Daremne dywagacje, gdy "głodna" głupota nażreć się zechce ciastek z piany, jadu, błota. Knajactwo, jak zły pieniądz, piętno swe wyciska, po ciasteczku nieświeżym czeka przyszłość śliska, niech więc ten, kto przezorny, teraz nie rozpacza, lecz zajmuje kolejkę, by zdążył do sracza. Wszystkich, co pod wrażeniem "zjawiska" tymczasem, może dla otrzeźwienia warto by tak pasem? Skuteczny to jest sposób, sprawdzony, nie nowy, wpędzić resztki rozumu wprost z dupy do głowy. Zaraz zacznie się larum, że przemoc lansuję? Przemoc? Nie! Najzwyczajniej myśli opisuję. Opisuję zdziwiony, gdzież to rozum mają? Zmian głodni? Niech więc sobie to ciastko wcinają, tylko niech później żarłok głośno nie rozpacza, że nie zajął kolejki, z biegunką, do sracza.
P.S.
Od polityki jestem w powyższym daleki, tak, jak na mojej twarzy z emocji wypieki.
Spisałem myśli luźne, niejedni tak bredzą: - Brak chleba powszedniego? To niech ciastka jedzą!
Dopisek:
Zwrócił mi ktoś uwagę, poniekąd to racja, to nie tylko knajactwo, lecz też tromtadracja.
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz