Wisiał o pięść od ziemi,
na krzaku leszczyny.
Przenigdy nie zapomnę
tej obrzmiałej miny,
jęzora, który sięgał
aż poniżej brody.
Dzieckiem byłem zaledwie,
sześciolatek młody.
Słyszałem jakieś słowa,
że wypłatę stracił,
miał może z osiemnaście?
Kto się nań wzbogacił?
Jakąż to satysfakcję
miał rabuś, że życie,
młode i nieroztropne
pomógł zniszczyć skrycie?
Bóg się patrzył cierpliwy,
wiedząc co się zdarzy.
Jest taki sprawiedliwy?
Jednak chyba wraży.