rozmowie i Brzytwa Ockhama, gdy trafisz na....
Padł wiedzą porażony biedak pośród drogi, kilka godzin tak leżał, zanim wstał na nogi, dowlókłszy się na koniec do swojej chałupy, siadł na zydlu i westchnął:
- W dupie mam nauki... Ojce żyli zwyczajnie, o żywiołę dbali, za nauką się po wsiach kiedy uganiali? Żeby ich wyzywały jakieś ateisty? Toć wolę rozum własny, nieskalany, czysty, bez nauk arogantów dotrwam życia zimy. Tu skończył. I ja kończę te niezdarne rymy. Taka to jest ta bajka o doli biedaka, co poszedł na nauki i spotkał prostaka.
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ksiądz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ksiądz. Pokaż wszystkie posty
sobota, 6 kwietnia 2013
czwartek, 3 listopada 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)