- A! Jenoty? Przerwał jej w pół słowa. Bo myśli nie tam były gdzie jest teraz głowa.
- Jeno ty... Znów zaczęła nieśmiało to zdanie.
- Tak. Jenoty, wiem przecież. Rozumiem kochanie! Ostatnio ustrzeliłem, kwilił w krzakach, ale... nie miał szans bo ja strzelam przecież gafy stale! Więc skamlenia zza krzaka nie robią wrażenia, być u władzy kochanie, to moje marzenia! Strzelam zatem na oślep, a Pan kule nosi. Kto wlazł na linię strzału widać sam się prosi! Strzelić, dorżnąć, patroszyć! Jak sprawia kłopoty, są jeszcze wielokrążki, linki, samoloty!
- Jeno ty, mój kochany, zapatrzony w siebie, zaniedbujesz, a inni widzą żem w potrzebie! Wykrztusiła to zdanie, a on zamyślony:
- Zaszyłem się, nade mną krążą kruki, wrony, lekceważę swój naród, kręcę, kluczę, kłamię, obietnice wyborcze bez żenady łamię, zadłużam kraj, a żona piszczy że jej źle? Dokąd idę? Zgubiony? Jak dziecko we mgle?