piątek, 7 czerwca 2013

Rzucanie tortem, narodowym sportem?

Gdy na łąkach ucichły
zawieruchy wichry,
co z góry sterowane,
a zwią się dziejowe,
stara władza została.
A pastuchy? Nowe!

Jako dowód wdzięczności,
wymyśliły kreskę,
taką grubą,
co mogła by służyć za deskę,
która chroni,
gdy tłumy baranów z zagrody
ruszą wściekłe,
do złości wszak miały powody!

Ta kreska miała zgasić
niesnaski i swądy,
upierdliwcom zostały
drogi prawne, sądy.

Lecz gdyby naiwny,
chciał jakieś sprawy wnosić,
to przypadek dziwny,
miał te sprawy latami
ciągnąć i ślimaczyć,
aż zapomną,
gdy nie chcą krzywd swoich wybaczyć.

Zaczęły się niebawem,
już o wczesnym świcie,
zawody,
który pierwszy będzie przy korycie!
Nazwali to wybory,
wybór był wyborny,
kto wygra?
Który pastuch jako ten...
nadworny?
....
....
Kto pierwszy przy korycie?
To znaczy przy torcie?
Aż jeden nie wytrzymał,
i te kpiny skrócił,
złapał tort i sędziemu
prosto w gębę rzucił!

Ze trzy lata dostanie,
jak się sędzia wkurzy,
za wyrywność, za celność,
za to, że ład burzy!

Myślał, jaki naiwny,
że umowy zerwie?
Że się w poprzek położy
partyjnej konserwie?

Umowy z pastuchami,
póki co, rzecz święta,
i nie będą tortami
rzucały bydlęta!

Kończę, lepszego jutra
życząc wszystkim ślicznie,
bredziłem, to nie było
wcale politycznie,
czasem nie wiem, co piszę,
a doszły mnie słuchy,
że chcą mnie do zagrody
zapędzić pastuchy.

Zagraża Ojczyźnie wróg z... nie zbudowanych dróg!




















Zamiast drogi budować,
do jasnej cholery!,
to cała para w gwizdek!
To znaczy w lasery!
Władza zawsze potrafi
znaleźć sobie wroga,
namierzyć i ustrzelić,
lecz czy tędy... droga?


Na czasie

Gdyby Pan zesłał ludziom dobre serce w darze, jak tym, którzy "na czasie" prowadzą sondaże, to wynik w Wadowicach powinien być inny, a jest... niegościnny, i taka myśl nieśmiała kiełkuje gdzieś w głębi, wędrowca w Wadowicach spotka los gołębi?





czwartek, 6 czerwca 2013

Archeologia sumienia

Do przeszłości należy archeologicznie...,
każdą cząstkę WYGRZEBAĆ
i poskładać ślicznie.
Nie wszystko, jak część teczek,
płomienie pożarły,
składać trzeba wspomnienia,
zanim nie umarły!
Czy bogowie pokarzą?
Czas sam nie pokaże,
zbierajmy, chrońmy pamięć,
swej Ojczyźnie w darze.
Każdy naród
pamięcią historii bogaty,
niech wnuk dowie się prawdy,
jak było przed laty.

Zmiany ustrojowe

















Ta dyktatorska władza
tak od jednej chwili,
szast-prast! i się skończyła?
Durnie uwierzyli?

Pooddawali klucze
do pustego domu,
do pól, tych nie obsianych,
licząc po kryjomu,
że podstępu nie pozna
naród zachwycony,
hasłami o wolności
zewsząd ogłupiony.

A ci, co im pomogli,
sprytnie się wywinąć,
po latach dyktatury
z majątkiem odpłynąć,
zrobić tak, by o karze
nie mogło być mowy,
by żadnemu ciemiężcy
włosek nie spadł z głowy,
dostali główne role
nadwornych pastuchów,
tak się kończy histeria
tych społecznych ruchów.

Nowi grabią do siebie,
dyktator się śmieje,
wciąż ma władzę po cichu,
jawnie przywileje.

Już nie musi ukradkiem
korzystać z majątku,
narażać się na ludu
złośliwe przytyki,
dziś jest równy bankierom
z Francji, Ameryki!

I nikt nawet nie zajrzy
w jego konta liczne,
kocha Marksa za pomysł!
Ach! Życie jest śliczne!

Za mordy krótko trzymał,
i kradł ile wlezie,
a teraz samolotem
dupsko sobie wiezie,
nie musząc jak Gierkowa
(polska zawiść szczera!)
drżeć, że czasem w Paryżu
odwiedza fryzjera.

On może prawie WSZYSTKO,
zaczynał z Bierutem,
nie za darmo miał władzę,
trzymając pod butem,
odzierając powoli
z majątku, z godności
Polskę! A, wy wierzycie,
że on oddał włości?

Zaczaił się podstępnie,
i w kułak się śmieje,
czasem grozą z horroru
gdzieś z mediów powieje,
gdy zdejmie krwią zbroczoną
swą partyjną szmatę,
i z troską obłudnika
struga demokratę.



Zapraszam na gościnny występ jednego z ostatnich bardów, w piątek, 7 czerwca, do Stargardzkiego pubu Wieża Sezon III.

środa, 5 czerwca 2013

Tak, przy okrągłym stole wódka i frykasy, radzono jak prowadzić robotnicze masy.

Którą drogą,
bo każda niebezpieczna,
śliska?
Przygotować musieli
ogromne pastwiska,
cały świat jest otworem,
lecz większość została,
bo zapomnieć Ojczyzny
swojej nie umiała,
a nie każdy potrafi,
ją kochać z daleka,
dlatego wciąż tu mieszka,
ale nie narzeka,
lecz jak wspomni przywódców
przy okrągłym stole,
chce zakrzyknąć wulgarnie:
Ożesz! Ja pier****!
Przebranżowili ustrój,
by śmiało korzystać
móc w sposób spokojny,
z tego, czym się napchali
od skończenia wojny.
Słowa prawdy gniewają,
robotnicza klasa,
to wymysł komunistów?
Jakaś inna rasa?
Najpierw ludziom wmówili,
że OD NICH ZALEŻY...
A teraz bieda tylko
naiwnym się szczerzy,
cwaniaki wykonali
salto polityczne,
a masom co zostało?
Śmietniki uliczne.

wtorek, 4 czerwca 2013

Próbują tu i ówdzie zwrócić mi uwagę, bym przestał, czasem któryś sugeruje... lagę!

Taki kostur sękaty, lub inaczej laga,
bo, to dla czytających jest pewna zniewaga,
tyle liter, i jeszcze w myśleniu niuanse,
oni chcą "po polskiemu"! Jak z TV romanse.
Lub, jak współczesne młodych kabarety,
prostackie i wulgarne, nieśmieszne niestety,
pewnie to jest powodem, choć teksty żałosne,
to oklaski odbiorców są długie i głośne.
Mickiewicz swoich rymów patentem nie chronił,
pisał z serca, nikt za nim też z lagą nie gonił,
wolę ja naśladować moim rymem wieszcza,
niż cicho siedzieć, kiedy korozja złowieszcza,
nasz piękny i bogaty język poniewiera,
moja mowa jest własna, w swej prostocie szczera.
Nie będę się do prozy, choć ją kocham, zmuszał,
a poetą nie jestem, abym się napuszał,
przytyk, że częstochowskie, mnie niby rozlicza
zarzutem postponuje wieszcza Mickiewicza.

A właściciel baranów dyskretnie się śmieje, władzę trzymam po cichu, jawnie przywileje

Barany zadowolone,
mają nowego pastucha,
właściciel stada się śmieje:
- socjotechniczna podpucha!
Sam namówiłem do buntu!
Myśl demokracji poddałem,
ile się przy tym ich buncie
serdecznie, dyskretnie uśmiałem,
zabawne skoki baranie...
i spanie na styropianie...

Już mają po europejsku,
banki, giełd zniżki i wyże...
żaden baran nie widzi,
że fryzjer ten sam ich strzyże!
Zmieniłem im trochę pastwiska,
inną trawą obsiałem,
teraz lepiej się strzygą,
o swoje dobro zadbałem.

Na tamtej dawnej łące
burdel się zrobił zupełny,
bieda, smród i dziadostwo,
nie dało się już strzyc wełny.

I tylko durnych baranów
było na szczęście w bród,
pomysł z tym ruchem społecznym,
to marksistowski cud!

Jak psu kość, tak im temat
jakiś się nieraz podrzuci
i już baran z baranem
tryka się i kłóci!
I tak są sobą zajęci
(w tym cała moja otucha),
że żyją w iluzji wolności
nie dostrzegając pastucha.

Pastuchom nakazałem
ażeby bałamutnie
wiedli wciąż sztuczne spory
i udawane kłótnie,
zdarzy się pastuch wyrywny
żądny chwilowych sław
i proponuje prześmiewnie
mirabelki i szczaw.

Takich cenię szczególnie
bo robiąc zamieszanie
wywołuje poczucie
mądrości w każdym baranie.

Czasem jakiś do muru
w biegu się rozpędza,
tryk! Smutny los barana!
Obłąkania nędza!

Nie chciał w stadzie pokornie?
Szukał rozwiązania?
Teraz elektroniczne
mamy wspomagania.

Wypad! Jazda z zagrody
prosto na ulicę!
Co się gapi? Jak wezmę
i za kudły chwycę!
Wyczyszczę w banku konto
i długi dopiszę!
Tyle robię dla niego
a niewdzięczność słyszę!

Zabrać młode, baranie?
Nasłać komornika?
Ot, jaki durny baran,
patrzy się spod byka!
Nie zrozumiał?
Nie wlazło do baraniej głowy?
Nadal wierzga i beczy?
Wypadek gotowy...

Wybrał pastucha z listy,
miał ich przecież kilka
(każdy w skórze baranka,
a o duszy wilka)
a teraz ma pretensje?
Oczadział czy chory?

Wolny wybór!
Mógł nie iść przecież na wybory!

Tyle różnych perspektyw,
tyle możliwości!
Wybrać tego czy tego
lub gdy wątpliwości
to nie marnować głosu
i nie kusić losu!

