Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marian Hemar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marian Hemar. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 sierpnia 2013

Wciąż nas na plewy biorą...

Marian Hemar - Zabawa w demokrację (fragmenty).

Nie mogę się domyśleć -
Po co im ta zabawa
W jakieś "wybory do sejmu",
W jakieś wyborcze prawa,
W jakąś demokratyczną
Reprezentację narodu?
Po co im tyle kłopotów?
Po co tyle zachodu?
.
Ale po jaką chorobę -
Kto mnie poinformuje? -
Stare sowieckie opryszki,
Sędziwe radzieckie zbóje,
Pełnoletni bandyci,
Oprawcy i złodzieje
Bawią się w demokrację?
W prawa i przywileje
Krytyki, opozycji,
Dyskusji, parlamentu?
Po co tyle zachodu?
Po co tyle zamętu?
*
Cały kraj mają w garści.
Ukradli i dzierżą w łapie.
Jak się żywnie spodoba
Bolszewickiemu satrapie -
.
I naraz te diabelskie
Syny, kuzyny i szwagry
Po zabawach w procesy,
w rewizje, czystki, łagry,
W egzekucje i zsyłki,
W śmierć ludzką i ludzki lament -
Bawią się. W co? W demokrację.
W narodowy parlament,
W sejm polski - i jego polskie
przywileje i prawa...
Nie mogę się domyśleć -
Po co im ta zabawa?
Nie mogę się domyśleć -
Tak chciałbym dowiedzieć się od nich:
Po co im tyle ZACHODU
Dla celów tak bardzo WSCHODNICH?...


Ta niby demokratyczna
zabawa w wybory, w parlament,
po to, żeby po latach
wywołać społeczny zamęt.


Ograbić do cna, co jeszcze
zostało do ograbienia,
urządzić bezdomną starość,
za solidarne marzenia.

I z łupów, od wojny grabionych,
zacząć korzystać jawnie,
dla ludzi otumanionych
pozory tworząc, bezprawnie.

A może jednak prawnie?
Wciąż wszystkie sznurki trzymają!
I każdy przekręt skwapliwie
pod głosowanie poddają.

Stąd ta demokratyczna
zabawa w parlament, w wybory,
bo naród otumaniony
wciąż w bajki wierzyć jest skory.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Sowiecki gieroju

Marian Hemar - Rocznica
/nowa pieśń na znaną melodię/

Gdy naród warszawski się porwał do boju,
Gdy z bronią powstali cywile -
Gdzie ty byłeś wtedy, sowiecki gieroju?
Za Wisłą, opodal, o milę.

O, cześć wam, radzieccy kamraci!
O, cześć, towarzysze przytomni!
Za pomoc w Powstaniu niech Bóg wam zapłaci,
A Polska wam jej nie zapomni.

Gdy ponad Warszawą świeciły się łuny
Powstańczej, szaleńczej batalii,
Za Wisłą czekali sołdaci komuny,
Aż ogień się do cna wypali.

O, cześć, sojuszniku łaskawy!
O, cześć wam, radzieccy kamraci!
Za pomoc dla ludu walczącej Warszawy
Niech Bóg wam stokrotnie zapłaci!

Gdy trupem padały kobiety i dzieci
U miejskich barykad i szańców,
Za Wisłą spokojnie czekali Sowieci,
Aż Hitler dobije powstańców.

O, cześć wam, o cześć, w samej rzeczy!
O, cześć wam, o cześć, demokraci!
Za pomoc w Powstaniu, za pośpiech w odsieczy
Niech Bóg wam stokrotnie zapłaci!

Ten sam Rokossowski, nasz wódz-falsyfikat,
Widokiem się nie mógł nacieszyć
I mruczał: Dopóki strzelają z barykad -
Nu, ni ma do czego się śpieszyć.

O, cześć ci, marszałku zwycięski!
Za odsiecz ginących twych braci,
Za pomoc Warszawie w tej dobie jej klęski
Niech Bóg ci stokrotnie zapłaci!

A Bierut w Lublinie, a Bierut sobaka,
Rozkazy już zaczął powielać:
Każdego Paljaka, kto tylko był w AK
Od razu na miejscu rozstrzelać!

O, cześć wam, moskiewskie bieruty!
O, cześć wam, ludowi kamraci!
Niech Bóg wam stuleciem straszliwej pokuty
Za zdradę Warszawy zapłaci!

A dzisiaj ta ciżba moskiewskich zaprzańców,
A dzisiaj te same psubraty
Z butami się pchają na groby powstańców
I wieńce im niosą i kwiaty -

Dziś oni te groby chcą wziąć w swą arendę
I ukraść im honor tej chwili,
I zwołać umarłych pod swoją komendę,
Gdy żywych już sami dobili.

Ach, precz stąd, radzieccy kamraci!
Ach, precz stąd, zdradzieccy psubraci!

Czekaliście wtedy i dziś poczekajcie.
Nie bójcie się. Bóg wam zapłaci.

niedziela, 2 czerwca 2013

Mentalność, naprawiaczy świata, się nie zmienia, zawsze chętni do innym życia urządzenia
































Dziś się wzięli za handel.
Ot, wstał taki z rana,
zropiałe oczka przetarł,
masując kolana,
po wczorajszej modlitwie
policzył odciski...
w markecie tłum był większy!
Już był płaczu bliski,
gdy raptem, skołtunioną myśl,
złośliwa goni:
Mam pomysł! Wielki pomysł!
Handlu się zabroni!





























Nie, że całkiem, przesada,
lecz handlu w niedzielę!
Cwany ze mnie baranek?
Dzień pod kuratelę!
Religia jest ważniejsza!
Dlaczego się pozwala
w niedzielę odwiedzać
NETTO lub REAL'a?
Ja im z głowy wybiję
niedzielne zakupy!
Do kościoła! Na tacę!
Stop z handlem wygłupy!






Dyskusja nakazowa,
z góry narzucona,
już drąży społeczeństwo,
i szybko nie skona.
Półgębkiem coś... sklep,
jeśli jednoosobowy...,
że właściciel na swoim...,
upadli na głowy?
To o handlu w niedzielę,
czy wybrańców zmowa?
Już wcześniej ustalona,
cwana i nie nowa?

Gdy o handel niedzielny,
to idźmy za ciosem!
Zamiast tak się certolić
z tym handlowców losem,
zabrońmy tego WSZYSTKIM,
bo inne zawody
handlują swoją pracą!
Skończmy lanie wody!
Wyłączmy elektrownie,
piekarnie, szpitale,
koniec z pracą w niedzielę!
Ja ten pomysł chwalę!

Co tu dodać?
Mieliśmy już kiedyś takiego,
który nam obiecywał:
- nie będzie niczego!
Zastanawiam się tylko
(pewnie diabeł kusi?),
czy handlować w niedzielę
nadzieją się musi?
Obietnicą, za grosik
na tacę rzucony,
to nie handel zza lady?
Czy jak jej...? Ambony!
Ze szczecińskiej katedry
poniższe ujęcie
(towar poszedł jak woda?),
pozostało zdjęcie:












































Najpierwszy ludzki biznes
zysk pierwszy wyczuje,
wciąż się kręci,
choć czasem na zbytki brakuje.
A, że handlarz nadzieją
nie może być stratny,
wstęp do bożych marketów
jedno euro płatny:
























Nie zakończą przenigdy
kupieckich swawoli?
Aaa! Wspominali dawniej
coś o... wolnej woli...
Kto przytomny, zrozumie
w lot fraszkę Hemara,
przelewa się od wieków
tej goryczy czara:

Było całkiem inaczej, nie widzicie głupcy?
Chrystusa ze świątyni wypędzili kupcy.



*



Tyle czytania? Ojej! Jak wierzący prosty? Temu muszą wystarczyć, takie jak te, posty:

~Stiff: Skoro Polacy są tak bardzo katoliccy to niech biskupi ogłoszą, że zakupy w niedzielę to grzech i Polacy natychmiast przestaną chodzić po sklepach w święta. A ponieważ sklepy muszą na siebie zarobić to ci wstrętni kapitaliści sami je w niedzielę pozamykają no bo nie będą dokładać do interesu.Po co więc garstka bigotów angażuje władze świeckie do załatwiania interesów kościelnych?


~wodzislawianin: Po co komu wiara która musi być wpisana w ustawy? Gdzie sumienie? Sklepy otwarte 24h/7 w tyg bo w końcu prawdziwy katolik w niedziele do sklepu nie pójdzie. 
 
*

Ciężka praca kapłana,
wiernych wiara szczera,
to mało? Jak ich tylu,
kto sklepy otwiera?
Kto otwiera, to mniejsza,
lecz pytanie kusi:
- katolik, a w niedzielę
tam zaglądać musi?
Marna to widać wiara,
w sam raz godna osła,
jeżeli już poparcia
trzeba w sejmie posła!
Co łączą z katolikiem
niedzielne zakupy?
Więcej ich, niż w kościołach,
z tą wiarą to siupy?


*

Z wiary się nie naśmiewam
pisząc tu, teraz, tak,
lecz z tego, że wam nieboraki,
tej wiary serdecznej brak.


sobota, 1 czerwca 2013

Z wieloma plamami Polska uporać się nie może, są plamy na historii, rozumie, na honorze.

Nadal się nas zmianami, które są fikcją, mami, a serce wie, zna prawdę, i krwawym śladem plami.

Marian Hemar – Plamy na mapie.

Nie po to pytam, żeby
sierdzić się wzajem i zżymać,
my tylko tutaj ciekawi,
czego mamy się trzymać?

Zainteresowani,
ciekawi, coraz ciekawsi
rozchodzi się o tę nową
ludową kulturę na wsi,
zagadnienie jest takie
ważne i pożyteczne,
a wiadomości z kraju
zmienne niestety, sprzeczne.

Podobno pierwszy raz w dziejach
dokonaliśmy cudu:
Ludowy rząd zaczął w Polsce
Erę Kultury Ludu.
Ze słuszną dumą, radośnie
wrą pisma i rozgłośnie,
a nam, na emigracji,
serce z podziwu rośnie.

Przed wojną – toż pamiętam
i zapomnieć nie mogę
było tak, że przed sobą
Chłop miał zamkniętą drogę
do udziału w kulturze.

W najlepszym razie, wiecie,
mógł tylko być profesorem
na uniwersytecie,
co najwyżej – premierem,
albo w Sejmie marszałkiem,
do tego stopnia w karierze
był hamowany całkiem.

Toż pamiętam – przed wojną,
no jakże – za sanacji
mieliśmy problem, na wsi
Nie było mechanizacji!

A dziś nam powiadają
z dumą radosnej wrzawy,
że wieś tak mechanicznie
słucha radia z Warszawy,
tak mechanicznie wszystko
odbiera, przyjmuje, chwyta,
tak mechanicznie głosuje,
tak mechanicznie czyta
każde słowo Gomułki,
Moczara czy Werblana,
że można rzec – nareszcie
Wieś jest zmechanizowana.

A jeszcze te świetlice,
w świetlicach potańcówki,
wieczorki, telewizorki,
elektryczne żarówki,
autorskie pogadanki,
dyskusje, teatry, próby,
jakieś klubokawiarnie,
czy też kawiarniokluby -
wieczorami, po pracy,
przy kawce brydżyk, warcaby,
a w leszczynie ćmi słowik,
a w stawie kumkają żaby -
Wsi cicha, wsi kulturalna!

Ja głośno i jawnie chwalę
ten nowy ustrój ludowy,
tzn. chwalił bym, ale
dręczą mnie wątpliwości…
Dokucza mi pytanie…
Parę tygodni temu
złapałem niespodziewanie
Radio Warszawę Pierwszą
Czasem ją tutaj złapię
Nadawali z goryczą
Audycję „PLAMY NA MAPIE”.

Przychodzą pono do radia
listy jawne i szczere:
„Zamiast świetlicy mamy
rozwaloną ruderę,
telewizor nie działa,
od czterech lat zepsuty,
nawet to mała szkoda,
bo program był psu na buty.

Pięć lat temu był u nas
zespół śpiewaczy, ani
śladu już z niego nie ma,
dziś tylko chuligani
śpiewają „Wołga, Wołga.
pijaną nocną gromadą,
jak komu się nie podoba,
to mu po mordzie nakładą”.

A z innej wsi, z Grabina,
piszą: „U nas normalnie
Mieliśmy klubokawiarnię,
mamy klubopijalnię.
Na całą wieś to zupełna
kulturalna zakała.
Telewizor zatkany,
ubikacja nie działa,
stoły i krzesła w drzazgach,
rdza kapie z wodociąga,
a pijaki żarówką
Osram grają w ping-ponga”.

(Bardzo proszę, kochani,
Niech nikt się na mnie nie sierdzi,
nie ja tak twierdzę, to Radio
Warszawa Pierwsza tak twierdzi).

A spod Włodawy piszą:
„U nas od czterech lat czeka
nasza wypożyczalnia
książek i biblioteka
Na naprawienie światła,
także samo w świetlicy
ciemno, jak za przeproszeniem,
bo zgasło na ulicy.
Mamy telewizorek
i radio z lampami dwiema,
one by grały, tylko
nieczynne, ho prądu nie ma,
a Prądu nie ma, bo cztery
lata temu, przy święcie
Urodzin Wiesława Gomułki,
zrobiło się krótkie spięcie
i nie można naprawić
od czterech lat, bo kto ma
zapłacić za nowy korek,
to jest rzecz niewiadoma”.

Przepraszam was, najmilsi,
prośba moja najszczersza,
nie gniewajcie się na mnie,
to Radio Warszawa Pierwsza
parę tygodni temu,
w czerwcu, w ostatnią niedzielę,
cytowało te listy
Tych listów było tak wiele,
za wiele – zaczęły mi się
układać w jakiś ponury
paradoks brakoróbczej
niedopieczonej kultury.

Przed rozmarzonym okiem
jawi się polska wioska,
a w niej nowa kultura…
Kultura patiomkinowska…

Więc jak z tym jest naprawdę?
Naprawdę, żal serce łapie,
że takie brzydkie PLAMY
na takiej ślicznej Mapie.





Marian Hemar - Plama.

Kto, w najśmielszej fantazji,
co przed niczym nie stchórzy,
mógł pomyśleć, że kiedyś
w historii się powtórzy
rzeź Pragi - i że wtedy
polskie chorągwie będą
na służbie Suworowa
i pod jego komendą?

Kto, w najdzikszej fantazji
co się przed niczym nie wzdraga,
mógł pomyśleć, że kiedyś
znów padnie zdobyta Praga,
a wtedy żołnierz polski
będzie jej okupantem,
nie jej obrońcą, ale
janczarem i aliantem
napastnika - z nim ruszy
Przeciw wolności czeskiej?

Jakby ci przed oczyma
przemknął król Jan Sobieski -
jakbyś przerażonego
zobaczył króla Jana
w służbie Kary Mustafy,
w szeregach Solimana.

To tak, jakbyś przez jedną
groteskową minutę
widział Ordona, który
szturmuje na swą redutę,
jakbyś zobaczył scenkę,
aż serce od niej boli,
jak beznogi jenerał,
Stary Sowiński, na Woli
kuśtyka ze szpadą w ręku
i pułk ruskiej szarańczy
prowadzi do ataku
na kościółek powstańczy.

To tak, jakby książę Józef
z czołem rozpłomienionem
skakał w nurty Elstery
w pościgu za Napoleonem.

Tak właśnie, na Rzeź Pragi,
ale po stronie rezuna,
pchnęła polskiego żołnierza
Gomułczana komuna.

*

Nie róbcie jeden z drugim
ironicznej uwagi,
jak bardzo ja przesadzam
mówiąc o "Rzezi Pragi",
nie mówcie z prześmiechami
przemądrzałych wygłupów -
jakaż to "rzeź"? Zaledwie
trzydzieści, czterdzieści trupów...

Pacyfiści beztroscy,
demokraci pogodni,
każda rzeź się zaczyna
od jednej pierwszej zbrodni.

Czy jeden trup chłopięcy,
czy trupów sto tysięcy,
to już tak samo się liczy,
nie za mniej, nie za więcej.

Krew z ulicznego bruku
zostaje na sztandarze
plamą, której nikt długo
nie zetrze i nie wymaże.

Krew jest zawsze ta sama,
wolność wszędzie ta sama.
Im czystszy, bielszy był sztandar,
tym jaskrawsza ta plama.

*

Ileż to trzeba było
wieków - przez wszystkie lata,
ile krwi trzeba było
zmarnować na oczach świata,

Ile to trzeba było
legend, i "Snów o Szpadzie"
I męstwa, co się przemocy
jak lew na drodze kładzie -

Ile potrzeba było
szaleństwa i uporu
I męczeństwa i buntu,
i dumy i honoru,
ile ludzi - bojowców,
spiskowców, marzycieli,
poetów, wodzów - byśmy
na zawsze zrozumieli,
by z imieniem Żołnierza
na zawsze, nierozłączenie
związać w Polsce dźwięk słowa
wolność - i uniesienie

Hasła, które powtarza,
jakby było pacierzem,
i niby gwiazda świeci
na niebie, nad żołnierzem,
i już mu żadne mroki
w oczach jej nie zgaszą,
że jeśli bić się, to za
"Waszą wolność i naszą".

Za naszą i waszą wolność,
W jednej służbie i roli,
bo nikt nie może być wolnym,
gdy obok kto w niewoli.

Bo wolność jest niepodzielna

wszędzie, pod każdym niebem,
i tylko jej przybywa,
gdy dzielić się nią jak chlebem,
jak łykiem wody, jak iskrą
ognia, jak ziarnkiem soli,
bo nikt nie jest wolny - póki
ktokolwiek jest w niewoli.

Ile trza było wieków,
byśmy w sobie zgłębili
tę prawdę - i by ją zdeptać
i zhańbić w jednej chwili,
gdy ruszył na Rzeź Pragi
z ruskiem rezunem w spółce
ten polski żołnierz - jak, kiedy
przebaczyć to Gomułce?

Wyprowadzili żołnierza
na to czeskie Psie Pole
Z nowym hasłem: "Za waszą
i za naszą niewolę",

[By większy dół wykopać
między Zachodem a nami
tą krwią z praskiego bruku
co nam sztandar poplami].

Wspomnicie moje słowa,
czytelnicy potomni:
Jeszcze po trzystu latach
Naród im nie zapomni.

Wy im popamiętacie,
Wy ocenicie godnie
jeszcze po trzystu latach
tę bolsze-zbowidzką zbrodnię,

Tę gomułczaną hańbę,
ten podstęp najoczywistszy,
tę plamę - tym jaskrawszą
im sztandar nasz był czystszy.

1968




Marian Hemar - Teoria względności.

Gdy się ludzi ocenia
z różnych punktów widzenia -
ciekawa rzecz, jak się skala
pewnych wartości zmienia.

Wadą staje się cnota,
a zaletą - głupota.
O przeciwniku - gdy zacny -
mówimy, że idiota.

O stronniku, gdy trudno
przyznać nam, że rozsądny -
nie powiemy, że cymbał.
Powiemy: "Z gruntu porządny".

