Przyszła, z nagłą gorączką,
początkowa euforia,
tak się wielkiej miłości
rozpoczęła historia.
Wzmożone zmian pragnienie,
przyśpieszone oddechy,
te czerwone twarze,
ukradkowe śmiechy.
Wnet czerwona wysypka,
krwawe wybroczyny
na gardłach, to objawy,
a gdzie są przyczyny?
Opuchły do... bólu
wątroba, śledziona,
majaki i bezsenność,
zmiana upragniona?
Wysypka, chudnięcie,
majaczenia rosną,
taką wymarzyli
swą przyszłość radosną?
Znikają zapasy,
i serce wysiada,
język ma niedowład,
i byle co gada.
To objawy tyfusu,
przejść go, wielka męka,
na sam koniec choroby
może opaść szczęka.
Ogólnoustrojowy,
wszy, pchły, i drapanie,
kto raz przejdzie,
odporność na zawsze dostanie.
Diatryba to przemówienie, kazanie lub wykład o odcieniu moralizatorskim, nieraz towarzyszy jej teatralność i przesadny patos. Może oznaczać również pamflet, ostrą krytykę, zwłaszcza polityczną. Wywodzi się od greckiego terminu diatribē. Nad sensem zdań wciąż głowi się, i czółko marszcząc, myśli, gdyba... co autor chciał? Dlaczego tak? Już wiem! To przecież jest diatryba! Kto definicję słowa zna, nie zdziwi go dosadność żadna, bo myśl ma mieć głęboki sens, a niekoniecznie ma być ładna!
sobota, 22 czerwca 2013
środa, 19 czerwca 2013
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Ludzie się śmieją
Ludzie się śmieją,
gdy moda chora
robi ofiarę
z prowokatora.
Sam lazł po nocy,
z immunitetem,
los go obdarzył
takim pasztetem.
Zgubił poczucie,
sensu i racji,
cud, że nie zgubił
swej... orientacji!
Do domu wrócił,
ponoć obity,
bo rwał faceta
pewnej kobity.
Czy, to jest prawda?
Takie pogłoski,
karmią niejedne
globalne wioski.
Bywa, że w mordę,
w ciemnym zaułku...
Na różańcowym
wszak nie był kółku...
A teraz jęczy,
narzeka, sapie,
i z grubej rury
argument łapie.
To narodowcy!
Jacyś faszyści...
Ci z "orientacją"
tylko są czyści.
Oni zwyczajnie,
wśród ciemnej nocy
szlajać się chcieli...
Znikąd pomocy!
Po tych ekscesach
wciąż nie wyspany,
i według jęczeń,
poobijany,
czujny jak zwykle,
i elokwentny
będzie głosować!
Wynik? Przeciętny.
Diety, i karty,
jakieś przyciski?
Ciepła ta fucha,
a temat? Śliski.
Bo bez poślizgu,
nie ma zabawy!
... nierządem stoi...
On jeden prawy.
gdy moda chora
robi ofiarę
z prowokatora.
Sam lazł po nocy,
z immunitetem,
los go obdarzył
takim pasztetem.
Zgubił poczucie,
sensu i racji,
cud, że nie zgubił
swej... orientacji!
Do domu wrócił,
ponoć obity,
bo rwał faceta
pewnej kobity.
Czy, to jest prawda?
Takie pogłoski,
karmią niejedne
globalne wioski.
Bywa, że w mordę,
w ciemnym zaułku...
Na różańcowym
wszak nie był kółku...
A teraz jęczy,
narzeka, sapie,
i z grubej rury
argument łapie.
To narodowcy!
Jacyś faszyści...
Ci z "orientacją"
tylko są czyści.
Oni zwyczajnie,
wśród ciemnej nocy
szlajać się chcieli...
Znikąd pomocy!
Po tych ekscesach
wciąż nie wyspany,
i według jęczeń,
poobijany,
czujny jak zwykle,
i elokwentny
będzie głosować!
Wynik? Przeciętny.
Diety, i karty,
jakieś przyciski?
Ciepła ta fucha,
a temat? Śliski.
Bo bez poślizgu,
nie ma zabawy!
... nierządem stoi...
On jeden prawy.
niedziela, 16 czerwca 2013
Czas wreszcie krzyknąć...
Moja Europa
/Słowa i śpiew - Jan Kaczmarek/
Na tle brudnego muru
Kolejka smętnych zjaw:
Emeryt, gruźlik, baba,
W wózku wrzeszczący szkrab!
I pijak niegolony
I jego chudy teść,
Co tylko po piweńko
Chcą bez kolejki wleźć.
Nasza powszednia nędza,
Wspólna, globalna wieś
I ekspedientka-jędza,
I wszędzie, Tczew czy Brześć,
Pod biedą i niemotą
Po horyzontu kres
Nasz polski żywioł: błoto!
Tej wegetacji treść!