Na europejskich łąkach
pasą się barany,
historia starej łąki?
Rozdział zapomniany.

Ktoś tam kogoś rozstrzelał?
I o lepsze jutro
walcząc oblał benzyną,
spalił się i futro?

Dziś jest socjotechniczna
walka o przysmaki,
wczoraj już zapomniane,
los baranów taki.

Tu nie wiem jaki mędrzec
podda się bezradny,
historia, wolność, wnioski?
Starczy instynkt stadny.

Tylko czasem za serce
ściska rozpacz głucha
gdy w mediach pokazują
starego pastucha,
co zdziawszy swą partyjną
w krwi czerwieni szmatę,
judząc na się barany
struga demokratę!

*

Dniem powszednim zajęty
trawkę sobie skubiąc
prawdy dostrzec nie może,
Ojczyznę swą gubiąc.

Nad Rejtanem przeszedłszy,
co chcieli zrobili,
co z tego, że rozumni
w mur głową walili?

Choć zmiany, jak wspomniałem,
ogromne i śliczne,
to tylko dekoracja
bo iluzoryczne.

Trawa inna, zielona
i bardziej soczysta,
nowe łąki otworem,
sprawa oczywista.

Pastuchów pozmieniano,
doszły świecidełka
i tylko stary pastuch
jak diabeł z pudełka
wyskoczy i doglądnie
pasionego stada,
pogrozi i pouczy,
"po ludzku" zagada,
tu napomni jak ojciec
albo słowem zgani,
a ci, co poszli przodem?
Dawno zapomniani.

Pognano ich do przodu
dla chwały narodu
i ginęli od strzału
lub innej pułapki,
kto przed ich poświęceniem
dziś uchyli czapki?

"Tylko dla pośmiewiska: "byś pamiętał dziadzie",
wiązanki się pod zimne pomniki wciąż kładzie,
jakby na grobie zmarłej lecz dalekiej krewnej,
którą pamięć wspomina we mgle rzadkiej, zwiewnej.


Wszędzie kłamstwa wrzask! Niestety.
































Pani poseł, też mam dosyć
zakłamanej hipokryzji,
która ludzi atakuje,
z ambon, gazet, telewizji.
Też mnie męczy terror chorej
politycznej poprawności,
zamiast celnie kopnąć w ****!
Namawiają do miłości!
Filozofia w sytuacji,
gdy potrzeba mocnych racji?
Pod dyktando władz wytycznych,
używamy słówek ślicznych,
na ekscesy i brewerie,
z szamba robiąc perfumerie.
Zamiast, co na duszy, w oczy,
krętą ścieżką prawda kroczy,
poprzez chaszcze i manowce,
durne, zakłamane owce!
Prawda uwięziona woła...
Nie usłyszą jej z kościoła,
z telewizji, ni z gazety,
wszędzie kłamstwa wrzask!
Niestety.

Niedzielne promocje

Mały sklepik ma "U Mariana". Głównie piwo i bułki od rana, chleb, i takie tam drobne różności, a gdy straci coś termin ważności, to "w promocji" sprzedaje "od ręki". Zewsząd zbiera, za ten "gest", podzięki. On w niedzielę sklepu nie otwiera, bo się modli! Szczerze jak cholera! Marian Polak! Na mszy przy niedzieli! Zawsze pierwszy! By wszyscy widzieli! Znak pokoju! Już biegnie zdyszany, bo w markecie promocja! - O, rany! - Nie zdążyłem! - Za długo w kościele... - mogłem nie iść, stracił bym niewiele... - Tyle dobra przed nosem! - Jak pogodzić się z losem? Światły Polak, to rzecz oczywista, Marianowi się świeci... z "umysła", gdy tak myśli... w siódmym pocie stoi... - jak ten koncern tych klientów doi? Też bym doił, jak dwie matki cielę! Nawet zgodził bym się na niedzielę! Pewnie proboszcz by skinął: - Ty draniu! Tylko dolą się dziel... w zaufaniu.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Polityka prorodzinna

Babcia, niech ziemia lekką babci będzie,
zawsze rodzinę swą miała na względzie,
dbała, choć sama ciężkie życie miała.
Mąż bezrobotny, magistrat zatrudnił,
i robił cieśla, siekierą w dąb dudnił,
dzieciska syte, a kilkoro w chacie,
co opowiadać, sami pewnie znacie...
Nikt głodny nie był! A wszystko oprane,
grzeczne, kochane, i pocerowane.
Bo zawdy bieda zawsze była CZYSTA!
SCHLUDNA! To sprawa taka oczywista!
Dzisiaj wędrują po te... zapomogi,
mordy czerwone, śmierdzące nałogi,
na takich... splunę! płaci się podatki?
Ich mniej mi szkoda, ale te... ich(?) dziatki!
Mnie się wydaje (a serce się kraje!),
że wszelkie władzy "grzebanie w rodzinie"
to główny powód, że RODZINA GINIE!
Nie tędy droga!
Nie jest potrzebna żadna "zapomoga"
ani też inne zabiegi "rodzinne"!
Niech Rząd, wybrany ludziom ku pomocy,
zajmie sprawami się reprezentacji,
nie gospodarki! Starczy "demokracji"!
Niechaj Rodzina zostanie Rodziną!
Z Państwa "pomocą" wnet Rodziny zginą!

Ludzkie brudnopisy

Wciąż widzę takich ludzi,
którzy..., uwierzyć trudno,
żyją, jak gdyby życie
było wyłącznie "na brudno".

niedziela, 2 czerwca 2013

Mentalność, naprawiaczy świata, się nie zmienia, zawsze chętni do innym życia urządzenia
































Dziś się wzięli za handel.
Ot, wstał taki z rana,
zropiałe oczka przetarł,
masując kolana,
po wczorajszej modlitwie
policzył odciski...
w markecie tłum był większy!
Już był płaczu bliski,
gdy raptem, skołtunioną myśl,
złośliwa goni:
Mam pomysł! Wielki pomysł!
Handlu się zabroni!





























Nie, że całkiem, przesada,
lecz handlu w niedzielę!
Cwany ze mnie baranek?
Dzień pod kuratelę!
Religia jest ważniejsza!
Dlaczego się pozwala
w niedzielę odwiedzać
NETTO lub REAL'a?
Ja im z głowy wybiję
niedzielne zakupy!
Do kościoła! Na tacę!
Stop z handlem wygłupy!






Dyskusja nakazowa,
z góry narzucona,
już drąży społeczeństwo,
i szybko nie skona.
Półgębkiem coś... sklep,
jeśli jednoosobowy...,
że właściciel na swoim...,
upadli na głowy?
To o handlu w niedzielę,
czy wybrańców zmowa?
Już wcześniej ustalona,
cwana i nie nowa?

Gdy o handel niedzielny,
to idźmy za ciosem!
Zamiast tak się certolić
z tym handlowców losem,
zabrońmy tego WSZYSTKIM,
bo inne zawody
handlują swoją pracą!
Skończmy lanie wody!
Wyłączmy elektrownie,
piekarnie, szpitale,
koniec z pracą w niedzielę!
Ja ten pomysł chwalę!

Co tu dodać?
Mieliśmy już kiedyś takiego,
który nam obiecywał:
- nie będzie niczego!
Zastanawiam się tylko
(pewnie diabeł kusi?),
czy handlować w niedzielę
nadzieją się musi?
Obietnicą, za grosik
na tacę rzucony,
to nie handel zza lady?
Czy jak jej...? Ambony!
Ze szczecińskiej katedry
poniższe ujęcie
(towar poszedł jak woda?),
pozostało zdjęcie:












































Najpierwszy ludzki biznes
zysk pierwszy wyczuje,
wciąż się kręci,
choć czasem na zbytki brakuje.
A, że handlarz nadzieją
nie może być stratny,
wstęp do bożych marketów
jedno euro płatny:
























Nie zakończą przenigdy
kupieckich swawoli?
Aaa! Wspominali dawniej
coś o... wolnej woli...
Kto przytomny, zrozumie
w lot fraszkę Hemara,
przelewa się od wieków
tej goryczy czara:

Było całkiem inaczej, nie widzicie głupcy?
Chrystusa ze świątyni wypędzili kupcy.



*



Tyle czytania? Ojej! Jak wierzący prosty? Temu muszą wystarczyć, takie jak te, posty:

~Stiff: Skoro Polacy są tak bardzo katoliccy to niech biskupi ogłoszą, że zakupy w niedzielę to grzech i Polacy natychmiast przestaną chodzić po sklepach w święta. A ponieważ sklepy muszą na siebie zarobić to ci wstrętni kapitaliści sami je w niedzielę pozamykają no bo nie będą dokładać do interesu.Po co więc garstka bigotów angażuje władze świeckie do załatwiania interesów kościelnych?


~wodzislawianin: Po co komu wiara która musi być wpisana w ustawy? Gdzie sumienie? Sklepy otwarte 24h/7 w tyg bo w końcu prawdziwy katolik w niedziele do sklepu nie pójdzie. 
 
*

Ciężka praca kapłana,
wiernych wiara szczera,
to mało? Jak ich tylu,
kto sklepy otwiera?
Kto otwiera, to mniejsza,
lecz pytanie kusi:
- katolik, a w niedzielę
tam zaglądać musi?
Marna to widać wiara,
w sam raz godna osła,
jeżeli już poparcia
trzeba w sejmie posła!
Co łączą z katolikiem
niedzielne zakupy?
Więcej ich, niż w kościołach,
z tą wiarą to siupy?


*

Z wiary się nie naśmiewam
pisząc tu, teraz, tak,
lecz z tego, że wam nieboraki,
tej wiary serdecznej brak.


sobota, 1 czerwca 2013

Z wieloma plamami Polska uporać się nie może, są plamy na historii, rozumie, na honorze.

Nadal się nas zmianami, które są fikcją, mami, a serce wie, zna prawdę, i krwawym śladem plami.

Marian Hemar – Plamy na mapie.

Nie po to pytam, żeby
sierdzić się wzajem i zżymać,
my tylko tutaj ciekawi,
czego mamy się trzymać?

Zainteresowani,
ciekawi, coraz ciekawsi
rozchodzi się o tę nową
ludową kulturę na wsi,
zagadnienie jest takie
ważne i pożyteczne,
a wiadomości z kraju
zmienne niestety, sprzeczne.

Podobno pierwszy raz w dziejach
dokonaliśmy cudu:
Ludowy rząd zaczął w Polsce
Erę Kultury Ludu.
Ze słuszną dumą, radośnie
wrą pisma i rozgłośnie,
a nam, na emigracji,
serce z podziwu rośnie.

Przed wojną – toż pamiętam
i zapomnieć nie mogę
było tak, że przed sobą
Chłop miał zamkniętą drogę
do udziału w kulturze.

W najlepszym razie, wiecie,
mógł tylko być profesorem
na uniwersytecie,
co najwyżej – premierem,
albo w Sejmie marszałkiem,
do tego stopnia w karierze
był hamowany całkiem.

Toż pamiętam – przed wojną,
no jakże – za sanacji
mieliśmy problem, na wsi
Nie było mechanizacji!

A dziś nam powiadają
z dumą radosnej wrzawy,
że wieś tak mechanicznie
słucha radia z Warszawy,
tak mechanicznie wszystko
odbiera, przyjmuje, chwyta,
tak mechanicznie głosuje,
tak mechanicznie czyta
każde słowo Gomułki,
Moczara czy Werblana,
że można rzec – nareszcie
Wieś jest zmechanizowana.

A jeszcze te świetlice,
w świetlicach potańcówki,
wieczorki, telewizorki,
elektryczne żarówki,
autorskie pogadanki,
dyskusje, teatry, próby,
jakieś klubokawiarnie,
czy też kawiarniokluby -
wieczorami, po pracy,
przy kawce brydżyk, warcaby,
a w leszczynie ćmi słowik,
a w stawie kumkają żaby -
Wsi cicha, wsi kulturalna!

Ja głośno i jawnie chwalę
ten nowy ustrój ludowy,
tzn. chwalił bym, ale
dręczą mnie wątpliwości…
Dokucza mi pytanie…
Parę tygodni temu
złapałem niespodziewanie
Radio Warszawę Pierwszą
Czasem ją tutaj złapię
Nadawali z goryczą
Audycję „PLAMY NA MAPIE”.

Przychodzą pono do radia
listy jawne i szczere:
„Zamiast świetlicy mamy
rozwaloną ruderę,
telewizor nie działa,
od czterech lat zepsuty,
nawet to mała szkoda,
bo program był psu na buty.

Pięć lat temu był u nas
zespół śpiewaczy, ani
śladu już z niego nie ma,
dziś tylko chuligani
śpiewają „Wołga, Wołga.
pijaną nocną gromadą,
jak komu się nie podoba,
to mu po mordzie nakładą”.

A z innej wsi, z Grabina,
piszą: „U nas normalnie
Mieliśmy klubokawiarnię,
mamy klubopijalnię.
Na całą wieś to zupełna
kulturalna zakała.
Telewizor zatkany,
ubikacja nie działa,
stoły i krzesła w drzazgach,
rdza kapie z wodociąga,
a pijaki żarówką
Osram grają w ping-ponga”.

(Bardzo proszę, kochani,
Niech nikt się na mnie nie sierdzi,
nie ja tak twierdzę, to Radio
Warszawa Pierwsza tak twierdzi).

A spod Włodawy piszą:
„U nas od czterech lat czeka
nasza wypożyczalnia
książek i biblioteka
Na naprawienie światła,
także samo w świetlicy
ciemno, jak za przeproszeniem,
bo zgasło na ulicy.
Mamy telewizorek
i radio z lampami dwiema,
one by grały, tylko
nieczynne, ho prądu nie ma,
a Prądu nie ma, bo cztery
lata temu, przy święcie
Urodzin Wiesława Gomułki,
zrobiło się krótkie spięcie
i nie można naprawić
od czterech lat, bo kto ma
zapłacić za nowy korek,
to jest rzecz niewiadoma”.

Przepraszam was, najmilsi,
prośba moja najszczersza,
nie gniewajcie się na mnie,
to Radio Warszawa Pierwsza
parę tygodni temu,
w czerwcu, w ostatnią niedzielę,
cytowało te listy
Tych listów było tak wiele,
za wiele – zaczęły mi się
układać w jakiś ponury
paradoks brakoróbczej
niedopieczonej kultury.

Przed rozmarzonym okiem
jawi się polska wioska,
a w niej nowa kultura…
Kultura patiomkinowska…

Więc jak z tym jest naprawdę?
Naprawdę, żal serce łapie,
że takie brzydkie PLAMY
na takiej ślicznej Mapie.





Marian Hemar - Plama.

Kto, w najśmielszej fantazji,
co przed niczym nie stchórzy,
mógł pomyśleć, że kiedyś
w historii się powtórzy
rzeź Pragi - i że wtedy
polskie chorągwie będą
na służbie Suworowa
i pod jego komendą?

