wtorek, 25 października 2011

Kiedyś musi nadejść ten czas

Czerwona latarnia - jak być ostatnim

...
A słyszeliśmy je często, kiedy jeszcze fascynował nas Wyścig Pokoju relacjonowany przez radio (młodsi czytelnicy mi nie uwierzą, ale kiedyś nie było telewizji!) i kiedy już nacieszyliśmy się zwycięstwem Polaków, albo popłakaliśmy się z powodu zwycięstwa pobratymców, to jeszcze czekała nas miła niespodzianka o wyraźnie karnawałowo - teatralnym charakterze: przyjazd ostatniego zawodnika (najczęściej był on przedstawicielem tzw. Trzeciego Świata) po dwu lub trzech godzinach oczekiwania od momentu, kiedy peleton przejechał linię mety. Mogło tak być i innej dyscyplinie sportu – pamiętamy którąś tam Olimpiadę, gdzie w sportach pływackich startował Nigeryjczyk, który przyniósł chlubę swemu krajowi, a sobie niewątpliwą korzyść, ponieważ basen przepłynął i mimo kilku zachłyśnięć przecież się nie utopił. „Czerwona latarnia” zatem oznacza w porządku społecznym, kulturowym, zawodowym ostatnie miejsce. W tych wydarzeniach sportowych było ono spektakularne, wywoływało życzliwą wesołość i ten ostatni zawodnik był równie fetowany jak zmieniający się zwycięzcy (on przynajmniej miał ustalone, niezmienne miejsce).
...
Coś tam jeszcze robicie, jeszcze się nie poddajecie, pocieszacie się mitem Twórczych Starych Mężczyzn, którzy najlepsze swoje dzieła tworzyli w granicach osiemdziesiątki. Ale już was nie cytują,nie zapraszają na zjazdy i konferencje naukowe, wypadacie z „pola morfogenetycznego” ( a co to jest, może napiszę w następnym felietonie). Trzyma się was (mimo upokarzających zeznań przed komisjami rotacyjnymi), bo jednak wykonujecie najczarniejszą, najcięższą robotę dydaktyczną. A może dlatego, że wprowadzacie do Zespołu porządek, chronicie go przed entropią: wiadomo bowiem, że mimo płynnej hierarchii wewnętrznej wy jesteście niepodważalną ‘czerwoną latarnią”- poza wami już tylko ciemność. Najpierw powtarzacie dumne słowa T.S. Eliota:”Po cóż ma stary orzeł rozpościerać skrzydła?”?”. Potem rozmawiacie ze starym psem.
...

Henryk Pustkowski


Kliknij aby przeczytać całość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz