Uwikłałeś się człowieku w tetrowe pieluchy,
na argumenty kumpli byłeś ślepy, głuchy!
Pokazaleś dorosłość! Chciałeś mieć rodzinę!
Wpadłeś! Lecz brnąłeś nadal! Mialeś taaką minę!
Niby wszystko to "z planem", taka twoja wola,
ważne, by nikt nie poznał, co cię gryzie mola,
miałeś zaraz na starcie wpadkę, co uziemi,
na lat wiele, jak ciężko! Choć niby "ze swemi!"
Propaganda sukcesu: - jak te dzieci rosną!
- już chodzi! - a w pieluchy jeszcze robił wiosną!
Tyle lat w takiej wspólnej zachwytu obłudzie,
i tylko wyć czasami się chce, w tej ułudzie!
W tej wyobraźni sztucznej, sztuce pocieszania,
która z ulicy zbiera aktorów do grania.
Starzejąc się popadłeś wnet w następne sidła,
ugoda i opieka, to przyszłość przebrzydła,
rozum, dopóki jeszcze w miarę daje radę,
zmusza by nadal grało się w tę... familiadę!
Uśmiechy, te obłudne życzliwości znaki,
są jak te na nogach wśród błocka gumiaki,
lepsze niż pośród kałuż łazić stopą bosą,
A jednak... ja pamiętam! Boso z pierwszą rosą!
Jesteśmy przechodniami! Spacer ma swą metę!
Tak jak mężczyzna swoją OSTATNIĄ kobietę!
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz