Każdy ma własne prawo do interpretacji, co widzi, i autora dochodzenie racji tylko problem rozgrzewa ale nie łagodzi, każdy z nas "po swojemu" do prawdy dochodzi. Nadwrażliwy zobaczy w byle jakiej plamie cudowną postać, inny powie, że on kłamie, bo to ślady, co malarz nie starł należycie, tak to bywa ze sztuką, ot, zwyczajne życie. Kotek na pięknej piersi czyste myśli wzbudzi ale tylko u miłych i wrażliwych ludzi, innym dobrego smaku granicę przekracza, jeden dojrzy obłoki, drugi wnętrze sracza.
Jeden pisał do rzeczy, trudno tak, niestety, poematy do gaci albo do skarpety? Drugi zaś niedorzecznie, hermetycznie, ślicznie, siedzi w kiciu, uznali, że to politycznie! Tak źle a tak nijako, poetycka dusza śmieszy, drażni, szczególnie gdy sedno porusza. Napisać prosto z serca, że się świństwa widzi tam, gdzie inny o świństwach pomyśleć się wstydzi, wywalić swoje myśli jak gnój na łopacie, być szczerym, o to tutaj wy pretensje macie? Taki jest i to widzi, sam napisał przecie, jak TO widzi, to ciężko mu chyba na świecie?
A może naprowadzić myśli delikatnie, z umiarem, bo się w swojej ignorancji zatnie, pokazać, że tu idzie o sztuki doznania i piękno bez podtekstów i bez podpuszczania?
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz