Wiara, zwłaszcza "pobożna", uczy każdą nowinkę traktować z ostrożna. Najpierw trzeba zapytać o radę kapłana, pomodlić się ażeby była wysłuchana, opowiedzieć kumoszkom jak ksiądz doradzili, i zapomnieć o radzie po niedługiej chwili. Zrobić jak sił wystarczy albo jak się uda, wiadomo ksiądz doradził, więc liczmy na cuda. Nieszczęścia, według księży, to jest dopust Boży, więc czemu ubezpieczać kościoły są skorzy? Zamiast z pokorą przyjąć "dary" Zbawiciela, wolą jednak polisę ubezpieczyciela? Są i ludzie nauki, co tabu nie znają, często diabła za skórą, jak się mówi, mają. Siedemset trzydzieści jeden, oddział naukowy? Ich "badania" to horror międzynarodowy. Człowiek ma mnóstwo zalet ale ma i wady, nauce nie zaszkodzą religijne rady, a i religii także nie szkodzi nauka, bo ważne są pobudki i czego się szuka.
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz