Patrzę, jest jedenastka to sobie podjadę, wskoczyłem zwinnie, szybko, jeszcze daję radę, a tu jakby obuchem w łeb! Los prztyczka daje! Nagle siedzące dotąd dziewczę młode wstaje i uprzejmie zaprasza mnie niby staruszka bym usiadł! Mnie? Ja chętnie bym z taką do... łóżka, a tu na cały tramwaj taki wstyd dla dziadzi, który usiąść powinien bo stać nie uradzi. Bąknąłem, że dziękuję, panna w uśmiech rada, a ja ciągnę.. dziękuję ale nie wypada i w ogóle tak głośniej: - wezmę się za siebie bo poczułem się dzisiaj jak na swym pogrzebie. Panna w lekki rumieniec i coś odpowiada, ja nie słyszę, (o, wstydzie!) mój słuch też wysiada. Zapamiętam tę datę, jedenasty luty, dwa tysiące czternasty, dzień mojej poruty! Pierwszy raz poproszono mnie dziadka starego bym usiadł, tak się skończył czas wieku młodego, nadszedł niespodziewanie ten moment starości, ostatni etap drogi ku pełnej wolności od trosk i niespodzianek, taki etap złoty, mozolnego człapania krok w krok do martwoty.
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą martwota. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą martwota. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 11 lutego 2014
Subskrybuj:
Posty (Atom)