Kto, w najdzikszej fantazji
co się przed niczym nie wzdraga,
mógł pomyśleć, że kiedyś
znów padnie zdobyta Praga,
a wtedy żołnierz polski
będzie jej okupantem,
nie jej obrońcą, ale
janczarem i aliantem
napastnika - z nim ruszy
Przeciw wolności czeskiej?

Jakby ci przed oczyma
przemknął król Jan Sobieski -
jakbyś przerażonego
zobaczył króla Jana
w służbie Kary Mustafy,
w szeregach Solimana.

To tak, jakbyś przez jedną
groteskową minutę
widział Ordona, który
szturmuje na swą redutę,
jakbyś zobaczył scenkę,
aż serce od niej boli,
jak beznogi jenerał,
Stary Sowiński, na Woli
kuśtyka ze szpadą w ręku
i pułk ruskiej szarańczy
prowadzi do ataku
na kościółek powstańczy.

To tak, jakby książę Józef
z czołem rozpłomienionem
skakał w nurty Elstery
w pościgu za Napoleonem.

Tak właśnie, na Rzeź Pragi,
ale po stronie rezuna,
pchnęła polskiego żołnierza
Gomułczana komuna.

*

Nie róbcie jeden z drugim
ironicznej uwagi,
jak bardzo ja przesadzam
mówiąc o "Rzezi Pragi",
nie mówcie z prześmiechami
przemądrzałych wygłupów -
jakaż to "rzeź"? Zaledwie
trzydzieści, czterdzieści trupów...

Pacyfiści beztroscy,
demokraci pogodni,
każda rzeź się zaczyna
od jednej pierwszej zbrodni.

Czy jeden trup chłopięcy,
czy trupów sto tysięcy,
to już tak samo się liczy,
nie za mniej, nie za więcej.

Krew z ulicznego bruku
zostaje na sztandarze
plamą, której nikt długo
nie zetrze i nie wymaże.

Krew jest zawsze ta sama,
wolność wszędzie ta sama.
Im czystszy, bielszy był sztandar,
tym jaskrawsza ta plama.

*

Ileż to trzeba było
wieków - przez wszystkie lata,
ile krwi trzeba było
zmarnować na oczach świata,

Ile to trzeba było
legend, i "Snów o Szpadzie"
I męstwa, co się przemocy
jak lew na drodze kładzie -

Ile potrzeba było
szaleństwa i uporu
I męczeństwa i buntu,
i dumy i honoru,
ile ludzi - bojowców,
spiskowców, marzycieli,
poetów, wodzów - byśmy
na zawsze zrozumieli,
by z imieniem Żołnierza
na zawsze, nierozłączenie
związać w Polsce dźwięk słowa
wolność - i uniesienie

Hasła, które powtarza,
jakby było pacierzem,
i niby gwiazda świeci
na niebie, nad żołnierzem,
i już mu żadne mroki
w oczach jej nie zgaszą,
że jeśli bić się, to za
"Waszą wolność i naszą".

Za naszą i waszą wolność,
W jednej służbie i roli,
bo nikt nie może być wolnym,
gdy obok kto w niewoli.

Bo wolność jest niepodzielna

wszędzie, pod każdym niebem,
i tylko jej przybywa,
gdy dzielić się nią jak chlebem,
jak łykiem wody, jak iskrą
ognia, jak ziarnkiem soli,
bo nikt nie jest wolny - póki
ktokolwiek jest w niewoli.

Ile trza było wieków,
byśmy w sobie zgłębili
tę prawdę - i by ją zdeptać
i zhańbić w jednej chwili,
gdy ruszył na Rzeź Pragi
z ruskiem rezunem w spółce
ten polski żołnierz - jak, kiedy
przebaczyć to Gomułce?

Wyprowadzili żołnierza
na to czeskie Psie Pole
Z nowym hasłem: "Za waszą
i za naszą niewolę",

[By większy dół wykopać
między Zachodem a nami
tą krwią z praskiego bruku
co nam sztandar poplami].

Wspomnicie moje słowa,
czytelnicy potomni:
Jeszcze po trzystu latach
Naród im nie zapomni.

Wy im popamiętacie,
Wy ocenicie godnie
jeszcze po trzystu latach
tę bolsze-zbowidzką zbrodnię,

Tę gomułczaną hańbę,
ten podstęp najoczywistszy,
tę plamę - tym jaskrawszą
im sztandar nasz był czystszy.

1968




Marian Hemar - Teoria względności.

Gdy się ludzi ocenia
z różnych punktów widzenia -
ciekawa rzecz, jak się skala
pewnych wartości zmienia.

Wadą staje się cnota,
a zaletą - głupota.
O przeciwniku - gdy zacny -
mówimy, że idiota.

O stronniku, gdy trudno
przyznać nam, że rozsądny -
nie powiemy, że cymbał.
Powiemy: "Z gruntu porządny".

Gdy się mądrym człowiekiem
chlubi wrogi nam obóz -
stwierdzamy, że "inteligentny"
i dodajemy: "łobuz".

Gdy się w naszym obozie
łobuz szasta wybitny -
mówimy; "Twardy człowiek.
Zdolny - mówimy. - sprytny".

Gdy nasz przeciwnik się potknie,
"Zdrajca!" - głosimy krzykiem.
Gdy stronnik zdradzi, stwierdzamy:
"Nie był naszym stronnikiem".

I to nas niesłychanie
na duchu podtrzymuje,
że przeciw nam są zawsze
idioci i tylko szuje.

A z nami, wszyscy albo
roztropni, albo dumni,
albo z gruntu porządni,
albo bardzo rozumni.

*

Dziwne, jak punkt widzenia
automatycznie zmienia
skalę naszych kryteriów
uznania czy potępienia.

Gdy my konfiskujemy -
zasługa to narodowa.
Kiedy nas konfiskują -
gwałcą swobodę słowa.

Kiedy nas zamykają -
Tyrani! Despoci! Kaci!
Kiedy my zamykamy -
tośmy furt demokraci.

Kiedy my "Precz!" wrzeszczymy -
tośmy patrioci polscy.
Ci, co "Precz" wrzeszczą na nas -
wywrotowcy warcholscy.

"Dwa a dwa cztery" u nas -
to dogmat, to teologia.
"Dwa a dwa cztery" u wroga -
wulgarna demagogia.

Nawet sprzęt martwy, samochód,
zmiennej podlega emocji:
Dla Becka - luksus, dla Seydy -
Narzędzie lokomocji.

*

Dziwne, jak punkt widzenia
automatycznie zmienia
zasadę naszych wyroków
uznania czy potępienia.

Co przed majem nikczemne,
po Maju naturalne.
Do Września - święte, po Wrześniu -
znów nieodpowiedzialne.

Co po maju - zbrodnicze,
słuszne- od października.
Wszystko zależy, kto, komu,
co, czemu, kiedy wytyka.

Przyznać komu, po męsku,
w sposób najprościej rozsądny,
że choć wróg nasz - rozumny,
choć przeciwnik - porządny,
i walczyć z nim, aż do końca,
do końca ceniąc go szczerze -
na to nas nie stać. To w naszym
nie leży charakterze.

Nasza zasada: siebie
ze wszystkiego rozgrzeszać,
ale na przeciwniku
psy - o to samo - wieszać.

Czasem sumienie z nagła dokucza i gryzie, i ból prawdy gdzieś z duszy na sam wierzch wylizie


Marian Hemar - Wiersz do poety reżymu.


Słonimski stał przed mikrofonem
I namaszczonym barytonem,
Tym swoim uroczystym głosem,
W rodzaju melodeklamacji,
Powiedział z łezką i z patosem
WIERSZ DO POETY EMIGRACJI.

Wiersz do Lechonia. Pyta Leszka,
Czemu w New Yorku Leszek mieszka?
Wiersz do Lechonia i Wittlina.
wracajcie! - tak ich napomina.

U nas - pytluje - jest ideał
Na co wam Londyn czy Montreał?
Dlaczego odszedł Lechom Wittlin?
Pyta patosem takich pytlin.

Czemu odeszli? Słonimskiemu
Nie sposób się domyśleć, czemu?
On, wieczny meches, neofita -
Nie wie. On dziwi się. On pyta.
Cierpi. Jak stary, łysy Werter.
Więc jego rada i przestroga:
przejdźcie, jak ja, na stronę wroga.

Kolegom radzi tak dezerter.
I z troską woła w mrok londyński:
Gdzie jest Wierzyński i Baliński?
Co im się stało? O co chodzi?

Pytają się tu o was młodzi.
Pytają się nie po raz pierwszy.
Nam trzeba dobrych polskich wierszy,

To prawda. Dobrych wierszy brak im.
Słonimski jest przykładem takim.

Wiec on z tej patriotycznej troski
Drogę powrotu im wytycza.
To znów ta szelma Kuklinowski
Nawraca pana Babinicza.

Naiwna, mówi, ta tęsknota
Do polskich dżdżów, polskiego błota.
"Nas polskie błoto nie czaruje,
Bo u nas trzeba walczyć z błotem.
Słów nam potrzeba, co budują -
Co dźwięczą sierpem, walą młotem".

Sierpem i młotem. Cóż za szmata
Pod pozorami literata.
Popatrzcież na ten rzymski profil:
Były frankofil i anglofil,
Mało anglofil - anglomaniak!
Wellsa wielbiciel i gałubczyk,
I były sanacyjny cwaniak,
Pan-Europejczyk i Pen-klubczyk,
Były esteta, skamandryta
I były Żyd-antysemita,
Co żydożerczą swą facecją
Próbował jednać się z endecją.

Patrzcież na tego Słonimskiego -
To on, sympatyk lewicowiec
Od Saint-Simona i Steckiego,
Były beckowiec i ludowiec,
Co "lubił lud, lecz w lemoniadzie"
Jak kiedyś pisał w swej Paradzie),
I były mikołajczykowiec,
Adiutant Kota i praporszczyk,
Były kosynier i liberał,
Były piłsudczyk. I sikorszczyk
(W pamięci-m sobie to zachował,
jak nam w Londynie imponował,
jak tutaj z dumą w krąg spozierał,
Bąkając głosem swym niedbałym:
"Dziś jem śniadanie z jenerałem"...
Mówił "jenerał", nie "generał",
przez jot, bo brzmiała mu ta jota
Z napoleońska i z Or-Ota) -

Wczoraj ziemiańsko-cukierniczy,
Dzisiaj włościańsko-robotniczy.

Przechrzta co tydzień, na wyścigi,
Co z wszystkich sobie wziął religii
jedną religię: oportunizm -
Dziś się obrzezał na komunizm.

Dziś z reżymowej radiostacji
Woła poetów emigracji
I melodeklamuje o tem,
jak dźwiękać sierpem, walić młotem.
Sierpem i młotem. jaka szmata
Robi się czasem z literata.

Na koniec wiersza ze słodyczą
Pożegnał ich słowami temi:
"Poetów miejsce na tej ziemi.
Poetom błędy się nie liczą".

Tak rzekł niewinny głos amorka
I nagle wyszło szydło z worka.

Cała nadzieja wierszopisa,
Jego postawa religijna,
Ideologia i polisa -
Polisa asekuracyjna.

Poecie wolno szkód przyczynić,
Wolno się załgać i ześwinić,
Merdać ogonem i uciekać,
pod stół wleźć i hau-hau, odszczekać,
Wolno ze słowa zrobić łajno -
Jak tylko wierszem, to już fajno!
Wolno mu zdradzać - jak do rymu,
To nie weźmiemy za złe my mu,
To już nie błąd, to już zaleta,
Bo pan poeta! Pan poeta!
Bo pan artysta! Bo artyście
Wolno tym kurrrkiem być na dachu!

Nie mógł Słonimski, rzeczywiście,
Lepszego sobie dobrać fachu.

Nie wie Słonimski, że niestety
Poety fach nie taki byczy.
Nie ma wyjątków dla poety!
potomność błędy mu policzy.
Talent oceni na rozprawie,
jako obciążające względy.
Im talent większy, tym ci błędy
Surowiej liczy. Nie łaskawiej.

Jej nie uwiedzie błysk talentu,
Już ona wie, mój przyjacielu,
Kogo pochować na Wawelu,
A komu nie dać sakramentu.

potomność to cholera taka,
Że tylko się rozejrzy wkoło,
Wie - kogo pocałować w czoło
Za błąd wygnania i tułactwa,
A komu w zadek dać kopniaka
Za cnotę zdrady i łajdactwa.
*
Do Leszka piszesz, były śmieszku.
Znasz kawał ten o Leszku? Leż ku.

poniedziałek, 27 maja 2013

Księga cokolwiek niemodna?









































Jak tu ufać kapłanom Boga, do którego należy CAŁY ŚWIAT, a ci chcą za darmo trochę miejskiego gruntu?

Wiarę się pielęgnuje uczynkami swemi, nie wyniosłą budowlą na nie swojej ziemi. Cesarskie cesarzowi, i zapłata godna, to słowa z pewnej księgi, czy już jest niemodna?

niedziela, 26 maja 2013

Zbieram różne dowcipy, długo się wahałem, na pewno jako dowcip to zachować chciałem?


Zbieram różne dowcipy, długo się wahałem, na pewno jako dowcip to zachować chciałem?
Wiertarkę wraz z rowerem ukradł, bo tak lubił, i medalik wytarty przy tym złodziej zgubił.
- Wytarł się tak zapewne z długiego noszenia?
Pasował mu do pary do jego sumienia.
- Co zrobić z medalikiem?
Dni kilka myślałem, i w końcu bezdomnemu na pociechę dałem. Bezdomny podziękował, blaszkę pocałował, a ja mu na odchodne wtedy powiedziałem:
- Najpierw czyń, później módl się!
I tak się rozstałem.
Bywa, że się zadumam, idąc po ulicy:
- Męczy brak medalika złodzieja piwnicy?

/ Tekst na prawdziwym zdarzeniu oparty. /

sobota, 25 maja 2013

Kościelna kontrola wiary


























































Gminne wieści głosiły z samego początku: - kościół ma być ubogi, a wnet bez majątku! Księża, że się certoli na wstępie nieszczerze, kto rozumny na ową bujdę się nabierze? A jednak słowo trzyma! I ubogich wspiera! Jak widzimy postawa uczciwa i szczera! Bieda, ta materialna, bywa dokuczliwa, ale i ta duchowa równie ciężką bywa.

Moc pięknych, dobrych marzeń, i ciernista droga, bo wielu księży broni dostępu do Boga. I w Polsce rzeczywistość cokolwiek nieświeża, nadal wielu kapłanów mędrszych od papieża.

czwartek, 23 maja 2013

Użył lodówki! Bardzo nieładnie! Teraz narzędzie przestępstwa przepadnie!































Bezczelny! Władzę sobie za nos wodzi? Osiem sadzonek społeczeństwu szkodzi, więc zapobiegła nasza czujna władza, groźnych hodowców w mig za kratki wsadza! Tym ważnym faktem czas jakiś zajęta, a obok inny przestępca się pęta, ale on tylko napadnie, poddusi, zgwałci, niegroźny, a żyć przecież musi, więc chylmy czoła, bo to praca spora, ująć z lodówką trawki plantatora!