Gdy się mądrym człowiekiem
chlubi wrogi nam obóz -
stwierdzamy, że "inteligentny"
i dodajemy: "łobuz".

Gdy się w naszym obozie
łobuz szasta wybitny -
mówimy; "Twardy człowiek.
Zdolny - mówimy. - sprytny".

Gdy nasz przeciwnik się potknie,
"Zdrajca!" - głosimy krzykiem.
Gdy stronnik zdradzi, stwierdzamy:
"Nie był naszym stronnikiem".

I to nas niesłychanie
na duchu podtrzymuje,
że przeciw nam są zawsze
idioci i tylko szuje.

A z nami, wszyscy albo
roztropni, albo dumni,
albo z gruntu porządni,
albo bardzo rozumni.

*

Dziwne, jak punkt widzenia
automatycznie zmienia
skalę naszych kryteriów
uznania czy potępienia.

Gdy my konfiskujemy -
zasługa to narodowa.
Kiedy nas konfiskują -
gwałcą swobodę słowa.

Kiedy nas zamykają -
Tyrani! Despoci! Kaci!
Kiedy my zamykamy -
tośmy furt demokraci.

Kiedy my "Precz!" wrzeszczymy -
tośmy patrioci polscy.
Ci, co "Precz" wrzeszczą na nas -
wywrotowcy warcholscy.

"Dwa a dwa cztery" u nas -
to dogmat, to teologia.
"Dwa a dwa cztery" u wroga -
wulgarna demagogia.

Nawet sprzęt martwy, samochód,
zmiennej podlega emocji:
Dla Becka - luksus, dla Seydy -
Narzędzie lokomocji.

*

Dziwne, jak punkt widzenia
automatycznie zmienia
zasadę naszych wyroków
uznania czy potępienia.

Co przed majem nikczemne,
po Maju naturalne.
Do Września - święte, po Wrześniu -
znów nieodpowiedzialne.

Co po maju - zbrodnicze,
słuszne- od października.
Wszystko zależy, kto, komu,
co, czemu, kiedy wytyka.

Przyznać komu, po męsku,
w sposób najprościej rozsądny,
że choć wróg nasz - rozumny,
choć przeciwnik - porządny,
i walczyć z nim, aż do końca,
do końca ceniąc go szczerze -
na to nas nie stać. To w naszym
nie leży charakterze.

Nasza zasada: siebie
ze wszystkiego rozgrzeszać,
ale na przeciwniku
psy - o to samo - wieszać.

Czasem sumienie z nagła dokucza i gryzie, i ból prawdy gdzieś z duszy na sam wierzch wylizie


Marian Hemar - Wiersz do poety reżymu.


Słonimski stał przed mikrofonem
I namaszczonym barytonem,
Tym swoim uroczystym głosem,
W rodzaju melodeklamacji,
Powiedział z łezką i z patosem
WIERSZ DO POETY EMIGRACJI.

Wiersz do Lechonia. Pyta Leszka,
Czemu w New Yorku Leszek mieszka?
Wiersz do Lechonia i Wittlina.
wracajcie! - tak ich napomina.

U nas - pytluje - jest ideał
Na co wam Londyn czy Montreał?
Dlaczego odszedł Lechom Wittlin?
Pyta patosem takich pytlin.

Czemu odeszli? Słonimskiemu
Nie sposób się domyśleć, czemu?
On, wieczny meches, neofita -
Nie wie. On dziwi się. On pyta.
Cierpi. Jak stary, łysy Werter.
Więc jego rada i przestroga:
przejdźcie, jak ja, na stronę wroga.

Kolegom radzi tak dezerter.
I z troską woła w mrok londyński:
Gdzie jest Wierzyński i Baliński?
Co im się stało? O co chodzi?

Pytają się tu o was młodzi.
Pytają się nie po raz pierwszy.
Nam trzeba dobrych polskich wierszy,

To prawda. Dobrych wierszy brak im.
Słonimski jest przykładem takim.

Wiec on z tej patriotycznej troski
Drogę powrotu im wytycza.
To znów ta szelma Kuklinowski
Nawraca pana Babinicza.

Naiwna, mówi, ta tęsknota
Do polskich dżdżów, polskiego błota.
"Nas polskie błoto nie czaruje,
Bo u nas trzeba walczyć z błotem.
Słów nam potrzeba, co budują -
Co dźwięczą sierpem, walą młotem".

Sierpem i młotem. Cóż za szmata
Pod pozorami literata.
Popatrzcież na ten rzymski profil:
Były frankofil i anglofil,
Mało anglofil - anglomaniak!
Wellsa wielbiciel i gałubczyk,
I były sanacyjny cwaniak,
Pan-Europejczyk i Pen-klubczyk,
Były esteta, skamandryta
I były Żyd-antysemita,
Co żydożerczą swą facecją
Próbował jednać się z endecją.

Patrzcież na tego Słonimskiego -
To on, sympatyk lewicowiec
Od Saint-Simona i Steckiego,
Były beckowiec i ludowiec,
Co "lubił lud, lecz w lemoniadzie"
Jak kiedyś pisał w swej Paradzie),
I były mikołajczykowiec,
Adiutant Kota i praporszczyk,
Były kosynier i liberał,
Były piłsudczyk. I sikorszczyk
(W pamięci-m sobie to zachował,
jak nam w Londynie imponował,
jak tutaj z dumą w krąg spozierał,
Bąkając głosem swym niedbałym:
"Dziś jem śniadanie z jenerałem"...
Mówił "jenerał", nie "generał",
przez jot, bo brzmiała mu ta jota
Z napoleońska i z Or-Ota) -

Wczoraj ziemiańsko-cukierniczy,
Dzisiaj włościańsko-robotniczy.

Przechrzta co tydzień, na wyścigi,
Co z wszystkich sobie wziął religii
jedną religię: oportunizm -
Dziś się obrzezał na komunizm.

Dziś z reżymowej radiostacji
Woła poetów emigracji
I melodeklamuje o tem,
jak dźwiękać sierpem, walić młotem.
Sierpem i młotem. jaka szmata
Robi się czasem z literata.

Na koniec wiersza ze słodyczą
Pożegnał ich słowami temi:
"Poetów miejsce na tej ziemi.
Poetom błędy się nie liczą".

Tak rzekł niewinny głos amorka
I nagle wyszło szydło z worka.

Cała nadzieja wierszopisa,
Jego postawa religijna,
Ideologia i polisa -
Polisa asekuracyjna.

Poecie wolno szkód przyczynić,
Wolno się załgać i ześwinić,
Merdać ogonem i uciekać,
pod stół wleźć i hau-hau, odszczekać,
Wolno ze słowa zrobić łajno -
Jak tylko wierszem, to już fajno!
Wolno mu zdradzać - jak do rymu,
To nie weźmiemy za złe my mu,
To już nie błąd, to już zaleta,
Bo pan poeta! Pan poeta!
Bo pan artysta! Bo artyście
Wolno tym kurrrkiem być na dachu!

Nie mógł Słonimski, rzeczywiście,
Lepszego sobie dobrać fachu.

Nie wie Słonimski, że niestety
Poety fach nie taki byczy.
Nie ma wyjątków dla poety!
potomność błędy mu policzy.
Talent oceni na rozprawie,
jako obciążające względy.
Im talent większy, tym ci błędy
Surowiej liczy. Nie łaskawiej.

Jej nie uwiedzie błysk talentu,
Już ona wie, mój przyjacielu,
Kogo pochować na Wawelu,
A komu nie dać sakramentu.

potomność to cholera taka,
Że tylko się rozejrzy wkoło,
Wie - kogo pocałować w czoło
Za błąd wygnania i tułactwa,
A komu w zadek dać kopniaka
Za cnotę zdrady i łajdactwa.
*
Do Leszka piszesz, były śmieszku.
Znasz kawał ten o Leszku? Leż ku.