A przecież to Europa, tak bogata,
Poniklowana, złota – pępek świata,
Twoja i moja, nasza, wspólny, obszerny dom,
Tu wszędzie jest Europa! S’il volus plait, welcome!
Twarze zgorzkniałe szare
I oczy, co od lat
Chłoną cieknący z gazet
Wściekły, obmierzły jad!
I usta, co nie znają
Zwykłych, życzliwych słów,
Warczeniem się witają
Lub odwróceniem głów!
A przecież to Europa, raj ludzkości,
Błogosławiony obszar wspaniałości!
Ojczyzna mądrych ludzi, niepospolitych snów,
A tu się rano budzisz, by zobaczyć znów...
Marnie rodzące pola,
Usychający las.
Przeklęta zła niedola
Wciąż prześladuje nas!
Czy dola to okrutna,
Czy może zwykły pech?
Strach wypatrywać jutra
Smętnie, ponuro, źle!
A czas do przodu leci
I lata z nim trop w trop,
I w interesie dzieci
Czas wreszcie krzyknąć „Stop”!
Odwagi i fantazji
Nastał ostatni czas,
Inaczej stepy Azji
Wkrótce pochłoną nas!
A przecież to Europa, tak bogata
Poniklowana, złota, pępek świata!
Twoja i moja, nasza, wspólny, obszerny dom,
Czy dla nas ta Europa?
Świadkowie - Jacek Kaczmarski
Słowa:
Od trzydziestu lat szukam syna, wojnę przeżył, wiem to, bo pisał.
Na tym zdjęciu jest razem z dziewczyną, która mieszka ze mną do dzisiaj,
w jego liście ostatnim... przeczytam:
"Jadę do was, uściskaj tatę, mam dla niego na wojnie zdobytą marynarkę w angielską kratę.
Sam ją noszę na razie, choć mała..." - syn był wielki, barczysty i silny, jeśli wie ktoś,
co się z nim stało, niech da znać, bardzo proszę pilne.
Droga Pani! W programie "Świadkowie" oglądałem Panią przypadkiem.
Od trzydziestu lat w Rembertowie mieszkam, z wojny pamiątki mam rzadkie.
Okradałem kiedyś skrzynki pocztowe - w listach były pieniądze czasami,
wśród tych listów są trzy obozowe... Może będą ciekawe dla pani...
"Bracie, braciszku, wojnę przeżyłem a z lasu wyszedłem za wcześnie.
We wsi mnie jakiś patrol przydybał i taki był koniec pieśni.
Siedzę w obozie razem z Niemcami, NSZ i AK,
trzymam się zdrowo, do domu wrócę kiedy się tylko da.
Wczoraj niektórzy z nas uciekali, ja się trzymałem z daleka
(gdy się z takiego obozu pryska,trzeba mieć dokąd uciekać!).
Dziś ciężarówką zwieźli połowę, resztę skreślono z list,
teraz ich biorą na przesłuchanie, patrzę, nie mówię nic.
Był jeden taki przyjemnie spojrzeć, wysoki, obszerny w barach,
wyższy, silniejszy nawet ode mnie, znasz mnie, trudno dać wiarę.
Miał marynarkę w angielską kratę, razem z tamtymi pruł,
Gdy go złapali i przesłuchali, wyszło człowieka pól.
Zapadł się w sobie, chodzić nie może, niższy jest chyba o głowę.
Nie znam się na tym, ale wygląda jakby miał żeber połowę.
Tak tu żyjemy, list ten wysyłam Rosjanka (kocha tu mnie).
Jak mam już siedzieć, wolę u swoich, zawiadom o mnie UB".
"Tatusiu, uciec się nic udało, nie wiem czy jeszcze napiszę..."
Ten w marynarce w angielską kratę z daprosa na czterech przyszedł,
więc teraz ja się nim opiekuję, tak jak on mną przez lat cztery.
Trochę się boję co z nami zrobią. Szkoda, do jasnej cholery!".
"Mamasza, mnie sjemnadsat liet a ja uże liejtienant!
Sdies wsio w paradkie, polskich my unicztażim banditow,
tagda ja napiszu pismo i wsio skażu ja wam.
Sczas nie chwatajet sił i spit mój major, Szachnitow.
Atcu skazi szto u mienia jest dla niewo padarok:
pidżak s anglijskoj plietuszkoj papał mnie prosto darom!"
Wejdźmy głębiej w wodę... kochani
Dosyć tego brodzenia przy brzegu
Ochłodziliśmy już po kolana
Nasze nogi zmęczone po biegu
Wejdźmy w wodę po pas i po szyję
Płyńmy naprzód nad Czarną głębinę
Tam odległość brzeg oczom zakryje
I zeschniętą przełkniemy tam ślinę
Potem każdy się z wolna zanurzy
Niech się fale nad głową przetoczą
W uszach brzmieć będzie cisza po burzy
Dno otwartym ukaże się oczom
Tak zawisnąć nad ziemią choć na niej
Bez rybiego popłochu pośpiechu
I zapomnieć, zapomnieć... kochani
Że musimy zaczerpnąć oddechu...
sobota, 15 czerwca 2013
Do cichego fana
Jeden z moich cichych fanów
pierwszy wpisy czyta,
skromny, z boku, ale czujny!
Mój blog wszystkich wita,
także ciebie, co ukradkiem
moje wypociny
bierzesz pod swą analizę
z służbowej przyczyny.
Lekkiej pracy to ty nie masz,
czytać takie bzdury?
Ale służba to jest służba,
taki los ponury.
Sam wybrałeś lub musiałeś,
nie wnikam w niuanse,
ale możesz coś z tym zrobić,
każdy ma trzy szanse.
Pierwsza szansa nie skorzystać,
do zgrai nie przystać,
druga szansa - się odmienić
i przyrzec poprawę,
trzecia? A, w łeb sobie strzelić!
I zakończyć sprawę!
pierwszy wpisy czyta,
skromny, z boku, ale czujny!
Mój blog wszystkich wita,
także ciebie, co ukradkiem
moje wypociny
bierzesz pod swą analizę
z służbowej przyczyny.
Lekkiej pracy to ty nie masz,
czytać takie bzdury?
Ale służba to jest służba,
taki los ponury.
Sam wybrałeś lub musiałeś,
nie wnikam w niuanse,
ale możesz coś z tym zrobić,
każdy ma trzy szanse.
Pierwsza szansa nie skorzystać,
do zgrai nie przystać,
druga szansa - się odmienić
i przyrzec poprawę,
trzecia? A, w łeb sobie strzelić!
I zakończyć sprawę!
piątek, 14 czerwca 2013
Premierowy mecz i kondycja precz
Społeczeństwu do bramki
strzelił tyle goli...
Będzie przerwa podobno,
bo noga go boli.
Jaka będzie zielona
boiska platforma,
bez gracza wytrawnego?
Kiedy wróci forma?
Napisał bym ciut więcej,
niestety nie mogę,
bo ktoś uzna,
że pora mnie leczyć na nogę.
strzelił tyle goli...
Będzie przerwa podobno,
bo noga go boli.
Jaka będzie zielona
boiska platforma,
bez gracza wytrawnego?
Kiedy wróci forma?
Napisał bym ciut więcej,
niestety nie mogę,
bo ktoś uzna,
że pora mnie leczyć na nogę.
Tytuł prasowy z palca czy z głowy?
Czasy mam pokrętne, jak tytuły w prasie,
Tramwaj może pieszego potrącić? Tak da się?
Dotąd pieszy pod tramwaj wpadał, dziś odwrotnie?
Tramwaj z szyn, i za pieszym gonił łobuz psotnie?
W przeszłości się w gazetach tytuły czytało:
Znów pieszy wpadł pod tramwaj!
I się rozumiało.
Tramwaj może pieszego potrącić? Tak da się?
Dotąd pieszy pod tramwaj wpadał, dziś odwrotnie?
Tramwaj z szyn, i za pieszym gonił łobuz psotnie?
W przeszłości się w gazetach tytuły czytało:
Znów pieszy wpadł pod tramwaj!
I się rozumiało.
Dobrzy ludzie
Dobrzy ludzie umierają.
W naszych sumieniach.
W naszych sercach.
Na naszych oczach.
Odganiamy.
Myśli.
Niepokój.
Wspomnienia.
Żal.
Nie odwiedzamy grobów.
Nie czujemy żalu.
Nie wspominamy.
Nie czujemy więzi.
Zabijamy po raz drugi.
Lekceważeniem.
Zapiekłą nienawiścią.
Pychą.
Zapomnieniem.
W naszych sumieniach.
W naszych sercach.
Na naszych oczach.
Odganiamy.
Myśli.
Niepokój.
Wspomnienia.
Żal.
Nie odwiedzamy grobów.
Nie czujemy żalu.
Nie wspominamy.
Nie czujemy więzi.
Zabijamy po raz drugi.
Lekceważeniem.
Zapiekłą nienawiścią.
Pychą.
Zapomnieniem.
środa, 12 czerwca 2013
Tłumy wciąż takie same
Tłumy wciąż takie same,
im prawdy nie trzeba,
wystarczą tanie igrzyska,
jakiś kąt, kęs chleba.
Nie czują żadnej więzi,
z Ojczyzną, z przodkami,
i chętnie skubią plewy,
którymi rząd mami.
Tożsamość narodowa?
Co za egzotyka?
Wolą michę mieć pełną
z ręki sprzedawczyka.
Dają się oszukiwać,
dlatego, że czują,
respekt wobec tych,
którzy do kaszy im plują?
Nie można już nic zrobić?
Czy czas machnąć ręką?
I tylko się przyglądać
przyszłości z udręką?
Zawładnęli Ojczyzną,
kto zna Potulice?
Komu po drugiej wojnie
zginęli rodzice?
Kto zabijał z rozmysłem
siostrę, ojca, brata?
A, kto znów zagłosuje
na ciemiężcę, kata?
Na nic cała historia,
walki, krew przelana?
Czerwony nie popuszcza,
a... popiera tłuszcza!
Czy z Bogiem, czy bez Boga?
Jego przykazania,
są jednakie dla dobrych
ludzi, i dla drania.
Od nas tylko zależy,
czy pójdziemy drogą
człowieczeństwa,
czy taką, co iść świnie mogą.
I nie mam nic do świni,
to poczciwe zwierzę,
wciąż mam cichą nadzieję...,
w człowieczeństwo wierzę.
im prawdy nie trzeba,
wystarczą tanie igrzyska,
jakiś kąt, kęs chleba.
Nie czują żadnej więzi,
z Ojczyzną, z przodkami,
i chętnie skubią plewy,
którymi rząd mami.
Tożsamość narodowa?
Co za egzotyka?
Wolą michę mieć pełną
z ręki sprzedawczyka.
Dają się oszukiwać,
dlatego, że czują,
respekt wobec tych,
którzy do kaszy im plują?
Nie można już nic zrobić?
Czy czas machnąć ręką?
I tylko się przyglądać
przyszłości z udręką?
Zawładnęli Ojczyzną,
kto zna Potulice?
Komu po drugiej wojnie
zginęli rodzice?
Kto zabijał z rozmysłem
siostrę, ojca, brata?
A, kto znów zagłosuje
na ciemiężcę, kata?
Na nic cała historia,
walki, krew przelana?
Czerwony nie popuszcza,
a... popiera tłuszcza!
Czy z Bogiem, czy bez Boga?
Jego przykazania,
są jednakie dla dobrych
ludzi, i dla drania.
Od nas tylko zależy,
czy pójdziemy drogą
człowieczeństwa,
czy taką, co iść świnie mogą.
I nie mam nic do świni,
to poczciwe zwierzę,
wciąż mam cichą nadzieję...,
w człowieczeństwo wierzę.
wtorek, 11 czerwca 2013
Czy ktoś się jeszcze nabierze na ciasteczko cokolwiek nieświeże?
Hydra odrasta, w strachu mnożąc głowy, kawa kolorem podobna do błota, jak ruch wcześniejszy, tego .........
Są w wielkim strachu, a człowiek w panice, będzie ogłupiał podstępem ulice. Jakieś namioty, czy kuchnie wojskowe... Jak w Peerelu! Zdjęcia pamiątkowe róbcie dopóki okazja od święta! Nas wziąć na plewy? A my co, bydlęta?
niedziela, 9 czerwca 2013
Czy tę ułomność widzicie? Ona "urządza" nam życie!
Co dodać, lub ująć, możemy? Raczej z rozpaczy pomrzemy. Żyjemy za długo, my dziadki, by słuchać takiej gadki! To się nie trzyma kupy! Dzieciństwo gdzie? O kant dupy? Jak słucham tego ględzenia, to ziewam! Tak od niechcenia! Tu dzieci tracą dzieciństwo, a ona ględzi! To świństwo! Poczytajcie uważnie wraże ludzkie komentarze.
piątek, 7 czerwca 2013
Rzucanie tortem, narodowym sportem?
Gdy na łąkach ucichły
zawieruchy wichry,
co z góry sterowane,
a zwią się dziejowe,
stara władza została.
A pastuchy? Nowe!
Jako dowód wdzięczności,
wymyśliły kreskę,
taką grubą,
co mogła by służyć za deskę,
która chroni,
gdy tłumy baranów z zagrody
ruszą wściekłe,
do złości wszak miały powody!
Ta kreska miała zgasić
niesnaski i swądy,
upierdliwcom zostały
drogi prawne, sądy.
Lecz gdyby naiwny,
chciał jakieś sprawy wnosić,
to przypadek dziwny,
miał te sprawy latami
ciągnąć i ślimaczyć,
aż zapomną,
gdy nie chcą krzywd swoich wybaczyć.
Zaczęły się niebawem,
już o wczesnym świcie,
zawody,
który pierwszy będzie przy korycie!
Nazwali to wybory,
wybór był wyborny,
kto wygra?
Który pastuch jako ten...
nadworny?
....
....
Kto pierwszy przy korycie?
To znaczy przy torcie?
Aż jeden nie wytrzymał,
i te kpiny skrócił,
złapał tort i sędziemu
prosto w gębę rzucił!
Ze trzy lata dostanie,
jak się sędzia wkurzy,
za wyrywność, za celność,
za to, że ład burzy!
Myślał, jaki naiwny,
że umowy zerwie?
Że się w poprzek położy
partyjnej konserwie?
Umowy z pastuchami,
póki co, rzecz święta,
i nie będą tortami
rzucały bydlęta!
Kończę, lepszego jutra
życząc wszystkim ślicznie,
bredziłem, to nie było
wcale politycznie,
czasem nie wiem, co piszę,
a doszły mnie słuchy,
że chcą mnie do zagrody
zapędzić pastuchy.
zawieruchy wichry,
co z góry sterowane,
a zwią się dziejowe,
stara władza została.
A pastuchy? Nowe!
Jako dowód wdzięczności,
wymyśliły kreskę,
taką grubą,
co mogła by służyć za deskę,
która chroni,
gdy tłumy baranów z zagrody
ruszą wściekłe,
do złości wszak miały powody!
Ta kreska miała zgasić
niesnaski i swądy,
upierdliwcom zostały
drogi prawne, sądy.
Lecz gdyby naiwny,
chciał jakieś sprawy wnosić,
to przypadek dziwny,
miał te sprawy latami
ciągnąć i ślimaczyć,
aż zapomną,
gdy nie chcą krzywd swoich wybaczyć.
Zaczęły się niebawem,
już o wczesnym świcie,
zawody,
który pierwszy będzie przy korycie!
Nazwali to wybory,
wybór był wyborny,
kto wygra?
Który pastuch jako ten...
nadworny?
....
....
Kto pierwszy przy korycie?
To znaczy przy torcie?
Aż jeden nie wytrzymał,
i te kpiny skrócił,
złapał tort i sędziemu
prosto w gębę rzucił!
Ze trzy lata dostanie,
jak się sędzia wkurzy,
za wyrywność, za celność,
za to, że ład burzy!
Myślał, jaki naiwny,
że umowy zerwie?
Że się w poprzek położy
partyjnej konserwie?
Umowy z pastuchami,
póki co, rzecz święta,
i nie będą tortami
rzucały bydlęta!
Kończę, lepszego jutra
życząc wszystkim ślicznie,
bredziłem, to nie było
wcale politycznie,
czasem nie wiem, co piszę,
a doszły mnie słuchy,
że chcą mnie do zagrody
zapędzić pastuchy.
Zagraża Ojczyźnie wróg z... nie zbudowanych dróg!
Zamiast drogi budować,
do jasnej cholery!,
to cała para w gwizdek!
To znaczy w lasery!
Władza zawsze potrafi
znaleźć sobie wroga,
namierzyć i ustrzelić,
lecz czy tędy... droga?
czwartek, 6 czerwca 2013
Archeologia sumienia
Do przeszłości należy archeologicznie...,
każdą cząstkę WYGRZEBAĆ
i poskładać ślicznie.
Nie wszystko, jak część teczek,
płomienie pożarły,
składać trzeba wspomnienia,
zanim nie umarły!
Czy bogowie pokarzą?
Czas sam nie pokaże,
zbierajmy, chrońmy pamięć,
swej Ojczyźnie w darze.
Każdy naród
pamięcią historii bogaty,
niech wnuk dowie się prawdy,
jak było przed laty.
każdą cząstkę WYGRZEBAĆ
i poskładać ślicznie.
Nie wszystko, jak część teczek,
płomienie pożarły,
składać trzeba wspomnienia,
zanim nie umarły!
Czy bogowie pokarzą?
Czas sam nie pokaże,
zbierajmy, chrońmy pamięć,
swej Ojczyźnie w darze.
Każdy naród
pamięcią historii bogaty,
niech wnuk dowie się prawdy,
jak było przed laty.
Zmiany ustrojowe
Ta dyktatorska władza
tak od jednej chwili,
szast-prast! i się skończyła?
Durnie uwierzyli?
Pooddawali klucze
do pustego domu,
do pól, tych nie obsianych,
licząc po kryjomu,
że podstępu nie pozna
naród zachwycony,
hasłami o wolności
zewsząd ogłupiony.
A ci, co im pomogli,
sprytnie się wywinąć,
po latach dyktatury
z majątkiem odpłynąć,
zrobić tak, by o karze
nie mogło być mowy,
by żadnemu ciemiężcy
włosek nie spadł z głowy,
dostali główne role
nadwornych pastuchów,
tak się kończy histeria
tych społecznych ruchów.
Nowi grabią do siebie,
dyktator się śmieje,
wciąż ma władzę po cichu,
jawnie przywileje.
Już nie musi ukradkiem
korzystać z majątku,
narażać się na ludu
złośliwe przytyki,
dziś jest równy bankierom
z Francji, Ameryki!
I nikt nawet nie zajrzy
w jego konta liczne,
kocha Marksa za pomysł!
Ach! Życie jest śliczne!
Za mordy krótko trzymał,
i kradł ile wlezie,
a teraz samolotem
dupsko sobie wiezie,
nie musząc jak Gierkowa
(polska zawiść szczera!)
drżeć, że czasem w Paryżu
odwiedza fryzjera.
On może prawie WSZYSTKO,
zaczynał z Bierutem,
nie za darmo miał władzę,
trzymając pod butem,
odzierając powoli
z majątku, z godności
Polskę! A, wy wierzycie,
że on oddał włości?
Zaczaił się podstępnie,
i w kułak się śmieje,
czasem grozą z horroru
gdzieś z mediów powieje,
gdy zdejmie krwią zbroczoną
swą partyjną szmatę,
i z troską obłudnika
struga demokratę.
Zapraszam na gościnny występ jednego z ostatnich bardów, w piątek, 7 czerwca, do Stargardzkiego pubu Wieża Sezon III.
środa, 5 czerwca 2013
Tak, przy okrągłym stole wódka i frykasy, radzono jak prowadzić robotnicze masy.
Którą drogą,
bo każda niebezpieczna,
śliska?
Przygotować musieli
ogromne pastwiska,
cały świat jest otworem,
lecz większość została,
bo zapomnieć Ojczyzny
swojej nie umiała,
a nie każdy potrafi,
ją kochać z daleka,
dlatego wciąż tu mieszka,
ale nie narzeka,
lecz jak wspomni przywódców
przy okrągłym stole,
chce zakrzyknąć wulgarnie:
Ożesz! Ja pier****!
Przebranżowili ustrój,
by śmiało korzystać
móc w sposób spokojny,
z tego, czym się napchali
od skończenia wojny.
Słowa prawdy gniewają,
robotnicza klasa,
to wymysł komunistów?
Jakaś inna rasa?
Najpierw ludziom wmówili,
że OD NICH ZALEŻY...
A teraz bieda tylko
naiwnym się szczerzy,
cwaniaki wykonali
salto polityczne,
a masom co zostało?
Śmietniki uliczne.
bo każda niebezpieczna,
śliska?
Przygotować musieli
ogromne pastwiska,
cały świat jest otworem,
lecz większość została,
bo zapomnieć Ojczyzny
swojej nie umiała,
a nie każdy potrafi,
ją kochać z daleka,
dlatego wciąż tu mieszka,
ale nie narzeka,
lecz jak wspomni przywódców
przy okrągłym stole,
chce zakrzyknąć wulgarnie:
Ożesz! Ja pier****!
Przebranżowili ustrój,
by śmiało korzystać
móc w sposób spokojny,
z tego, czym się napchali
od skończenia wojny.
Słowa prawdy gniewają,
robotnicza klasa,
to wymysł komunistów?
Jakaś inna rasa?
Najpierw ludziom wmówili,
że OD NICH ZALEŻY...
A teraz bieda tylko
naiwnym się szczerzy,
cwaniaki wykonali
salto polityczne,
a masom co zostało?
Śmietniki uliczne.
wtorek, 4 czerwca 2013
Próbują tu i ówdzie zwrócić mi uwagę, bym przestał, czasem któryś sugeruje... lagę!
Taki kostur sękaty, lub inaczej laga,
bo, to dla czytających jest pewna zniewaga,
tyle liter, i jeszcze w myśleniu niuanse,
oni chcą "po polskiemu"! Jak z TV romanse.
Lub, jak współczesne młodych kabarety,
prostackie i wulgarne, nieśmieszne niestety,
pewnie to jest powodem, choć teksty żałosne,
to oklaski odbiorców są długie i głośne.
Mickiewicz swoich rymów patentem nie chronił,
pisał z serca, nikt za nim też z lagą nie gonił,
wolę ja naśladować moim rymem wieszcza,
niż cicho siedzieć, kiedy korozja złowieszcza,
nasz piękny i bogaty język poniewiera,
moja mowa jest własna, w swej prostocie szczera.
Nie będę się do prozy, choć ją kocham, zmuszał,
a poetą nie jestem, abym się napuszał,
przytyk, że częstochowskie, mnie niby rozlicza
zarzutem postponuje wieszcza Mickiewicza.
bo, to dla czytających jest pewna zniewaga,
tyle liter, i jeszcze w myśleniu niuanse,
oni chcą "po polskiemu"! Jak z TV romanse.
Lub, jak współczesne młodych kabarety,
prostackie i wulgarne, nieśmieszne niestety,
pewnie to jest powodem, choć teksty żałosne,
to oklaski odbiorców są długie i głośne.
Mickiewicz swoich rymów patentem nie chronił,
pisał z serca, nikt za nim też z lagą nie gonił,
wolę ja naśladować moim rymem wieszcza,
niż cicho siedzieć, kiedy korozja złowieszcza,
nasz piękny i bogaty język poniewiera,
moja mowa jest własna, w swej prostocie szczera.
Nie będę się do prozy, choć ją kocham, zmuszał,
a poetą nie jestem, abym się napuszał,
przytyk, że częstochowskie, mnie niby rozlicza
zarzutem postponuje wieszcza Mickiewicza.
A właściciel baranów dyskretnie się śmieje, władzę trzymam po cichu, jawnie przywileje
Barany zadowolone,
mają nowego pastucha,
właściciel stada się śmieje:
- socjotechniczna podpucha!
Sam namówiłem do buntu!
Myśl demokracji poddałem,
ile się przy tym ich buncie
serdecznie, dyskretnie uśmiałem,
zabawne skoki baranie...
i spanie na styropianie...
Już mają po europejsku,
banki, giełd zniżki i wyże...
żaden baran nie widzi,
że fryzjer ten sam ich strzyże!
Zmieniłem im trochę pastwiska,
inną trawą obsiałem,
teraz lepiej się strzygą,
o swoje dobro zadbałem.
Na tamtej dawnej łące
burdel się zrobił zupełny,
bieda, smród i dziadostwo,
nie dało się już strzyc wełny.
I tylko durnych baranów
było na szczęście w bród,
pomysł z tym ruchem społecznym,
to marksistowski cud!
Jak psu kość, tak im temat
jakiś się nieraz podrzuci
i już baran z baranem
tryka się i kłóci!
I tak są sobą zajęci
(w tym cała moja otucha),
że żyją w iluzji wolności
nie dostrzegając pastucha.
Pastuchom nakazałem
ażeby bałamutnie
wiedli wciąż sztuczne spory
i udawane kłótnie,
zdarzy się pastuch wyrywny
żądny chwilowych sław
i proponuje prześmiewnie
mirabelki i szczaw.
Takich cenię szczególnie
bo robiąc zamieszanie
wywołuje poczucie
mądrości w każdym baranie.
Czasem jakiś do muru
w biegu się rozpędza,
tryk! Smutny los barana!
Obłąkania nędza!
Nie chciał w stadzie pokornie?
Szukał rozwiązania?
Teraz elektroniczne
mamy wspomagania.
Wypad! Jazda z zagrody
prosto na ulicę!
Co się gapi? Jak wezmę
i za kudły chwycę!
Wyczyszczę w banku konto
i długi dopiszę!
Tyle robię dla niego
a niewdzięczność słyszę!
Zabrać młode, baranie?
Nasłać komornika?
Ot, jaki durny baran,
patrzy się spod byka!
Nie zrozumiał?
Nie wlazło do baraniej głowy?
Nadal wierzga i beczy?
Wypadek gotowy...
Wybrał pastucha z listy,
miał ich przecież kilka
(każdy w skórze baranka,
a o duszy wilka)
a teraz ma pretensje?
Oczadział czy chory?
Wolny wybór!
Mógł nie iść przecież na wybory!
Tyle różnych perspektyw,
tyle możliwości!
Wybrać tego czy tego
lub gdy wątpliwości
to nie marnować głosu
i nie kusić losu!
Na europejskich łąkach
pasą się barany,
historia starej łąki?
Rozdział zapomniany.
Ktoś tam kogoś rozstrzelał?
I o lepsze jutro
walcząc oblał benzyną,
spalił się i futro?
Dziś jest socjotechniczna
walka o przysmaki,
wczoraj już zapomniane,
los baranów taki.
Tu nie wiem jaki mędrzec
podda się bezradny,
historia, wolność, wnioski?
Starczy instynkt stadny.
Tylko czasem za serce
ściska rozpacz głucha
gdy w mediach pokazują
starego pastucha,
co zdziawszy swą partyjną
w krwi czerwieni szmatę,
judząc na się barany
struga demokratę!
*
Dniem powszednim zajęty
trawkę sobie skubiąc
prawdy dostrzec nie może,
Ojczyznę swą gubiąc.
Nad Rejtanem przeszedłszy,
co chcieli zrobili,
co z tego, że rozumni
w mur głową walili?
Choć zmiany, jak wspomniałem,
ogromne i śliczne,
to tylko dekoracja
bo iluzoryczne.
Trawa inna, zielona
i bardziej soczysta,
nowe łąki otworem,
sprawa oczywista.
Pastuchów pozmieniano,
doszły świecidełka
i tylko stary pastuch
jak diabeł z pudełka
wyskoczy i doglądnie
pasionego stada,
pogrozi i pouczy,
"po ludzku" zagada,
tu napomni jak ojciec
albo słowem zgani,
a ci, co poszli przodem?
Dawno zapomniani.
Pognano ich do przodu
dla chwały narodu
i ginęli od strzału
lub innej pułapki,
kto przed ich poświęceniem
dziś uchyli czapki?
"Tylko dla pośmiewiska: "byś pamiętał dziadzie",
wiązanki się pod zimne pomniki wciąż kładzie,
jakby na grobie zmarłej lecz dalekiej krewnej,
którą pamięć wspomina we mgle rzadkiej, zwiewnej."
mają nowego pastucha,
właściciel stada się śmieje:
- socjotechniczna podpucha!
Sam namówiłem do buntu!
Myśl demokracji poddałem,
ile się przy tym ich buncie
serdecznie, dyskretnie uśmiałem,
zabawne skoki baranie...
i spanie na styropianie...
Już mają po europejsku,
banki, giełd zniżki i wyże...
żaden baran nie widzi,
że fryzjer ten sam ich strzyże!
Zmieniłem im trochę pastwiska,
inną trawą obsiałem,
teraz lepiej się strzygą,
o swoje dobro zadbałem.
Na tamtej dawnej łące
burdel się zrobił zupełny,
bieda, smród i dziadostwo,
nie dało się już strzyc wełny.
I tylko durnych baranów
było na szczęście w bród,
pomysł z tym ruchem społecznym,
to marksistowski cud!
Jak psu kość, tak im temat
jakiś się nieraz podrzuci
i już baran z baranem
tryka się i kłóci!
I tak są sobą zajęci
(w tym cała moja otucha),
że żyją w iluzji wolności
nie dostrzegając pastucha.
Pastuchom nakazałem
ażeby bałamutnie
wiedli wciąż sztuczne spory
i udawane kłótnie,
zdarzy się pastuch wyrywny
żądny chwilowych sław
i proponuje prześmiewnie
mirabelki i szczaw.
Takich cenię szczególnie
bo robiąc zamieszanie
wywołuje poczucie
mądrości w każdym baranie.
Czasem jakiś do muru
w biegu się rozpędza,
tryk! Smutny los barana!
Obłąkania nędza!
Nie chciał w stadzie pokornie?
Szukał rozwiązania?
Teraz elektroniczne
mamy wspomagania.
Wypad! Jazda z zagrody
prosto na ulicę!
Co się gapi? Jak wezmę
i za kudły chwycę!
Wyczyszczę w banku konto
i długi dopiszę!
Tyle robię dla niego
a niewdzięczność słyszę!
Zabrać młode, baranie?
Nasłać komornika?
Ot, jaki durny baran,
patrzy się spod byka!
Nie zrozumiał?
Nie wlazło do baraniej głowy?
Nadal wierzga i beczy?
Wypadek gotowy...
Wybrał pastucha z listy,
miał ich przecież kilka
(każdy w skórze baranka,
a o duszy wilka)
a teraz ma pretensje?
Oczadział czy chory?
Wolny wybór!
Mógł nie iść przecież na wybory!
Tyle różnych perspektyw,
tyle możliwości!
Wybrać tego czy tego
lub gdy wątpliwości
to nie marnować głosu
i nie kusić losu!
Na europejskich łąkach
pasą się barany,
historia starej łąki?
Rozdział zapomniany.
Ktoś tam kogoś rozstrzelał?
I o lepsze jutro
walcząc oblał benzyną,
spalił się i futro?
Dziś jest socjotechniczna
walka o przysmaki,
wczoraj już zapomniane,
los baranów taki.
Tu nie wiem jaki mędrzec
podda się bezradny,
historia, wolność, wnioski?
Starczy instynkt stadny.
Tylko czasem za serce
ściska rozpacz głucha
gdy w mediach pokazują
starego pastucha,
co zdziawszy swą partyjną
w krwi czerwieni szmatę,
judząc na się barany
struga demokratę!
*
Dniem powszednim zajęty
trawkę sobie skubiąc
prawdy dostrzec nie może,
Ojczyznę swą gubiąc.
Nad Rejtanem przeszedłszy,
co chcieli zrobili,
co z tego, że rozumni
w mur głową walili?
Choć zmiany, jak wspomniałem,
ogromne i śliczne,
to tylko dekoracja
bo iluzoryczne.
Trawa inna, zielona
i bardziej soczysta,
nowe łąki otworem,
sprawa oczywista.
Pastuchów pozmieniano,
doszły świecidełka
i tylko stary pastuch
jak diabeł z pudełka
wyskoczy i doglądnie
pasionego stada,
pogrozi i pouczy,
"po ludzku" zagada,
tu napomni jak ojciec
albo słowem zgani,
a ci, co poszli przodem?
Dawno zapomniani.
Pognano ich do przodu
dla chwały narodu
i ginęli od strzału
lub innej pułapki,
kto przed ich poświęceniem
dziś uchyli czapki?
"Tylko dla pośmiewiska: "byś pamiętał dziadzie",
wiązanki się pod zimne pomniki wciąż kładzie,
jakby na grobie zmarłej lecz dalekiej krewnej,
którą pamięć wspomina we mgle rzadkiej, zwiewnej."
Etykiety:
4 czerwca 1989,
barany,
bujdy na resorach,
lipa,
obłuda,
palikotyzm polityczny,
pic,
rocznica ponownego ogłupienia,
zakłamana historia,
zakłamanie
Subskrybuj:
Posty (Atom)